Rekolekcje wielkopostne dla parlamentarzystów odbędą się w środę i czwartek 25-26 marca, a poprowadzi je o. Piotr Kropisz SJ. Pierwszego dnia jezuita spotka się z posłami i senatorami o godz. 20.00 w kościele św. Aleksandra, mieszczącym się na Placu Trzech Krzyży w Warszawie, a drugiego dnia w kaplicy sejmowej o godz. 7.15.
Godziny rekolekcji związane są z kalendarzem prac parlamentarnych, dlatego jednego dnia odbędą się wieczorem po obradach, a drugiego przed parlamentarnymi zajęciami w komisjach i na sali plenarnej.
O. Kropisz został poproszony o poprowadzenie rekolekcji przez duszpasterza parlamentarzystów ks. Piotra Burgońskiego. Jest rekolekcjonistą, kierownikiem duchowym, odpowiedzialnym za dom rekolekcyjny w Europejskim Centrum Komunikacji i Kultury w Warszawie-Falenicy. Wcześniej przez ponad 10 lat był duszpasterzem akademickim w Warszawie i Gdańsku. Jest aktywny w mediach społecznościowych - prowadzi na Facebooku i Youtube videoblogi ewangelizacyjne.
"Chcę trzymać się prostoty przekazu Ewangelii. Jezus łączy, a nie dzieli. Jezus walczy o prawdę, ale to nie walka o teoretyczną ideę, lecz o każdego człowieka. Jezus uczy być w dialogu, przebaczać i prosić o przebaczenie. Dba o tych, którzy są zapomniani" - tłumaczy w rozmowie z KAI rekolekcjonista, pytany o to, jakie zagadnienia duchowe planuje podjąć podczas spotkania z parlamentarzystami.
Zdaniem o. Kropisza, duchowe nauki mogą pomóc posłom i senatorom szerzej spojrzeć na otaczającą ich rzeczywistość niż tylko w kontekście bieżącej debaty publicznej. - Perspektywa celu życia człowieka - a nie bieżącego sporu politycznego - może być pomocna na dalszą aktywność dla parlamentarzystów - uważa jezuita.
Ojciec Kropisz przypomina, że Ewangelia jest skierowana do każdej osoby, także do polityków. Pytany, czy potrafią oni słuchać, zamiast jedynie przemawiać, jezuita odpowiada z optymizmem: "Możemy rozłożyć inaczej akcenty albo podać inne przykłady, ale główny przekaz Jezusa jest podobny dla polityków, kolejarzy, pielęgniarek, prawników i piekarzy. Nie tylko politycy więcej mówią niż słuchają. Uogólnienie, jakoby "w zasadzie tylko przemawiali" wydaje mi się zbytnim uproszczeniem".
- Mamy trudność, żeby słuchać. My wszyscy. A Bóg jest cierpliwy i komunikuje się z nami, z nadzieją, że jednak się w Niego wsłuchamy. Trzeba więc wracać do prostego przekazu Jezusa, licząc na to, że któreś serca otworzą się na Niego - dodaje duchowny.
Udział w rekolekcjach wynika według niego z osobistej odpowiedzialności parlamentarzystów, ale tę zasadę powinno się przykładać do każdej grupy zawodowej. - Z tego co wiem, niektórzy z polityków - podobnie jak ma się rzecz w innych grupach społecznych - dbają o osobiste rekolekcje. Świetnie, jeśli mają szansę na realne wyciszenie i skupienie tylko na modlitwie - tłumaczy o. Kropisz SJ.
W rekolekcjach wezmą udział - co oczywiste - politycy przyznający się w swoim życiu do wiary w Boga, ale czy takie spotkanie może zainteresować także parlamentarzystów niewierzących?
"Teoretycznie tak. Przekaz Jezusa jest uniwersalny i wielu niewierzących uznaje zasady Ewangelii za punkt odniesienia w swoim życiu. Wszyscy niesiemy krzyże w życiu. Wszyscy doświadczamy krzywdy i możemy trwać w żalu, albo zdecydujemy się na przebaczenie. Wszyscy mamy się lepiej w mniejszych czy większych społecznościach, kiedy "zajmujemy ostatnie miejsca". Wszyscy możemy pytać o sens naszego życia - wierzący i niewierzący" - wyjaśnia o. Piotr Kropisz SJ.
Duszpasterzem parlamentarzystów jest obecnie ks. Piotr Burgoński. Z jego posługi korzysta ok. 150 osób. Kapelan odprawia Msze św. w kaplicy sejmowej, w których uczestniczą posłowie, senatorowie i pracownicy kancelarii (czytają czytania, prowadzą śpiew). Kaplica jest cały czas otwarta, politycy często odwiedzają ją na chwilę modlitwy przed rozpoczęciem obrad. W kaplicy wystawiany jest do adoracji Najświętszy Sakrament, istnieje także możliwość spowiedzi dla parlamentarzystów. Kapelan organizuje ponadto różne konferencje i sympozja tematyczne, np. „Polityka w nauczaniu Jana Pawła II”, a także 2 lutego coroczną Pielgrzymkę Parlamentarzystów na Jasną Górę oraz rekolekcje adwentowe i wielkopostne.
Testowanie Polaków
Od 2007 r. jesteśmy testowani przez zmasowane akcje „piarowe” premiera Donalda Tuska. Była na początku prośba o 500 dni spokoju, aby rząd PO-PSL mógł przeprowadzić konieczne reformy. Potem czarowały naród ofensywy, najpierw jesienna, potem wiosenna, w których miało się pojawić 100 projektów ustaw. W tym celu premier przeprowadził się do Sejmu, aby dopilnować ich szybkiego uchwalenia. Szkopuł w tym, że było to zwyczajne mydlenie oczu i bicie piany. Obecnie pojawiło się tzw. drugie exposé z wnioskiem o wotum zaufania - oby ostatnia już akcja testowania, a raczej uwodzenia Polaków obietnicami (ktoś policzył, że w ciągu 5 lat było ich 194).
To zrozumiałe, że premierowi nie wypadało przepraszać za coś, w co sam nie wierzył. Mimo wszystko jednak sądziłem, że w tzw. drugim exposé premier wskaże, jak pokonać wzrost bezrobocia, przeprosi za likwidację stoczni, za zgodę na wysokie ceny za rosyjski gaz, za rosnącą emigracją, za zapaść w służbie zdrowia oraz na rynku leków refundowanych (ich sprzedaż spadła w gwałtowny sposób, co świadczy, że wielu chorych rezygnuje z ich zakupu). Nie pokajał się premier za to, że przez 5 lat chlubił się, iż na Euro 2012 powstanie nowoczesna sieć autostrad, dróg ekspresowych, mostów i obwodnic (o kompletną klapę występu polskich piłkarzy nie mam do niego pretensji). Żadna z planowanych inwestycji drogowych nie została ukończona, a przy ich realizacji padły polskie firmy budowlane, ponieważ międzynarodowe i rodzime konsorcja nie wywiązały się z umów.
I rzecz najważniejsza: liczyłem, że może premier dotknie problemu gigantycznego wzrostu długu publicznego, który wynosi 860 mld zł (w 2007 r. wynosił nieco ponad 500 mld). Krótko mówiąc, po czterech latach rządów ekipa PO doprowadziła do zwiększenia długu sektora instytucji rządowych i samorządowych o 62 proc. w stosunku do tego, jaki zastał po wszystkich poprzednich rządach w Polsce. Stało się tak, mimo że rząd podnosił podatki, likwidował kolejne ulgi podatkowe, podnosił koszty pracy, np. składkę rentową płaconą przez przedsiębiorców za pracowników. Jednym słowem - przez minione 5 lat żyliśmy w fikcyjnym dobrobycie, opartym głównie na długach oraz stosowaniu przez ministra Jacka Rostowskiego kreatywnej księgowości i tym podobnych sztuczek.
A teraz kilka słów o, mam nadzieję, ostatnim już testowaniu Polaków przez premiera z Platformy Obywatelskiej, czyli drugim exposé. Premier powoływał się w nim na dobry plan budżetu na 2013 r. i utrzymanie wzrostu gospodarczego. Tymczasem ekonomiści twierdzą, że to literatura science fiction. Założenia nie mają żadnego odniesienia do realiów gospodarczych. Przyjęty wzrost gospodarczy na poziomie 2,2 proc. można włożyć między bajki. Są podstawy, by sądzić, że czeka nas kryzys strefy euro i w związku z tym zapaść gospodarcza, a PKB będzie na poziomie najwyżej 1 proc. Także bezrobocie w przyszłym roku, planowane na 13 proc., będzie oscylować na poziomie 18-20 proc. Najgorsze jest to, że w tym budżecie nie ma żadnego planu ratunkowego.
Nie uratuje ekipy premiera kosmetyczny projekt ustawy o tzw. deregulacji, zakładający ułatwienie dostępu do 50 zawodów. Nie poprawi wizerunku ustawa przewidująca ułatwienia w uzyskaniu pozwolenia na budowę. Nawet to, że udało się stworzyć założenia do projektu ustawy dotyczącej gazu łupkowego, nie wyrówna już poniesionych strat przy sprzedaży koncesji na jego wydobycie. Czy rolników ucieszy wprowadzenie ustawy o rachunkowości, co oznacza ich większe opodatkowanie? Czy ucieszą pracowników górnictwa ograniczenia przywilejów emerytalnych (pozostaną tylko dla tych, którzy pracują pod ziemią)? Czy poprawią sytuację społeczną zmiany w Funduszu Kościelnym? Dobrze, że mali podatnicy, o obrotach firmy do 1,2 mln euro, nie będą mieli obowiązku zapłaty VAT w wyniku wystawionej faktury, jeśli od kontrahenta - innego płatnika VAT - nie otrzymali zapłaty.
Nie będę wymieniał dalej zapowiedzianych ustaw i zmian, które w końcu musiały się pojawić, aby nie wspominać o ostatnich aferach wokół rządzących: taśmach Serafina, aferze hazardowej, cyfryzacyjnej, z Amber Gold czy wołającym o pomstę do nieba skandalu ze sprawą ekshumacji i podmiany ciała Anny Walentynowicz. Tak jak nie może być żadnego usprawiedliwienia dla rządu wobec panoszącej się korupcji i nepotyzmu, tak też naród nie zapomni zakłamania i urzędniczej buty wokół Smoleńska.
Donald Tusk ma obecnie powody do obaw. Na połowę listopada zapowiedziany jest wniosek PiS w sprawie debaty i głosowania nad konstruktywnym wotum nieufności dla rządu. Jeszcze nie ma on odpowiedniego poparcia w Sejmie, ale być może posłowie przeciwni tej inicjatywie zweryfikują swoje stanowisko. Do ich wyobraźni powinny przemówić sondaże, dające PiS dużą przewagę nad PO. Jeśli zostaną potwierdzone w dłuższym czasie, to czeka Platformę nieuchronna utrata poparcia społecznego, podobnie jak to było w przypadku AWS w 2001 r. oraz SLD w latach 2004-2005.
CZYTAJ DALEJ