Pani Aleksandro, Zbliżają się święta. Jestem mniejszością, która nigdy do nich nie tęskniła tak jak moi rówieśnicy. Po wielu latach myślę, że już wtedy przeczuwałam, dlaczego nie kocham zimy. Bo zima to moje samotne święta, kiedy stawiam na stole przykrytym białym obrusem zdjęcia tych, którzy odeszli do Pana, a jest ich wielu. Wszyscy moi najukochańsi, niektórzy tacy młodzi i piękni, wyprzedzili mnie i są tam, gdzie Bóg zgotował im nieustającą radość, bez bólu i łez. Patrzę na rozstawione fotografie i dzielę się z nimi opłatkiem, bo od wielu lat jestem osobą samotną. Od wielu lat też czekam, aż samotny wędrowiec zapuka do moich drzwi w ten jeden jedyny wieczór, ale nikt nie przychodzi. Jest to bolesne czekanie. Może gdybym była zdrowa, może gdybym mieszkała wśród starszych ludzi, ale mieszkam wśród bardzo młodych rodzin, które zawsze wyjeżdżają na całe święta do rodziców. Ktoś powiedział, że człowiek nie jest samotną wyspą - jest, ja to wiem! Gdzie te czasy, gdy byłam młoda i tak bardzo raniła mnie bezduszność dzieci w stosunku do starszych rodziców? Starałam się to piętnować, ale teraz świat jest o wiele gorszy. Moje cudowne dzieciństwo i młodość minęły jak mgnienie oka, tak naprawdę to nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, że nasze życie to „ulotny moment w otchłani czasu”. Może tylko my, starsi, którym zostały tylko wspomnienia. Irena
Święta przed nami. To taka cudowna sprawa, że mamy nie tylko pory roku, ale i rok liturgiczny. Pory roku gwarantują nam, że zima nie trwa wiecznie i lato nie jest bez końca. Rok liturgiczny natomiast to coroczna powtórka Pisma Świętego. Przecież Pan Jezus przyszedł na świat, aby nas zbawić, o czym zapewnia przez swoje Zmartwychwstanie. I tylko życie ludzkie tu, na ziemi, ma swój konkretny początek, ale ma także swój koniec. Czyli jest trochę tak jak jeden rok, ale bez powtórki. Starość to jakby jesień i zima. Już pogubiliśmy zielone listki, owoce zostały zebrane. Ale trwamy.
Ksiądz proboszcz w mojej parafii opowiedział kiedyś o pewnej kobiecie - religijnej, pobożnej, dobrej, która praktykuje pierwsze piątki miesiąca. Zapytał kiedyś, jak spędzi święta. Powiedziała, że ma zaproszenie do domu córki i wnuków, ale postawiła córce jeden warunek: żeby zięć się do niej nie odzywał. Podobno był nawet grzeczny i posłuchał tego życzenia teściowej. Ludzie, gdzie my żyjemy? Co to za chrześcijaństwo?
Oczywiście, nie jest to historia związana z naszą Czytelniczką. Ale dodam, że sama znam kilka osób, które… marzyły, by na święta być same. Rozumiem, że czasami - szczególnie dla starszych osób - takie rodzinne imprezy bywają męczące. Ale wystarczy trochę wysiłku, by przezwyciężyć tę niechęć do niewygody i pobyć razem. Przyjdzie bowiem taki czas, gdy zamiast drogich nam ludzi, naszych najukochańszych bliskich, pozostają z nami tylko ich fotografie…
Ach, ta historia! Zawsze ma w zanadrzu rytm Bożej Opatrzności, który wygrywa melodię, jakiej nikt by nie przewidział.
Rok 1978: Europa podzielona jak placek na dwa talerze – Zachód w blasku neonów, Wschód duszący się pod ciężarem szarej żelaznej kurtyny. I nagle, zza tej kurtyny, z peryferii świata, wyłania się człowiek z Krakowa – Karol Wojtyła, robotnik, poeta z notesem pełnym metafor, biskup z duszpasterstwem w tle, gdzie wiara kiełkowała w rozmowach przy kawie, kardynał. Staje się papieżem. A 22 października, na balkonie Bazyliki św. Piotra, rzuca w eter słowa: „Nie lękajcie się! Otwórzcie drzwi Chrystusowi”. Nikt wtedy nie podejrzewał, że to nie zwykłe hasło inauguracyjne, lecz detonator. Detonator wiary, wolności i odwagi, który wysadzi w powietrze cały system budowany na ateistycznym micie „człowieka-boga”. Komunizm, ten kolos na glinianych nogach, runie dekadę później – nie od rakiet, lecz od fali modlitw i pieśni, którą Jan Paweł II rozpętał na placu Zwycięstwa w Warszawie. Oto pierwszy dowód: pontyfikat, który nie tylko przetrwał, ale zmienił bieg historii.
Wilamowice to niewielkie miasteczko leżące ponad 30 km od Wadowic,
między Kętami a Oświęcimiem. Jest to jedna z najstarszych miejscowości
w tej części Polski, o ogromnie bogatej i interesującej przeszłości.
Została założona w połowie XIII wieku przez osadników pochodzących
z pogranicza Niemiec i Flandrii, na co wskazuje zachowana do dziś
gwara wilamowicka, przypominająca stare narzecza germańskie, anglosaskie,
fryzyjskie, angielskie i niderlandzkie. Józef Edlen von Mehofer w
pracy zatytułowanej Der Wadowicer. Kreis im Koanigsreiche Galizien
napisał, że wilamowiczanie byli energicznymi kupcami, zajmowali się
m.in. handlem tkaninami, wytwarzanymi w odległym o dwie mile Andrychowie.
Mieli swoje składy w Hamburgu i Lubece.
Dzieje mieszkańców Wilamowic ściśle splotły się i trwale
powiązały z dziejami narodu polskiego i Kościoła katolickiego. Spośród
nich wyrosło wielu wybitnych rodaków, zasłużonych dla Kościoła i
Ojczyzny, na czele z najwybitniejszym synem tej ziemi - metropolitą
lwowskim abp. Józefem Bilczewskim, który w czasie czerwcowej pielgrzymki
na Ukrainę zostanie wyniesiony do godności błogosławionych przez
Papieża Jana Pawła II.
Józef Bilczewski urodził się w Wilamowicach 26 kwietnia
1860 r. w ubogiej rodzinie rolniczo-rzemieślniczej. Naukę na poziomie
podstawowym pobierał w rodzinnej miejscowości i w Kętach. W latach
1872-80 uczęszczał do 8-letniego gimnazjum w Wadowicach. W Sprawozdaniach
Dyrekcyi drukowano co roku Spisy imienne uczniów podług lokacyi,
czyli wyniki klasyfikacji w każdej klasie. Józef Bilczewski na listach
klasowych notowany był bardzo wysoko. Zawarte tam wyniki podkreślają
pilność i nieprzeciętne zdolności.
13 czerwca 1880 r., co podkreśla dr Gustaw Studnicki
na łamach wadowickiego Przebudzenia, Bilczewski zdał egzamin dojrzałości.
Obejmował on wtedy pięć przedmiotów (pisemny i ustny): język polski,
łaciński, grecki, niemiecki i matematykę. W tym samym roku wstąpił
na Wydział Teologiczny w Krakowie i rozpoczął studia. Po ich zakończeniu
otrzymał święcenia kapłańskie z rąk kard. Albina Dunajewskiego, by
tydzień później obchodzić prymicje w rodzinnych Wilamowicach. W niedługim
czasie został wysłany na dalsze studia do Wiednia, Paryża i Rzymu.
Po powrocie do kraju pracował jako wikariusz w Kętach, w kolegiacie
Świętych Piotra i Pawła i w Gimnazjum św. Anny. Habilitował się na
Uniwersytecie Jagiellońskim, następnie został mianowany profesorem
dogmatyki Uniwersytetu Lwowskiego, a w 1900 r. wybrany jego rektorem.
Żywa działalność naukowa i publiczna - jak pisze Studnicki - zwróciła
nań uwagę władz kościelnych i świeckich. Mimo silnego oporu samego
kandydata, namiestnik Leon Piński nakłonił go do przyjęcia nominacji
na urząd arcybiskupa metropolity lwowskiego. W uroczystościach uczestniczyła
delegacja z Wilamowic. Wyniesienie ks. prof. Józefa Bilczewskiego
na tak wysoki urząd kościelny było dla wilamowiczan wydarzeniem wielce
radosnym, porównywalnym z późniejszym wybraniem Karola Wojtyły z
Wadowic na papieża.
Jako metropolita Józef Bilczewski położył ogromne zasługi
w rozwoju archidiecezji lwowskiej. Troszczył się o powiększenie liczby
duchowieństwa i placówek duszpasterskich. Działał na polu społecznym
i oświatowym. Jako członek Rady Szkolnej Krajowej zabiegał o polepszenie
doli nauczycieli, o zakładanie szkół, ochronek, czytelni i bibliotek,
zwalczając w ten sposób analfabetyzm. Znane jest jego słynne wystąpienie
w Sejmie w 1907 r. W gorącym przemówieniu postulował podniesienie
płac nauczycielskich. Organizował i popierał związki i stowarzyszenia
religijne, dobroczynne i zawodowe. We Lwowie zbudował wielki dom
katolicki.
W czasie wojen 1914-20 organizował komitet arcybiskupi
do pomocy ofiarom wojny, a także wstawiał się w sprawie prześladowanych
Polaków u metropolity L. Szeptyckiego. Zmarł z przepracowania 20
marca 1923 r., został pochowany na Cmentarzu Janowskim we Lwowie.
Papież Pius XI określił abp. Józefa Bilczewskiego jako "jednego z
największych biskupów swojej doby".
Pomimo upływu czasu i jakże zmienionej sytuacji polityczno-społecznej,
pamięć o świętym Biskupie trwa do dzisiaj. Pamiętają o Słudze Bożym
nie tylko we Lwowie, ale także w Wilamowicach. W rozmowie z proboszczem
parafii wilamowickiej - ks. Michałem Bogutą dowiedziałem się, że
parafianie w każdą środę w nowennie o beatyfikację abp. Józefa Bilczewskiego
proszą Boga o łaski za jego wstawiennictwem.
"Stałem się głową tej Archidiecezji, by także być jej
sercem. Wszystko, co Was obchodzi, znajdzie oddźwięk w duszy mojej"
. Te słowa towarzyszyły abp. Bilczewskiemu od początku do końca jego
dni.
W środę, 22 października, w dniu liturgicznego wspomnienia św. Jana Pawła II i w 47. rocznicę inauguracji Jego pontyfikatu, w Bazylice św. Piotra w Watykanie została odprawiona uroczysta Msza Święta w intencji pokoju na świecie. Przy ołtarzu Katedry św. Piotra modliło się blisko 1,5 tysiąca wiernych, duchowieństwo oraz przedstawiciele korpusu dyplomatycznego.
Eucharystii, sprawowanej w języku polskim, przewodniczył bp Robert Chrząszcz z archidiecezji krakowskiej, delegat Konferencji Episkopatu Polski ds. Duszpasterstwa Emigracji Polskiej. W koncelebrze wzięli udział m.in. abp Gintaras Grušas, metropolita wileński i przewodniczący Rady Konferencji Biskupich Europy (CCEE), ks. Paweł Ptasznik, rektor Kościoła i Hospicjum św. Stanisława BM w Rzymie oraz ks. Tomasz Jarosz, administrator Kościoła i Hospicjum św. Stanisława BM w Rzymie i około 100 księży.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.