Reklama

Taksówkarz i szafarz

Andrzej Jędrocha z Brzezin, z parafii Morawica za kierownicą taksówki pracuje już przeszło 30 lat. Działacz parafialny, katolicki, niezastąpiony orator podczas parafialnych (i nie tylko) okoliczności. W kościele w Morawicy posługuje jako lektor, kantor, nadzwyczajny szafarz Eucharystii. I to właśnie ta posługa kształtuje go jako chrześcijanina, człowieka, ojca rodziny, dziadka i pracownika. Wyznacza mu kierunek i sens życia

Niedziela kielecka 20/2012

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Urodził się w rodzinie gospodarzy Marianny i Józefa, w Brzezinach koło Morawicy. Miał sześcioro rodzeństwa. Dwóch jego braci (Janusz i Marek) zmarło w wieku niemowlęcym. Trzeciego brata stracił po tragicznym wypadku. Mama uczyła ich modlitwy i patriotyzmu, dobrego pożycia z sąsiadami. - Kiedy nadchodził październik klękała z nami do Różańca, wierciliśmy się po dziesiątku, ale ona odmawiała cały. W maju śpiewała pięknie maryjne pieśni, chodziła z dziećmi na majówki. - Choć to były czasy komunistyczne, tato nigdy nie zapisał się do partii - wyznaje.

Opuścił dom, by ulżyć rodzinie

W domu każdy miał swoje obowiązki. Najstarszy brat pasał krowy, Andrzej - jako młodszy, odpowiadał za pilnowanie rodzeństwa, podczas gdy rodzice pracowali w polu. Nie było czasu na naukę, dlatego też tyle wiedzy przyswoił, ile usłyszał w szkole, toteż edukacja była prawdziwym wyzwaniem. Po ukończeniu podstawówki wybrał się na Śląsk do szkoły o profilu chemicznym w Gliwicach. Opuścił rodzinny dom, aby ulżyć rodzicom. Trudne były to czasy, młody chłopak tęsknił za rodziną. W internacie spędzał długie godziny na nauce, nadrabiając znaczące braki. - Z kolegami siadywaliśmy w łaźni i uczyliśmy się na głos. Aż podpatrzył nauczyciel i orzekł: „tak nie może być”. Grono zadecydowało, że słabszym uczniom pomogą zdolniejsi, lepiej przygotowani. I tak trafił do pokoju prymusów. Kolegów, którzy pomagali mu wtedy w nauce, wspomina z wdzięcznością: byli to Adam Woch z Puław i Stefan Mochocki z Górna - jego serdeczny przyjaciel. Z rodzinnego domu wyniósł wartości katolickie. W internacie o nich nie zapomniał. Uczniom niezagrożonym nie wzbraniano chodzić na Roraty - Andrzej z kolegami uczęszczał na nabożeństwo. Motywowany przez nauczycieli, dostał od losu szansę i dobrze ją wykorzystał, bo szkołę ukończył na drugim miejscu. Rozpoczął pracę w Zakładach Chemicznych „Azot” w Puławach. Wkrótce, w 1967 r. został powołany do wojska, odbywał służbę w Braniewie i Elblągu, gdzie uczył się w Szkole Podoficerskiej. Tutaj awansował na szefa plutonu chemicznego. Powrócił do rodzinnych Brzezin w 1969 r. początkowo z myślą o wstąpieniu do werbistów w Pieniężnie. Nawet odwiedził zakonników, by „zaczerpnąć języka”, jednak ostatecznie nie zdecydował się. Przez jakiś czas pracował w kieleckim „Chemarze” przy pokryciach antykorozyjnych. Misterna praca była również zajęciem niezwykle szkodliwym. Wymagała stałych kontroli zdrowia. Jego organizm przekraczał normy naołowienia zbyt często, by dalej ryzykować zdrowie. W poszukiwaniu nowego zajęcia pomógł szwagier - kierowca taksówki. Namówił Andrzeja do zrobienia kursu i kupna samochodu. To pierwsze auto - fiat, kupiony od śp. ks. Korneckiego, służyło Andrzejowi 13 lat.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Nigdy nie jeździ w niedzielę i święta

O zawodzie taksówkarza mówi, że „nie zamieniłby tego zajęcia na żadne inne”. Taksówką jeździ przeszło 30 lat. - To zajęcie ma w pierwszym rzędzie charakter służebny, potem dopiero jest zysk - przekonuje. Nigdy odwrotnie. Dlatego zdarza mu się podwieźć staruszkę, która idzie w deszczu chodnikiem z ciężkimi siatkami i nie żąda zapłaty. Nigdy nie jeździ w niedzielę ani w święta. Zawsze ma pierwszą taryfę. Nie pojechałby za żadne pieniądze do agencji towarzyskiej ani po alkohol. Nie zabierze klienta, który źle się w jego obecności wyraża o wierze czy Kościele. Wielokrotnie podczas kursów zdarza mu się poruszać tematy wiary, Kościoła, sumienia, Pana Boga. Delikatnie tłumaczy, dyskretnie wskazuje błędy. Jest dobrym słuchaczem, doskonałym obserwatorem ludzi, potrafi dostrzec kogoś przygnębionego, zmartwionego; wysłucha, doradzi.

Służba i ewangelizacja za kierownicą

Podczas ostatniej wizyty papieża Jana Pawła II pewien klient zaraz jak wsiadł do taksówki Andrzeja, zaczął krytykować papieża. Andrzej jeszcze nie ruszył z miejsca, wysłuchał pasażera i odparł: - Jestem osobą wierzącą, obraził Pan moje uczucia religijne. Pan nie uszanował głowy Kościoła i zwierzchnika Państwa Watykańskiego. Po czym pomógł mu wysiąść. Koledzy początkowo byli zszokowani taką sytuacją, z czasem nauczyli się, że Andrzej ma zasady, których się trzyma, nie pozwala na lżenie Boga, religii czy Kościoła. Kiedy podchodzą do niego świadkowie Jehowy, jest otwarty na dialog. Kiedyś zaproponował im, aby wymienili się prasą - on chciał dać im „Niedzielę”, kiedy wręczali mu „Strażnicę”. Jednak świadkowie Jehowy nie chcieli przyjąć katolickiego pisma - opowiada.
Kiedyś przyszła pani z czterema dziewczynkami, były rozbrykane. Wiózł je do szkoły muzycznej. Nie chciały się uspokoić. On zaczął im opowiadać bajkę, która trwała całą drogę do szkoły. Od tej pory jeździły tylko z panem, który opowiada bajki. - Czekały specjalnie na mnie - mówi z uśmiechem.
- Taksówkarz to szczególny zawód, który wymaga kultury, aparycji, rozmowy, taktu - podkreśla. Przedsiębiorcom, gościom Targów Kielce, opowiada, z czego słyną Kielce. Podczas kursu dostarcza im solidną porcję wiadomości na temat historii, zabytków, kościołów w regionie i w mieście. Przyjezdni, ciekawi miejsca, w którym przebywają, cenią sobie taksówkarza dżentelmena, z wysoką kulturą osobistą, który snuje ciekawie gawędy, sypie ciekawostkami, historiami jak z rękawa. Często korzystają z jego usług i doceniają jego postawę.

Reklama

Biegnę jak do raju

Od 1992 r. posługuje w Kościele jako nadzwyczajny szafarz Eucharystii. Na kurs wysłał go śp. ks. Stanisław Kornecki. - Początkowo nie czułem się godny poszedłem na jedne zajęcia, a na kolejne już nie. Moją nieobecność zauważył ks. Andrzej Żądło i powiedział proboszczowi - mówi. Andrzej wysłuchał gorzkiej reprymendy, ale na następnym zajęciach i kolejnych już był. Kurs odbywał się w każdą pierwszą sobotę miesiąca. Najpierw była Msza św., potem zajęcia, jakiś poczęstunek. Pracował dopiero po południu, ale zawsze zdążył zarobić. - Opatrzność czuwała - zaznacza. Teraz uczestniczy w permanentnej formacji duchowej podczas comiesięcznych spotkań. - Na spotkania szafarzy biegnę jak na skrzydłach do raju. Wiele zawdzięcza kapłanom, którzy współpracują z szafarzami: ks. dr. Jerzemu Ostrowskiemu, ks. Chałupczakowi, ks. Olejarczykowi, ks. Adamowi Perzowi i obecnie odpowiedzialnemu za formację szafarzy - ks. Grzegorzowi Kaliszewskiemu, których postawa i wiara buduje jego własną.

Reklama

Zgrane małżeństwo

On i Janina są razem od 1972 r. Pochodzili z tej samej miejscowości. Jednak Andrzej, będąc najpierw na Śląsku, a potem w wojsku, nie miał okazji poznać dziewcząt z sąsiedztwa. Widywali się wcześniej w kościele, potem zaczęli się spotykać. Pobrali się w Święta Wielkanocne w 1972 r. Wychowali wspólnie dwie córki Martę i Marię Magdalenę, które założyły już swoje rodziny. Teraz Jędrochowie cieszą się z pięciorga wnucząt. Córki z rodzinami mieszkają tuż obok, toteż zawsze mogą widzieć się z wnukami, służą pomocą, gdy trzeba. Tworzą jedną wielką rodzinę. Andrzej wspiera żonę we wszystkim. Cieszy się, że po latach intensywnej pracy w służbie zdrowia, odchowaniu wnucząt, Janina może rozwijać swoje pasje i talenty. Janina uczęszcza na zajęcia Uniwersytetu Trzeciego Wieku przy UJK, rozwija swoje pasje muzyczne. Doskonale uzupełniają się w życiu. Po latach małżeństwa, wspólnych troskach i radościach okazują sobie wiele uczucia. Janinę bardzo wzruszyła pomoc męża i jego zaangażowanie w zorganizowanie pogrzebu jej przyjaciółki, która była osobą samotną. Dzięki pomocy Andrzeja mogła zostać pochowana w Morawicy, blisko ludzi, z którymi związana była długie lata serdeczną przyjaźnią. - Nie spodziewałam się, że tak docenia moje starania. Wzruszyłam się jak kiedyś powiedział mi, że „jestem taka, że pamiętam nawet o najmniejszego robaczka na dnie morza”.
Janina przyznaje, że musiała nauczyć się żyć z Szafarzem. Bardzo przeżywała kiedy początkowo zdarzały się sytuacje niezrozumienia jego posługi. - Niektórzy w kościele jakby obawiali się przyjąć Komunię św. od świeckiej osoby, omijali męża. Bardzo to przeżywałam - wyznaje. Teraz jest inaczej. Szafarz pomaga podczas większych świąt i uroczystości. Z czasem i Janina zaczęła dyskretnie towarzyszyć mężowi w jego posłudze. - Pomagam drzwi otworzyć do chorego, zdjąć płaszcz, razem się modlimy. Andrzej odwiedza chorych z Panem Jezusem w rekolekcje przed świętami i w każdą pierwszą sobotę miesiąca. - Czytam pierwsze czytanie, śpiewam psalm, potem czytam Ewangelię. Po Komunii św. składam Bogu dziękczynienie. Jest też chwila rozmowy z chorym. Przeważnie starsi ludzie, którzy są już prawie na drugim brzegu, traktują mnie jak księdza, są bardzo wdzięczni, trzymają za rękę. To są przeżycia i wielkie wzruszenia. Także dla bliskich chorego - opowiada. Komunii udzielał swojej śp. mamie, teściowi, sąsiadowi. Teraz chodzi z posługą do teściowej. - To wielka łaska, której jestem niegodny. Jestem człowiek grzeszny i słaby, a mogę dotykać Ciała Pana Jezusa. - mówi z pokorą.

Kantor, lektor, ministrant…

Proboszczowi ks. dziekanowi Janowi Ciszkowi, jak i wszystkim parafianom i mieszkańcom, znana jest praca Andrzeja Jędrochy i jego pełne poświecenia zaangażowanie w budowę kościoła w Morawicy. Był na każde zawołanie ks. prob. Korneckiego, organizował pieniężne zbiórki, wspierał jak mógł budowę z innymi. Działa w Stowarzyszeniu Rodzin Katolickich, brał także udział w III Synodzie Diecezjalnym w 1991 roku. Kiedy jest potrzeba, w kościele w Morawicy posługuje jako ministrant, lektor, kantor, a od 1992 r. szafarz nadzwyczajny Komunii św.
Od przeszło 30 lat przygotowuje także ofiarowanie Drogi Krzyżowej w Wielkim Poście i prowadzi nabożeństwo. Intencje, w zależności od kalendarza, zawsze nawiązują do rocznic, świąt kościelnych, patriotycznych uroczystości. Tymi słowami stara się zaprosić wiernych do modlitewnej medytacji. Służbę przy ołtarzu traktuje z należytą czcią, sumiennie przygotowuje się do każdego czytania, modląc się przedtem do Ducha Świętego. Nie zapomina o dziękczynieniu po Komunii św. i zawsze prosi Boga, „by nigdy nie był traktowany jak aktor”.
Ceniony w środowisku i przez społeczność Morawicy, jako otwarty i pomocny, zaangażowany w życie Kościoła i parafii w 2008 r. został wyróżniony tytułem Człowieka Miesiąca Maja przez kapitułę Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Morawickiej.
Jest także niezastąpionym oratorem, który przemawia podczas różnych okolicznościowych świąt. Kieruje podziękowania do księży rekolekcjonistów w imieniu parafian, przemawia podczas wizyt duszpasterskich biskupów czy innych zacnych gości. Inspiracje czerpie z audycji Radia Maryja, lektury religijnej książki czy modlitewników. Wyłuskuje z różnych źródeł ciekawe strofy wierszy, mądre myśli, stwierdzenia, skrzętnie notuje i zostawia na szczególną okazję. To jego pasja. Przemawia z opanowaniem i dobrą dykcją. Zdarza się, że ów człowiek, do którego skierowane są słowa, ze zdziwieniem zapyta: - Gdzie się Pan tego nauczył? On odpowiada szczerze i prosto: - Na taksówce.

W następnym numerze sylwetka ks. Antoniego Walochy (1889-1945), więźnia Woldenbergu, zamordowanego w dotąd niewyjaśnionych okolicznościach

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Dzieweczko Lipska, módl się za nami...

2024-05-03 20:00

[ TEMATY ]

Rozważania majowe

Wołam Twoje Imię, Matko…

Karol Porwich/Niedziela

Od wieków żywa i nieustanna miłość do Matki Najświętszej sprawiła, że 2 lipca 1969 roku doszło do koronacji „Maryi Lipskiej w maleńkiej posturze”. Dokonał jej Prymas Polski, Stefan Kardynał Wyszyński.

Rozważanie 4

CZYTAJ DALEJ

Św. Florian - patron strażaków

Św. Florianie, miej ten dom w obronie, niechaj płomieniem od ognia nie chłonie! - modlili się niegdyś mieszkańcy Krakowa, których św. Florian jest patronem. W 1700. rocznicę Jego męczeńskiej śmierci, właśnie z Krakowa katedra diecezji warszawsko-praskiej otrzyma relikwie swojego Patrona. Kim był ten Święty, którego za patrona obrali także strażacy, a od którego imienia zapożyczyło swą nazwę ponad 40 miejscowości w Polsce?

Zachowane do dziś źródła zgodnie podają, że był on chrześcijaninem żyjącym podczas prześladowań w czasach cesarza Dioklecjana. Ten wysoki urzędnik rzymski, a według większości źródeł oficer wojsk cesarskich, był dowódcą w naddunajskiej prowincji Norikum. Kiedy rozpoczęło się prześladowanie chrześcijan, udał się do swoich braci w wierze, aby ich pokrzepić i wspomóc. Kiedy dowiedział się o tym Akwilinus, wierny urzędnik Dioklecjana, nakazał aresztowanie Floriana. Nakazano mu wtedy, aby zapalił kadzidło przed bóstwem pogańskim. Kiedy odmówił, groźbami i obietnicami próbowano zmienić jego decyzję. Florian nie zaparł się wiary. Wówczas ubiczowano go, szarpano jego ciało żelaznymi hakami, a następnie umieszczono mu kamień u szyi i zatopiono w rzece Enns. Za jego przykładem śmierć miało ponieść 40 innych chrześcijan.
Ciało męczennika Floriana odnalazła pobożna Waleria i ze czcią pochowała. Według tradycji miał się on jej ukazać we śnie i wskazać gdzie, strzeżone przez orła, spoczywały jego zwłoki. Z czasem w miejscu pochówku powstała kaplica, potem kościół i klasztor najpierw benedyktynów, a potem kanoników laterańskich. Sama zaś miejscowość - położona na terenie dzisiejszej górnej Austrii - otrzymała nazwę St. Florian i stała się jednym z ważniejszych ośrodków życia religijnego. Z czasem relikwie zabrano do Rzymu, by za jego pośrednictwem wyjednać Wiecznemu Miastu pokój w czasach ciągłych napadów Greków.
Do Polski relikwie św. Floriana sprowadził w 1184 książę Kazimierz Sprawiedliwy, syn Bolesława Krzywoustego. Najwybitniejszy polski historyk ks. Jan Długosz, zanotował: „Papież Lucjusz III chcąc się przychylić do ciągłych próśb monarchy polskiego Kazimierza, postanawia dać rzeczonemu księciu i katedrze krakowskiej ciało niezwykłego męczennika św. Floriana. Na większą cześć zarówno świętego, jak i Polaków, posłał kości świętego ciała księciu polskiemu Kazimierzowi i katedrze krakowskiej przez biskupa Modeny Idziego. Ten, przybywszy ze świętymi szczątkami do Krakowa dwudziestego siódmego października, został przyjęty z wielkimi honorami, wśród oznak powszechnej radości i wesela przez księcia Kazimierza, biskupa krakowskiego Gedko, wszystkie bez wyjątku stany i klasztory, które wyszły naprzeciw niego siedem mil. Wszyscy cieszyli się, że Polakom, za zmiłowaniem Bożym, przybył nowy orędownik i opiekun i że katedra krakowska nabrała nowego blasku przez złożenie w niej ciała sławnego męczennika. Tam też złożono wniesione w tłumnej procesji ludu rzeczone ciało, a przez ten zaszczytny depozyt rozeszła się daleko i szeroko jego chwała. Na cześć św. Męczennika biskup krakowski Gedko zbudował poza murami Krakowa, z wielkim nakładem kosztów, kościół kunsztownej roboty, który dzięki łaskawości Bożej przetrwał dotąd. Biskupa zaś Modeny Idziego, obdarowanego hojnie przez księcia Kazimierza i biskupa krakowskiego Gedko, odprawiono do Rzymu. Od tego czasu zaczęli Polacy, zarówno rycerze, jak i mieszczanie i wieśniacy, na cześć i pamiątkę św. Floriana nadawać na chrzcie to imię”.
W delegacji odbierającej relikwie znajdował się bł. Wincenty Kadłubek, późniejszy biskup krakowski, a następnie mnich cysterski.
Relikwie trafiły do katedry na Wawelu; cześć z nich zachowano dla wspomnianego kościoła „poza murami Krakowa”, czyli dla wzniesionej w 1185 r. świątyni na Kleparzu, obecnej bazyliki mniejszej, w której w l. 1949-1951 jako wikariusz służył posługą kapłańską obecny Ojciec Święty.
W 1436 r. św. Florian został ogłoszony przez kard. Zbigniewa Oleśnickiego współpatronem Królestwa Polskiego (obok świętych Wojciecha, Stanisława i Wacława) oraz patronem katedry i diecezji krakowskiej (wraz ze św. Stanisławem). W XVI w. wprowadzono w Krakowie 4 maja, w dniu wspomnienia św. Floriana, doroczną procesję z kolegiaty na Kleparzu do katedry wawelskiej. Natomiast w poniedziałki każdego tygodnia, na Wawelu wystawiano relikwie Świętego. Jego kult wzmógł się po 1528 r., kiedy to wielki pożar strawił Kleparz. Ocalał wtedy jedynie kościół św. Floriana. To właśnie odtąd zaczęto czcić św. Floriana jako patrona od pożogi ognia i opiekuna strażaków. Z biegiem lat zaczęli go czcić nie tylko strażacy, ale wszyscy mający kontakt z ogniem: hutnicy, metalowcy, kominiarze, piekarze. Za swojego patrona obrali go nie tylko mieszkańcy Krakowa, ale także Chorzowa (od 1993 r.).
Ojciec Święty z okazji 800-lecia bliskiej mu parafii na Kleparzu pisał: „Święty Florian stał się dla nas wymownym znakiem (...) szczególnej więzi Kościoła i narodu polskiego z Namiestnikiem Chrystusa i stolicą chrześcijaństwa. (...) Ten, który poniósł męczeństwo, gdy spieszył ze swoim świadectwem wiary, pomocą i pociechą prześladowanym chrześcijanom w Lauriacum, stał się zwycięzcą i obrońcą w wielorakich niebezpieczeństwach, jakie zagrażają materialnemu i duchowemu dobru człowieka. Trzeba także podkreślić, że święty Florian jest od wieków czczony w Polsce i poza nią jako patron strażaków, a więc tych, którzy wierni przykazaniu miłości i chrześcijańskiej tradycji, niosą pomoc bliźniemu w obliczu zagrożenia klęskami żywiołowymi”.

CZYTAJ DALEJ

Chcemy zobaczyć Jezusa

2024-05-04 17:55

[ TEMATY ]

ministranci

lektorzy

Służba Liturgiczna Ołtarza

Pielgrzymka służby liturgicznej

Rokitno sanktuarium

Katarzyna Krawcewicz

Centralnym punktem pielgrzymki była Eucharystia przy ołtarzu polowym

Centralnym punktem pielgrzymki była Eucharystia przy ołtarzu polowym

4 maja w Rokitnie modliła się służba liturgiczna z całej diecezji.

Pielgrzymka rozpoczęła się koncertem księdza – rapera Jakuba Bartczaka, który pokazywał młodzieży wartość powołania, szczególnie powołania do kapłaństwa. Po koncercie rozpoczęła się uroczysta Msza święta pod przewodnictwem bp. Tadeusza Lityńskiego. Pasterz diecezji wręczył każdemu ministrantowi mały egzemplarz Ewangelii św. Łukasza. Gest ten nawiązał do tegorocznego hasła pielgrzymki „Chcemy zobaczyć Jezusa”. Młodzież sięgając do tekstu Pisma świętego, będzie mogła każdego dnia odkrywać Chrystusa.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję