Reklama

Kościół

50. rocznica śmierci położnej z Auschwitz - Stanisławy Leszczyńskiej nazywanej "aniołem życia"

50 lat temu zmarła położna z Auschwitz-Birkenau Stanisława Leszczyńska, która przyjęła w obozie 3 tys. porodów. Miała odwagę odmówić władzom mordowania żydowskich noworodków i chcąc je ratować po kryjomu przekazywała matkom, które straciły własne dzieci - powiedział PAP historyk ks. prof. Waldemar Gliński.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Stanisława Leszczyńska nazywana była przez współwięźniarki obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau "aniołem życia" lub "mateczką". W 50. rocznicę jej śmierci - 11 marca - zostanie oficjalnie zamknięty w archidiecezji łódzkiej diecezjalny etap jej procesu beatyfikacyjnego.

Z wydanych w 1965 r. wspomnień Leszczyńskiej pt. "Raport położnej", gdzie opisała swoje losy obozowe wynika, że w Birkenau przyjęła ok. 3 tys. porodów, podczas których nie zmarło żadne dziecko. Ostatni odebrała w płonącym baraku w dniu, w którym Niemcy uciekali.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Ks. prof. Waldemar Gliński z UKSW, który przewodniczył komisji historycznej w procesie beatyfikacyjnym Leszczyńskiej, powiedział PAP, że z relacji świadków oraz jej samej wynika, że Stanisława od najmłodszych lat lubiła zajmować się dziećmi. "Jej ambicje zawodowe zrodziły się w 1908 r. podczas podróży do Brazylii, gdzie jej rodzice wyemigrowali za pracą. Z analiz historycznych wynika, że decydujący okazał się udział 12-letniej Stanisławy w porodzie matki, który miał miejsce na statku do Rio de Janerio" - powiedział historyk.

Zwrócił uwagę, że w 1922 r. jako małżonka Bronisława Leszczyńskiego i matka dwójki dzieci (Bronisława i Sylwii), Stanisława ukończyła z wyróżnieniem Państwową Szkołę Położniczą w Warszawie. Było to dwuletnie studium zawodowe.

Powiedział, że "szybko po podjęciu pracy stała się osobą znaną i cenioną za swój profesjonalizm i oddanie". "Świadczy o tym choćby fakt, że kobiety specjalnie przyjeżdżały do Łodzi, aby to ona odebrała ich poród" - powiedział historyk. Zaznaczył, że "niejednokrotnie pomagała kobietom w nocy". "Jej córka Sylwia wspominała po latach, że kiedyś nawet specjalnie przerwano przedstawienie, na którym była w teatrze, aby wezwać ją do porodu" - powiedział ks. prof. Gliński. Wspomniał, że "podczas wojny dzięki protekcji Niemek u władz okupacyjnych, Stanisława mogła poruszać się po mieście w czasie godziny policyjnej, wykonując swój zawód".

Reklama

Historyk zwrócił uwagę, że Stanisława miała bliskie relacje ze środowiskiem żydowskim. Przed wojną jej mieszkanie w Łodzi przy ulicy Żurawiej 7 znajdowało się w sąsiedztwie chederu, czyli żydowskiej szkoły religijnej oraz synagogi, więc czymś naturalnym były codzienne relacje z wyznawcami judaizmu, którzy według danych z 1921 r. stanowili 34,5 proc. mieszkańców miasta".

"Z relacji jej syna wiemy, że Stanisława nie tylko znała język jidysz, ale również uczestniczyła w różnego rodzaju świętach żydowskich. O zażyłości z wyznawcami judaizmu świadczy choćby fakt, że kiedy zachorowała, to miejscowy rabin ogłosił w swojej wspólnocie modlitwy w jej intencji” – powiedział ks. prof. Gliński.

Zwrócił uwagę, że w czasie wojny z narażeniem życia pomagała łódzkim Żydom. "Przez jej mieszkanie przerzucano towary produkowane w łódzkim getcie na stronę aryjską. W jednej z jej relacji czytamy także o dziewczynce z getta, która chwilowo znalazła schronienie w domu Leszczyńskich" - powiedział historyk.

"Jej mąż Bronisław pracował w łódzkiej drukarni Bolesława Kotkowskiego, gdzie preparował dokumenty dla partyzantów i Żydów. Do getta przerzucano je 2-3 razy w ciągu miesiąca. Niestety, na skutek donosu cała rodzina została aresztowana. Mężowi i najstarszemu synowi udało się zbiec, natomiast dwaj młodsi synowie trafili do obozu Mauthausen-Gusen, a Stanisława z córką 17 kwietnia 1943 r. do obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, gdzie otrzymała nr 41335" - powiedział historyk.

Ekspert zwrócił uwagę, że w obozie Leszczyńska potrafiła przeciwstawić się nawet władzom obozowym "odmawiając mordowania noworodków żydowskich w kuble z odchodami". "Po kryjomu przekazywała je tym matkom, które straciły własne dzieci" – powiedział.

Przyznał, że Stanisława jako położna nie musiała np. jak inne więźniarki stawać codziennie do apelu. Posiadała także większą swobodę w poruszaniu się po obozie, z czego korzystała przynosząc chorym kobietom leki, płótna czy wodę do baraku, gdzie odbywały się porody, aby zapewnić dzieciom i matkom elementarną higienę. "W barakach, w których przebywały ciężarne były nie tylko szczury i różnego rodzaju insekty, ale wiele z kobiet chorowało na czerwonkę, co oznaczało, że w pomieszczeniu cały czas panował odór kału" – wyjaśnił.

Reklama

Powiedział, że do chwili oswobodzenia obozu przeżyło tylko trzydzieścioro z uratowanych przez nią dzieci. "Część z nich była obecna na jej pogrzebie w 1974 r. i do dziś daje świadectwo o heroiczności życia Stanisławy" - powiedział ks. prof. Gliński.

"Ze wspomnień córki oraz innych osób, które przeżyły obóz wiemy, że przed każdym porodem Leszczyńska modliła się o zdrowie dzieci i ich matek, a po narodzinach każde z nich chrzciła. Nazywana była przez większość więźniarek +mateczką+" – powiedział.

Zdaniem ks. prof. Glińskiego, "postawa Stanisławy Leszczyńskiej uczy szacunku do ludzkiego życia, zwłaszcza życia nienarodzonych dzieci". "Dla niej przykazanie dekalogu +Nie zabijaj+ było świętością. Miała świadomość, że z powodu warunków obozowych większość z odebranych przez nią w czasie porodu niemowląt umrze, mimo to do końca pozostała służąc kobietom. Nie uciekła, kiedy Niemcy opuszczali obóz i palili kolejne baraki, ale została, aby w jednym z nich odebrać ostatni poród w Birkenau" - zwrócił uwagę historyk.

Podkreślił, że "jej biografia pokazuje, że nie miała uprzedzeń narodowościowych ani wobec Niemców, ani wobec Żydów". Wpływ na to miały zapewne jej korzenie oraz wiara w Boga. Matka Stanisławy była Niemką wyznania ewangelicko-augsburskiego, która w wieku ok. 16 lat przeszła na katolicyzm, dzięki temu znała biegle niemiecki. "Poza tym Łódź w okresie międzywojennym była miastem wieloetnicznym w którym Polacy, Żydzi i Niemcy żyli w symbiozie" - powiedział historyk.

Reklama

"Po wojnie Leszczyńska nie mówiła dużo o przeżyciach obozowych, nie tyle z powodu traumy, co raczej nie chciała wywoływać uprzedzeń wobec Niemców" - ocenił. "O jej postawie najlepiej świadczą słowa jej zięcia Aleksandra Klossa (Niemca) znanego w środowisku muzycznym ówczesnej Łodzi - autor muzyki do wielu spektakli, w m.in. do +Balladyny+ Juliusza Słowackiego, który po latach nazwał teściową +aniołem+" – powiedział.

Przyznał, że "świętość Stanisławy było widać zwłaszcza w ostatnich etapie jej życia, kiedy mimo choroby nowotworu układu pokarmowego była pełna empatii dla służby medycznej". Jako przykład przytoczył jej reakcję na postawę syna lekarza, który zrugał personel medyczny za podanie matce zbyt dużej dawki potasu, co doprowadziło ją do zapaści. "Po odzyskaniu świadomości powiedziała mu: +Nie życzę sobie, żebyś traktował tak personel. Przecież oni chcieli dla mnie dobrze+"- powiedział historyk.

Leszczyńska zmarła 11 marca 1974 r. w wieku 78 lat, w Łodzi. W roku 1996, w setną rocznicę urodzin, jej szczątki spoczęły w kościele Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Łodzi, a w 1992 r. rozpoczął się jej proces beatyfikacyjny. (PAP)

autor: Magdalena Gronek

mgw/ agz/

2024-03-11 07:21

Ocena: +16 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

49 lat temu zmarła Stanisława Leszczyńska

[ TEMATY ]

Stanisława Leszczyńska

Kamil Gregorczyk

Stanisława Leszczyńska

Stanisława Leszczyńska

Są ludzie, których dzieje fascynują, których gesty, słowa i czyny poruszają, a postawa imponuje. Choć niekiedy naszym życiem nie dotykamy ich życia, mimo to są nam bardzo bliscy. Tak jak pewnie niejednej kobiecie bliska może być właśnie ona – Stanisława Leszczyńska. 11 marca mija 49 lat od jej śmierci.

Drobna, delikatna, o łagodnym spojrzeniu, fiołkowych oczach i uśmiechu Mona Lisy. Żona, matka, babcia, a dla wielu przyszłych matek – najczulsza opiekunka. Zakochana w swoich dzieciach i w tych najmniejszych, którym pomagała przyjść na świat. Nie miała łatwego życia, nie układało się wszystko prosto i pięknie. Los nie szczędził jej zapewne łez, uczucia strachu czy nawet przerażenia. Ale też dał ogromne chwile szczęścia, wzruszenia i radości. I wielką siłę. Siłę, którą czerpała z modlitwy i bezgranicznego zaufania Maryi.

CZYTAJ DALEJ

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

W czasie Roku Świętego 2025 nie będzie specjalnego wystawienia Całunu Turyńskiego

W czasie Roku Świętego nie będzie specjalnego wystawienia Całunu Turyńskiego. Zorganizowane zostaną jednak przy nim specjalne czuwania przeznaczone dla młodzieży. Jubileuszową inicjatywę zapowiedział metropolita Turynu, abp Roberto Repole.

- Chcemy, aby odkrywanie na nowo Całunu, niemego świadka śmierci i zmartwychwstania Jezusa stało się dla młodzieży drogą do poznawania Kościoła i odnajdywania w nim swojego miejsca - powiedział abp Repole na konferencji prasowej prezentującej jubileuszowe wydarzenia. Hierarcha podkreślił, że archidiecezja zamierza w tym celu wykorzystać najnowsze środki przekazu, które są codziennością młodego pokolenia. Przy katedrze, w której przechowywany jest Całun Turyński powstanie ogromny namiot multimedialny przybliżający historię i przesłanie tej bezcennej relikwii napisanej ciałem Jezusa. W przygotowanie prezentacji bezpośrednio zaangażowana jest młodzież, związana m.in. z Fundacją bł. Carla Acutisa, który opatrznościowo potrafił wykorzystywać internet do ewangelizacji.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję