Reklama

Abp. Józefa Życińskiego wspomina bp Antoni Długosz

„Na to się nie umiera”

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Każdego roku z okazji uroczystości św. Józefa składałem Józefowi imieninową wizytę. W tym roku umówiliśmy się na 11 marca, by podczas kolacji w lubelskiej rezydencji Arcybiskupa pogłębić więzy przyjaźni oraz powspominać osoby i wydarzenia związane z archidiecezją częstochowską. Józef potrzebował takiego „wytchnienia”, by w gronie życzliwych mu osób na chwilę zapomnieć o problemach związanych z posługą pasterską oraz profesorską.

Rzym, 10 lutego 2011 r.

Nieznane są Boże zamysły. 10 lutego, gdy jechałem z posługą do ośrodka „Betania”, w którym przechodzą terapię narkomani, rozmawiałem przez komórkę z s. Scholastyką, współpracującą z Arcybiskupem, by złożyć jej imieninowe życzenia oraz potwierdzić moją marcową wizytę w Lublinie. Siostra z wielką radością zapraszała, informując, że Ksiądz Arcybiskup wróci za kilka dni z Rzymu.
Wieczorem, ok. godz. 20, dostałem telefoniczną wiadomość od ks. Mariana Szczerby. Powiedział, że usłyszał w „Wiadomościach” TV informację o nagłej śmierci abp. Józefa Życińskiego. Nie dowierzałem! Inne serwisy informacyjne potwierdziły: Ksiądz Arcybiskup nie żyje! W mojej wyobraźni stanął uśmiechnięty Józef, mówiący: „Przyjadę do Częstochowy z siostrami na twoje urodziny!”. Zamknąłem oczy i natychmiast przypomniałem sobie ważniejsze epizody z jego życia.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Chciał być jezuitą

Urodził się na terenie parafii Rozprza. Liceum Ogólnokształcące kończył w Piotrkowie Trybunalskim, mieszkając w szkolnej bursie. Codziennie uczestniczył w rannej Mszy św. w kościele Jezuitów, za cenę rezygnacji ze stołówkowego śniadania. Jego pasją była nauka, co zauważali wszyscy profesorowie liceum. Imponował mu Zakon Jezuitów, myślał nawet o wstąpieniu do klasztoru. Jako starszy syn, brał jednak odpowiedzialność za mamę, która była wdową, oraz za młodszego brata - Wojciecha. W klasie maturalnej zwierzył się ze swoich planów zostania kapłanem księdzu prefektowi z diecezji łódzkiej - Piotrków Trybunalski należy bowiem do tej diecezji. Potem myśli o kapłaństwie zdradził prefektom z Rozprzy - natychmiast zachęcili go, by po maturze złożył dokumenty do Częstochowskiego Seminarium Duchownego w Krakowie.

Reklama

Przygotowanie do kapłaństwa i pracy naukowej

Sześcioletni pobyt w Krakowie pomagał Józefowi rozwijać jego filozoficzną pasję u boku ks. prof. Kazimierza Kłósaka. Pod jego kierunkiem napisał doktorat z filozofii, by wkrótce w ATK w Warszawie obronić drugi doktorat - z teologii. Był wyjątkowo koleżeński wobec seminarzystów. Słabszym intelektualnie kolegom pomagał w opanowaniu wiadomości, szczególnie z przedmiotów filozoficznych.
Po otrzymaniu święceń kapłańskich był wikariuszem w Wieluniu i w Gidlach. Dzielił się z klerykami swoimi cennymi doświadczeniami katechetycznymi na łamach seminaryjnego pisma „Nasze Życie”. Na szczególną prośbę ks. prof. Kłósaka został skierowany przez bp. Stefana Barełę do Krakowa na stanowisko prefekta Częstochowskiego Seminarium Duchownego. W innych seminariach duchownych Krakowa prowadził wykłady i seminaria z filozofii przyrody.

Nasze spotkania

Często spotykaliśmy się, gdy prowadziłem zajęcia z katechetyki. Lubiliśmy wieczorami spacerować wzdłuż wiślanych bulwarów, poruszając problemy związane z duszpasterską formacją kleryków. Chętnie pomagał mi w młodzieżowych rekolekcjach na terenie Krakowa, wygłaszając nauki oraz służąc w konfesjonale.
Odpowiedzialny za mamę, sprowadził ją do Krakowa, gdy brat Wojciech wstąpił do Towarzystwa Salezjańskiego. Matką opiekował się do jej śmierci. Pamiętam jego słowa, przekazane telefonicznie: „Po powrocie do domu zastałem martwą mamę. Módl się za nią!”. Śmierć pani Życińskiej była podobna do śmierci jej syna: zmarła z powodu rozległego zawału. Towarzyszyłem Józefowi i jego bratu Wojciechowi na pogrzebie ich matki w Rozprzy, któremu przewodniczył bp Miłosław Kołodziejczyk z Częstochowy. Józef troszczył się o rodzinny grób na cmentarzu w Rozprzy. Ile razy jechał do Częstochowy, odwiedzał grób rodziców.
Z jego inicjatywy odbywały się w Częstochowie interdyscyplinarne spotkania najpierw przy kościele św. Wojciecha, a następnie w auli Instytutu Fizyki Politechniki Częstochowskiej. Józef współpracował z prof. Bolesławem Wysłockim i jego synem. Do końca życia interesował się tematyką spotkań oraz brał w nich czynny udział.

Reklama

Okres tarnowski

Nie miał własnego samochodu. Pamiętam, jak prosił, by go zawieźć na Jasną Górę, chciał z Matką Bożą omówić ważne sprawy. Po ogłoszeniu jego nominacji na biskupa diecezjalnego w Tarnowie wyjaśnił mi, że był już wtedy nominatem, lecz ważyły się losy jego zdrowia: było podejrzenie choroby nowotworowej. Gdyby wyniki badań potwierdziły stan chorobowy, nie przyjąłby tej nominacji. Kolejny pobyt na Jasnej Górze wiązał się z podziękowaniem za wykluczenie zagrożenia chorobowego i z prośbą za wstawiennictwem Matki Bożej o pomoc w wiernej służbie Kościołowi tarnowskiemu. Dojeżdżał z Tarnowa do Krakowa, nie przerywając wykładów oraz naukowego seminarium z filozofii przyrody.
Każdego roku z okazji jego imienin udawałem się z krótką wizytą do Tarnowa - a potem do Lublina. Józef cieszył się, gdy towarzyszył mi także nasz ojciec duchowny ks. Henryk Bąbiński. Bardzo cenił jego posługę na stanowisku wychowawcy kleryków, a następnie proboszcza parafii św. Jakuba w Częstochowie. Tę wdzięczność potwierdził udziałem w pogrzebie ks. Bąbińskiego, na którym wygłosił synowską homilię pożegnalną.
Siedmioletnia posługa w diecezji tarnowskiej jest wielkim darem dla tego Kościoła. Wyrazem wdzięczności diecezjan tarnowskich był liczny ich udział w pogrzebowej stacji w katedrze tarnowskiej, a także kapłanów i wiernych w pogrzebie w Lublinie.

Lublin i pasja naukowa

Nominacja na biskupa lubelskiego była odpowiedzią na jego naukowe zamiłowania. Został równocześnie Wielkim Kanclerzem KUL-u i z wielką pasją prowadził zajęcia dydaktyczne na tej uczelni. Abp Życiński docierał na prawie wszystkie kontynenty, zapraszany z wykładami przez różne uczelnie. Bardzo dużo pisał i wydawał. Kiedyś powiedziałem do niego: „Przypominasz charyzmat św. Pawła: i jego życie, i twoje charakteryzują liczne podróże. Bogu dzięki, że cię nie kamienują, że nie przeżywasz rozbicia okrętu - jak doświadczył tego św. Paweł”. Z uśmiechem otrzymałem ripostę: „Kamienowany byłem, ale nieskutecznie!”.

Reklama

Wybitny uczony i duszpasterz

Jego łatwość pisania wykorzystywały różne periodyki, zamawiając u niego artykuły, komentarze, refleksje. Podziwiałem jego pracowitość. Raz zapytałem: „Czy chociaż jedne wakacje spędziłeś bez laptopa i bez książek?”. Odpowiedzią był wieloznaczny uśmiech.
Józef miał wielu przyjaciół nie tylko w świecie nauki, ale także wśród pisarzy, aktorów, piosenkarzy, członków zespołów muzycznych. Szczególną przyjaźnią darzył ks. Jana Twardowskiego; wygłosił kazanie na jego pogrzebie, a także był wykonawcą testamentu poety. Był też kaznodzieją na pogrzebie Czesława Miłosza.
Do końca życia przyjaźnił się z ks. prof. Michałem Hellerem, z którym uczestniczył w naukowych seminariach w Castel Gandolfo, organizowanych przez Ojca Świętego Jana Pawła II. Podziwiałem przygotowanie językowe Józefa: posługiwał się sześcioma nowożytnymi językami. Z klasycznych znał łacinę, grekę oraz język hebrajski. Zaliczany był do czołówki intelektualistów naszego kraju.
Nie zapominał jednak o tym, że jest duszpasterzem. Miał łatwy kontakt z dziećmi i młodzieżą. Podczas występów ekipy telewizyjnego programu „Ziarno” w Lublinie był z zaciekawieniem słuchany przez dzieci, którym prostym, obrazowym językiem przybliżał barwne epizody ze swego życia rodzinnego oraz duszpasterskiej posługi.

Nie żył dla siebie...

Przyjaciele Józefa, zaniepokojeni stanem jego zdrowia, prosili, by odpoczął oraz podjął solidną kurację. Wszystkim z uśmiechem odpowiadał: „Na to się nie umiera”. Tym stwierdzeniem dzielił się także w dniu swego zgonu. Nagła śmierć przerwała pracowite życie Józefa, zawiesiła wiele niezrealizowanych planów, rozpoczętych pisarskich prac. „W krótkim czasie przeżył czasów wiele” - jak mówi Księga Mądrości. Jego bogate życie streszcza przesłanie św. Pawła: „Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie (...) w życiu i w śmierci należymy do Pana” (por. Rz 14, 7-8).
Drogi Józefie! Myślę, że Pan Jezus w niebie nie pozwoli Ci na tak intensywną pracę, jaką prowadziłeś podczas ziemskiego życia.

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Andrzej Bobola uprosił mi uzdrowienie

[ TEMATY ]

św. Andrzej Bobola

Karol Porwich/Niedziela

św. Andrzej Bobola

św. Andrzej Bobola

Nawet najnowocześniejsze terapie medyczne, rodem z filmów sci-fi, mogą zawieść. Tak było w przypadku Idy Kopeckiej z Krynicy.

U czterdziestodwuletniej kobiety niespodziewanie pojawiły się potworne bóle, promieniujące na całe ciało. Nawet nadrobniejszy dotyk był dla niej niczym cios wymierzony przez zawodowego boksera, a każdy, nawet najmniejszy wysiłek fizyczny przysparzał zmęczenia, jakby wspinała się na Mount Blanc.

CZYTAJ DALEJ

Litania nie tylko na maj

Niedziela Ogólnopolska 19/2021, str. 14-15

[ TEMATY ]

litania

Karol Porwich/Niedziela

Jak powstały i skąd pochodzą wezwania Litanii Loretańskiej? Niektóre z nich wydają się bardzo tajemnicze: „Wieżo z kości słoniowej”, „Arko przymierza”, „Gwiazdo zaranna”…

Za nami już pierwsze dni maja – miesiąca poświęconego w szczególny sposób Dziewicy Maryi. To czas maryjnych nabożeństw, podczas których nie tylko w świątyniach, ale i przy kapliczkach lub przydrożnych figurach rozbrzmiewa Litania do Najświętszej Maryi Panny, popularnie nazywana Litanią Loretańską. Wielu z nas, także czytelników Niedzieli, pyta: jak powstały wezwania tej litanii? Jaka jest jej historia i co kryje się w niekiedy tajemniczo brzmiących określeniach, takich jak: „Domie złoty” czy „Wieżo z kości słoniowej”?

CZYTAJ DALEJ

Rodzice niepełnosprawnych dzieci w Sejmie: aborcja nie jest rozwiązaniem

2024-05-16 16:10

[ TEMATY ]

sejm

rodzice

niepełnosprawność

Adobe Stock

Na wysłuchaniu publicznym w sprawie projektów zmierzających do liberalizacji przepisów aborcyjnych oprócz organizacji pozarządowych uczestniczą także rodziny z dziećmi niepełnosprawnymi. - Znam kilkaset rodzin, które mają dzieci z niepełnosprawnościami i Zespołem Downa i oni sobie radzą. To nie jest rozwiązanie problemu - mówiła jedna z matek, Marta Witecka.

Po serii wystąpień przedstawicieli organizacji pozarządowych rozpoczęła się część dla osób indywidualnych. Ta część wysłuchania publicznego potrwa kolejne kilka godzin, gdyż do zabrania głosu zapisało się ponad 300 osób.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję