Reklama
Sięgam głęboko pamięcią wstecz i nic. Nie, nie zaćmiło mnie. Nie przypominam sobie po prostu, a bardzo się staram, abym w ostatnim czasie – myślę o kilku latach – czy to czytał, czy słyszał o przypadku, że w Polsce zaatakowano jakiegoś homoseksualistę, transgenderowca, biseksualistę. Żeby go nie daj Boże pobito, żeby szturchnięto, żeby komukolwiek z tej grupy stała się krzywda. Na myśl przychodzi mi za to sytuacja przeciwna. To mężczyzna udający kobietę o pseudonimie Rafalala napadł niedawno na nastolatkę na ulicy. I co? I nic? Już sobie wyobrażam, co by się działo, gdyby w podobnej sytuacji agresorem był człowiek w koloratce. Zdaję sobie również sprawę, że niemożliwe, bym informację o ataku na przedstawiciela środowiska LGBT przeoczył. Żeby mi umknęła albo żebym jej nie zauważył wśród dziesiątek tysięcy komunikatów, którymi jestem codziennie bombardowany. Musiałbym ją dostrzec, nawet gdybym nie chciał. Nie pozwoliłyby mi na to sprzyjające tym środowiskom więcej niż bardzo media głównego nurtu. Zrobiłyby na bank awanturę. Taki podniosłyby rejwach, że wszystkie inne informacje zostałyby zepchnięte natychmiast do cienia. Jestem więc pewien, że takiej sytuacji w ostatnim czasie nie było, ale na wszelki wypadek, świadom, iż ludzka – w tym moja – pamięć jest zawodna, przeszukałem „neta”. Coś wyskoczyło, rzucam okiem. Chodzi o 2017 r. Tak, pobito homoseksualistów. Gdzie? W tolerancyjnym Berlinie. Nawet nie dziwi, bo Żydów też częściej atakują w Niemczech, a u nas panoszy się antysemityzm. Oczywiście, to kwaśny żart. Statystyki polskiej Policji również nic nie mówią o wzroście przemocy wobec homoseksualistów. Po prostu nad Wisłą nie ma tematu. Pytam zatem: Dlaczego tak nachalnie organizuje się w naszym kraju protesty przeciwko brakowi poszanowania dla drugiego człowieka czy grupy ludzi, skoro nic nie wskazuje, aby ich nie szanowano?
Ukryte motywy
Tak, to prawda, tacy ludzie – homoseksualiści, transgenderowcy i inni – są. Mimo że większość Polaków nie podziela ich stylu życia, żyją sobie w naszym kraju spokojnie. Chodzą po ulicach. Nic im się nie dzieje – po prostu norma. Dlaczego zatem środowiska LGBT organizują coraz częściej tzw. Marsze Równości? Czemu służył ten marsz, który przeszedł Alejami Najświętszej Maryi Panny w Częstochowie w niedzielne przedpołudnie i minął po drodze trzy kościoły, z których wychodzili z nabożeństw wierni? Dlaczego zamierzano go zakończyć niemal pod figurą Matki Bożej Niepokalanej, i to w momencie, w którym na Szczycie Jasnogórskim trwała Msza św. z udziałem wielkiej rzeszy pielgrzymów? Przecież na odległość widać, słychać i czuć, że o coś zupełnie innego chodziło organizatorom tego i innych tego typu eventów. W częstochowskim przypadku, mówiąc w skrócie i obrazowo, chodziło o symboliczne zdobycie Jasnej Góry, co poniekąd wyrażał jeden z obraźliwych transparentów niesionych przez grupkę: „MATKA BOSKA ZAWSZE Z NAMI”. Nie ma innego racjonalnego wytłumaczenia motywów, które kierowały organizatorami.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Chodziło o zdobycie Jasnej Góry dlatego, że jest ona stolicą polskiego ducha. Nie, nie zamierzają tego symbolu przejąć, bo do niczego nie jest tej grupie potrzebny. Motywem było, by to, co najświętsze dla milionów Polaków, zszargać, a pewnie części tego środowiska marzy się, aby to zniszczyć. Tak to wszystko wygląda i na to wskazuje. Reszta – słowa o tolerancji, wolności, poszanowaniu drugiego człowieka itd., itp. – to tylko zasłona dymna, zwykła ściema. Szargając największe symbole – a o to chodziło w Marszu Równości pod Jasną Górą – rani się ludzkie serca. I to jest właśnie przejaw skrajnej nietolerancji, szczególnie wobec chrześcijan, pomnych na słowa ich Mistrza: „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle” (Mt 10, 28).
Kościół jest stróżem wolności
Mogli sobie przedstawiciele, zwolennicy i sympatycy LGBT – na częstochowskim marszu było raptem kilkaset osób, stawiam, że w części przyjezdnych – wybrać w Częstochowie inne miejsce. Właśnie z szacunku dla przekonań innych – katolików w szczególności – i w celu uniknięcia konfrontacji. Nikt im przecież nie odmawia prawa do zgromadzeń. Stąd pewnie wynikała stonowana reakcja Kościoła, jego przedstawicieli, na etapie zapowiedzi organizacji marszu. Podkreślę jeszcze raz: oburzenie budzą, bo muszą budzić, miejsce i pora tego zgromadzenia. Kościół uznaje wolność ludzką w całej rozciągłości. Jest jej stróżem i adwokatem. I w związku z tym, wbrew temu, co próbują wmówić opinii publicznej przedstawiciele LGBT, szanuje każdego człowieka, również wtedy, gdy uważa, że ten czyni źle, popełnia grzech. Kościół wyraźnie odróżnia grzesznika od grzechu. Dla grzesznika ma słowa miłosierdzia, dla grzechu – potępienia. Przed grzechem Kościół też się broni i dlatego nie godzi się na ewidentną prowokację oraz ma prawo i obowiązek ochrony skarbu świętości, powierzonego mu w kustodię przez Jezusa Chrystusa. Ci, którzy mu tego prawa odmawiają, którzy różnymi metodami próbują go tego uprawnienia pozbawić, którzy – zdarza się – zioną z nienawiści przeciw wspólnocie wierzących, już nie tyle chcieliby Kościół i ludzi wierzących zepchnąć i zamknąć w zakrystii – to taktyka sprzed kilkunastu lat – ile zupełnie zniszczyć. To przejaw mentalności absolutnie totalitarnej.
Nie można milczeć
Trudno się oprzeć wrażeniu, że w całej Europie, w tym w Polsce, mamy do czynienia z ofensywą całego lewicowego środowiska ideologicznego, którego częścią są grupy LGBT. To się dzieje na wielu polach: politycznym, legislacyjnym, edukacyjnym i przed sądami, przed które stawiani są ci, którym tylko nie podoba się taki styl życia. Kilka dni przed częstochowskim marszem hiszpańska lewica, która niedawno doszła do władzy, rozpoczęła proces usuwania krzyża z mauzoleum wojny domowej w Hiszpanii, bo „krzyż nie pasuje do państwa demokratycznego”. W katolickiej – nie wiadomo czy jeszcze można tak mówić – Irlandii minister kultury Josepha Madigan, znana notabene z proaborcyjnych poglądów, pod nieobecność kapłana odprawiła obrzęd Komunii św. i wygłosiła przy tym polityczne orędzie. W Polsce w ostatnim czasie, zauważalnie częściej niż do tej pory, również dochodzi do atakowania Kościoła i ludzi wierzących, że poprzestanę na wspomnieniu najświeższych aktów o zabarwieniu barbarzyńskim: ataku na Kurię Warszawską, pomalowania wulgarnymi hasłami zabytkowej katedry stołecznej i Kurii Warszawsko-Praskiej. Stali za tym zwolennicy aborcji. Widać czarno na białym, że agresja przeciwko wspólnocie Kościoła katolickiego w całej Europie rośnie i ludzie wierzący muszą powiedzieć jasno, wyraźnie i odważnie, iż na szarganie tego, co dla nich święte, po prostu nie ma zgody. Milczenie w tej sprawie jest najgorszą taktyką. Będzie zachętą do kolejnych kroków, które dziś wydają nam się niemożliwe, bo lewicowej ideologii, która jest fundamentem dla składającego się z różnych ugrupowań środowiska kulturowego i politycznego, przyświeca antydemokratyczne w istocie przekonanie, że władzy raz zdobytej nie oddaje się nigdy. A władzę zdobywa się zdecydowaniem i siłą. Jeżeli to nie wystarczy, dopuszczalna jest również przemoc.