Ks. Jarosław Grabowski: Ksiądz Arcybiskup, jako wieloletni redaktor Niedzieli i stały felietonista naszego tygodnika, doskonale rozumie rolę mediów. Czy nadal Ksiądz Arcybiskup pozostanie „medialnym biskupem”, który nie tylko współtworzy media, ale też dobrze je rozumie i docenia?
Abp Andrzej Przybylski: Moja medialność to nie jest medialność celebryty, ponieważ nie jestem człowiekiem z pierwszych stron gazet. Rozumiem natomiast medialność w mojej posłudze w Kościele, to, czym są media dla ewangelizacji, dla kontaktu Kościoła ze światem – dzisiaj są po prostu rzeczywistością niezbędną. Obecnie nie da się prowadzić dialogu ze społeczeństwem bez udziału mediów. Najpowszechniejszym jednak sposobem docierania do ludzi jest przede wszystkim obecność w tej przestrzeni ze słowem Bożym.
Używanie mediów jest więc dziś podstawowym narzędziem dla biskupa...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ludzie coraz częściej czerpią wiedzę o Bogu, wierze i Kościele nie z ambon, ale z mediów, głównie z internetu. Musimy to zrozumieć i być tam ze słowem Bożym. Nie uważam jednak, żeby media pozostały jedynym takim narzędziem. Wciąż mamy przepowiadać na ambonie, na ulicach, na katechezie, w różnych miejscach, wspólnotach, tam, gdzie są ludzie, a skoro oni są w mediach i stamtąd czerpią wiedzę – również tę duchową – to nie wolno nam tam nie być.
Reklama
Czy nowy metropolita katowicki może zostać „łącznikiem” między dwoma flagowymi, najbardziej rozpoznawalnymi tygodnikami katolickimi: Niedzielą i Gościem Niedzielnym?
(Uśmiech) Te dwa czasopisma mają jednego założyciela – bp. Teodora Kubinę. Być może to jest dla nas znak, że mimo różnorodności trzeba iść wspólną drogą... I pewnie to jest jeden ze znaków mojej nominacji.
Jednak warsztat i doświadczenie medialne zdobywał Ksiądz Arcybiskup w Niedzieli. Pozostanie zatem tylko sentyment czy coś więcej?
Warsztat to pewna umiejętność, doświadczenie. Tego nigdy się nie zapomni, nawet gdy wchodzi się w nowe rzeczywistości, instytucje i wrażliwości. Nie da się zgubić tego, w czym się wyrastało i czego się doświadczyło. W 100-lecie archidiecezji częstochowskiej i katowickiej historia zatoczyła koło. Przecież wspomniany pierwszy biskup częstochowski Teodor Kubina przyszedł z Katowic, a po stu latach do tego miasta przychodzi biskup z Częstochowy.
Po nominacji na metropolitę katowickiego pojawiło się więcej obaw czy nadziei? Nie obawia się Ksiądz Arcybiskup posłania na Śląsk, który pod względem kulturowym i mentalnym jest inny od rodzinnego Łowicza czy naszej częstochowskiej archidiecezji?
Reklama
Moją nominację odczytałem jako „sprawdzam” ze strony Pana Boga w Roku Jubileuszowym, którego przewodnim tematem jest nadzieja. Wygłosiłem o nadziei wiele rozważań i konferencji, w związku z czym zrozumiałem, że Pan Bóg chce sprawdzić, czy wchodzę w nowe posłannictwo z nadzieją. Najbardziej towarzyszyła mi więc nadzieja, która nie jest hurraoptymizmem, ale realizmem. Wchodzę w Kościół, który ma olbrzymie dziedzictwo, określone korzenie, jest usytuowany w konkretnym kontekście kulturowym. Pewnie, patrząc po ludzku, pojawiają się lęki, jak sobie poradzę. Wspomnę tutaj pierwszy list pasterski bp. Kubiny jako biskupa Kościoła częstochowskiego, który zaczynał się od wyrażenia lęku. On przyszedł w drugą stronę – ze Śląska do Częstochowy. Biskup uznał, że jest od Boga znakiem jedności Śląska i Polski. Te wątki kulturowe są więc dla mnie niesłychanie ważne. Chcę się wpisać w śląską mentalność, chcę bardzo mocno zrozumieć tożsamość tego regionu i Kościoła, lepiej ją poznać i doświadczyć jej. Jestem natomiast przekonany, że to, co istotne w tej archidiecezji, jest wspólne dla Kościoła powszechnego. Wiemy, że w każdym Kościele lokalnym zawiera się cały Kościół powszechny i skądkolwiek biskup przychodzi do danej społeczności, wchodzi najpierw z tą powszechnością.
Ale musi się też zderzyć z lokalną mentalnością...
I tego pewnie będę musiał się uczyć. Ona stanowi otoczkę dla Ewangelii. Jest czymś istotnym, ale nie najważniejszym.
Ksiądz Arcybiskup jest wielkim zwolennikiem dobrze rozumianego Kościoła synodalnego. W jednym ze swoich felietonów w Niedzieli napisał Ksiądz Arcybiskup wymowne słowa: „Synodalność to nie tylko jakiś system czy strategia duszpasterska, ale też mentalność ucznia Chrystusa”. Jaką strategię duszpasterską chce Metropolita przyjąć w Katowicach?
Reklama
Przychodzę z programem, który ma na imię Chrystus i Ewangelia. Oczywiście, będę uczył się Kościoła katowickiego, tak aby wprowadzić Ewangelię w te naczynia, które już są zbudowane, pewnie z własnym doświadczeniem, bo każdy biskup wnosi w Kościół lokalny rysy swojej duchowości. Na pewno synodalność i kolegialność w zarządzaniu Kościołem są dla mnie niezwykle ważne. Bardzo mocno liczę na współpracę z biskupami pomocniczymi, z wielkim prezbiterium z olbrzymim potencjałem duchowym i intelektualnym, oraz ze wspólnotami. Ponadto w Kościele katowickim podziwiam syntezę tradycji z nowoczesnością. Duchowość Śląska mocno opiera się na tradycji, zwyczajach – i to jest piękne, zdaję sobie jednak sprawę z tego, że archidiecezja katowicka jest jedną z większych metropolii w Polsce, w której zachodzą zmiany społeczne. Obserwujemy odchodzenie od ciężkiego przemysłu górniczego na rzecz tego nowoczesnego, co rodzi też dużo problemów, ale widzę w Kościele katowickim wielki potencjał syntezy tradycji z otwarciem na nowoczesność. Trzeba będzie przełożyć to na strategie duszpasterskie, żeby nie zaniedbać tego, co jest niezbywalnym dziedzictwem, a jednocześnie otworzyć się na nowe rzeczy w formach głoszenia Ewangelii.
Jako biskup pomocniczy był Ksiądz Arcybiskup niejako wykonawcą strategii duszpasterskiej biskupa diecezjalnego. Miał więc ograniczone pole działania. Na czym teraz, po nominacji, najbardziej będzie zależało Metropolicie katowickiemu?
Dla mnie najważniejsze jest to, żeby na różne sposoby, w sposób czytelny i dostosowany do dzisiejszych czasów, głosić Ewangelię. A zatem nowa ewangelizacja. Jednym z priorytetów będą dla mnie ludzie młodzi. Widzę, jak bardzo potrzebują oni – ze swoimi popękanymi fundamentami – Bożej propozycji, dlatego musimy ją przekazywać śmiało i otwarcie. Impulsem do troski o młodych jest dla mnie również fakt, że wchodzę w Kościół sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego i jego niesamowitej propozycji charyzmatycznej, którą jest Ruch Światło-Życie. Zależy mi również na współpracy duchownych ze świeckimi. Z jednej strony czuję, że biskup chodzi w butach księży, a z drugiej – widzę, jak Kościół budzi się w ludziach świeckich. Znając swoje role w Kościele, jedni i drudzy muszą iść razem. I wreszcie ubodzy. Wyrosłem z doświadczenia troski o ludzi z niepełnosprawnościami i ta troska doprowadziła mnie do Chrystusa. Jestem święcie przekonany, że troska o ubogich i potrzebujących jest nie tylko troską charytatywną i powinnością po ludzku rozumianego miłosierdzia, ale jest doświadczeniem mocy Boga, która najbardziej objawia się właśnie w ubogich.