Tegoroczne spotkanie związane jest z jubileuszem 25-lecia Jasnogórskiego Telefonu Zaufania. „Przyszedł kiedyś na Jasną Górę pan przeżywający trudności małżeńskie, który gdy zadzwonił po pomoc do miejskiego telefonu usłyszał, że rozwiąże swoje problemy, gdy uda się do agencji towarzyskiej. Był roztrzęsiony taką propozycją. A dla nas było to potwierdzenie, że należy ruszyć z telefonem stricte katolickim” – zdradził o. Kazimierz Maniecki, dyrektor jasnogórskiego telefonu.
Jedną z podstawowych zasad telefonów zaufania jest anonimowość rozmówcy. Często łatwiej jest porozmawiać o swoich problemach z kimś zupełnie obcym. A tematyka prowadzonych rozmów jest bardzo szeroka. „Czasem ludzie mają pewien opór, ponieważ wydaje im się, że do telefonu trzeba dzwonić z obiektywnie trudnym problemem, czyli jak chcę popełnić samobójstwo, jeżeli jestem chory, to koniecznie na jakąś śmiertelną chorobę itd. Natomiast wiadomo, że problem jest rzeczą subiektywną, tzn. nie można porównywać jednego telefonu z drugim, bo ta osoba w danym momencie, która dzwoni dla niej jest to najważniejsze, trudne i bolesne” – wyjaśniła jedna z kobiet posługujących z telefonie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
U podstaw pomagania przez telefon zaufania leży przekonanie, że człowiek ma siłę, aby poradzić sobie ze swoimi problemami To, co najbardziej pomocne znajduje się w nim samym i należy tylko pomóc mu to odkryć.
Telefon zaufania wymyślił anglikański pastor, Chad Varah. Prawie 60 lat temu, na swej pierwszej placówce duszpasterskiej, odprawiał pogrzeb młodej dziewczyny, która popełniła samobójstwo. Tak go to poruszyło, że postanowił przeciwdziałać. Wpadł na pomysł założenia telefonu, pod który mogliby zadzwonić ludzie znajdujący się w rozpaczy i pragnący skończyć ze sobą. Dlatego hasło "reklamowe" pierwszego na świecie telefonu zaufania brzmiało: "Zanim popełnisz samobójstwo - zadzwoń". Duszpasterska inicjatywa pastora Chada przyniosła efekty. Królowa angielska nagrodziła go nawet za to, że przyczynił się do spadku liczby samobójstw popełnianych w Londynie. Okazało się, że dzwonili nie tylko potencjalni samobójcy, ale najróżniejsi ludzie "zagubieni w życiu". W pierwszym telefonie zaufania dyżurowali wolontariusze. Nazwali swą grupę "Samarytanie".