Reklama

Polityka jest widowiskiem

Niedziela Ogólnopolska 13/2010, str. 20-21

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wiesława Lewandowska: - Panie Profesorze, co złego jest w polskiej polityce, że narzekają na nią sami politycy?

Prof. Zdzisław Krasnodębski: - Niełatwo to zło określić. Faktem jest, że chyba nikt nie zdawał sobie sprawy, że może być aż tak źle. I co więcej, nie widać drogi wyjścia z tego dziwnego stanu. Polityka w polskim wykonaniu przerodziła się obecnie w inscenizację, w mało budujące przedstawienie, sterowane i sterujące najprostszymi ludzkimi emocjami: nienawiścią albo bezkrytycznym uwielbieniem. Oglądając polską telewizję, zwłaszcza jedną z najbardziej popularnych stacji, trudno wprost uwierzyć w prostotę zastosowanego schematu: telefony od widzów są zawsze naładowane „prawidłowymi” emocjami. Jeśli nienawiść, to wobec PiS, jeśli uwielbienie, to dla PO. W polskim społeczeństwie pojawiło się zbyt dużo tej politycznej nienawiści.

- Polacy, jak sami chętnie przyznają, mają dość polityki, bo jej zupełnie nie rozumieją, mają do tego stopnia dość politycznych afer, że już prawie nie widzą w nich niczego złego.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Jednak wydaje się, że ostatnia afera, hazardowa, wstrząsnęła Polakami. Pokazała naganny styl działania czołowych polityków, a obrady komisji hazardowej dowodzą wprost bezsilności państwa, pokazują bezradność przedstawicieli najwyższego organu Rzeczypospolitej, Sejmu, z których bez ogródek szydzi przesłuchiwany biznesmen. Mam nadzieję, że ludzie to wreszcie zauważą i wyciągną wnioski.

- Chyba jednak nie, skoro społeczne poparcie dla partii tych skompromitowanych polityków nie maleje...

- To rzeczywiście smutne, że w społeczeństwie polskim istnieje duże przyzwolenie na nieetyczne postępowanie polityków. Być może Polakom związki polityki z biznesem wydają się normalne… A jeśli nawet czymś się już zgorszą, to wystarczy, że w lud pójdzie wieść o tym, jak to dobry premier, niczym car, ukarał złego ministra. Politykom udało się w jakiś przedziwny sposób zapanować nad emocjami Polaków.

Reklama

- To może znaczyć, że mamy wreszcie u steru profesjonalnych polityków!

- Wręcz przeciwnie! Wygrywają, dlatego że w polskim społeczeństwie odżyła - a raczej została pobudzona - skłonność do drwiny z osób publicznych, tak charakterystyczna w czasach komunizmu. Gdy w latach 90. XX wieku toczyła się w Polsce dość zacięta debata na temat zasad ustrojowych, a później debata na temat lustracji, uczestnicy sporu traktowali się jeszcze poważnie. Od pewnego momentu natomiast przestano używać argumentów, zaprzestano sporu ideowego, a sięgnięto po bardziej efektywne metody sterowania polskimi duszami, czyli po drwinę, szyderstwo - z nazwisk, z wyglądu. Okazało się szybko, że wyśmiewanie przeciwników politycznych przynosi dobre skutki, że społeczeństwo polskie przyjęło chętnie ten język porozumiewania się z politykami.

- Czy ten prześmiewczo-negujący styl nie pojawił się wraz z polityczną aktywnością braci Kaczyńskich, którzy niemal od samego początku lat 90. stali się ulubionym celem krytyki i szyderstw?

- Problem ten dotyczy nie tylko samych Kaczyńskich, lecz całej formacji politycznej. W Polsce istnieje niechęć do ujawniania trudnej prawdy i ktoś, kto zaczyna o tej prawdzie mówić, natychmiast wydaje się człowiekiem dogmatycznym, nienawidzącym ludzi, rzucającym obelgi, szukającym haków. Aby kogoś takiego zniszczyć, w Polsce nie stosuje się merytorycznych argumentów, wystarczy go wykpić. Pomieszanie z poplątaniem panuje więc dziś w głowach Polaków.

- Uważa Pan Profesor, że Polacy nie są zdolni do podejmowania rozumnych, przemyślanych wyborów politycznych?

- Na to wygląda. Palikotyzacja i tabloidyzacja, czyli zwulgaryzowanie polskiej polityki, postąpiły już bardzo daleko, a przyczyniły się do tego najwydatniej polskie media, które nie zadają sobie trudu wyjaśniania jakichkolwiek głębszych problemów, twierdząc, że to nikogo nie interesuje. Jest to niewątpliwie związane z ogólnym stanem polskiego społeczeństwa, które łatwo - i nie tylko w najniższych warstwach - poddało się kulturze masowej. Ludzie w Polsce wprawdzie ciągle interesują się polityką, ale tylko w jej wymiarze personalnym, najbardziej powierzchownym. Przy całym swym krytycyzmie są zadziwiająco podatni na przekaz medialny, narzucający im gotowe oceny. A dzieje się tak dlatego, że brakuje struktur społecznych, środków obywatelskiego komunikowania. Z tego powodu polskie społeczeństwo zachowuje się niczym tłum na stadionie piłkarskim.

- Obwinia Pan za to polskie media?

- Myślę, że ponoszą sporą część winy za obecny stan. W Niemczech, które obserwuję z bliska, opinię publiczną kształtuje tzw. prasa jakościowa, czyli wielkie gazety, które stale utrzymują wysoki poziom. Od lat nie zmieniają szaty graficznej, są wierne swym tradycjom, nie dodają zbyt wielu obrazków dla ułatwienia odbioru. Po prostu szanują swych czytelników. W Polsce natomiast na łamach poważnych gazet często zamieszcza się tanie sensacje, a w prasie brukowej - daje poważne komentarze polityczne… Tak naprawdę nie ma gazet na bardzo dobrym poziomie, nikną z rynku czasopisma intelektualne, a na Zachodzie tego rodzaju czasopisma są ciągle przedmiotem dumy wydawców. Jest dla mnie oczywiste, że w Polsce i media, i politycy starają się schlebiać najgorszym gustom.

- A nam się wydaje, że właśnie dorównaliśmy Zachodowi - Europie!

- Bzdura! W żadnym cywilizowanym kraju nie robi się kariery politycznej dzięki wulgaryzmom czy wątpliwej jakości happeningom. Zadziwiające jest to, że nawet media uważające się za poważne najchętniej lansują tych polityków, którzy już zdobyli tanią popularność. Bo najważniejsza jest oglądalność (a więc wpływy z reklam), sprzedaż nakładu gazety…

- W którym momencie naszej najnowszej historii pojawił się błąd, że musiało powstać to nasze dzisiejsze błędne koło?

- Trudno to dziś już określić. W każdym razie stało się tak, że w mediach i polityce zaczęły padać kolejne bariery przyzwoitości, a za ich wywracanie nagradzano… W końcu doszło do pomieszania pojęć, porządków, hierarchii wartości. Dość żałosne jest to, że w Polsce w jakichś przedziwnych głosowaniach wybiera się mężów stanu (zostaje nim np. Kazimierz Marcinkiewicz…) lub najbardziej wpływowych Polaków (i wybiera się Tomasza Lisa…). To wszystko jest bardziej zabawą niż szukaniem prawdy… Ostatnio jeden z tygodników poprosił mnie o podanie punktacji najbardziej wpływowych kobiet według popularności, rozpoznawalności i charyzmy. Bulwersująca jest powierzchowność tych kryteriów, które przecież w żaden sposób nie określają realnego wpływu tych kobiet na rzeczywistość. Czasem mam wrażenie, że znajduję się w świecie Witkacego i Gombrowicza! Polacy, niestety, ciągle zwracają uwagę na pozory, gesty; nie liczy się nudna solidność, tylko głupia efektowność. Politycy wmawiają społeczeństwu, że zachowują się jak w Ameryce, ale nawet w Ameryce, gdzie jest więcej politycznej inscenizacji niż w Europie, nie dochodzi do tak żenującej przesady. Tam polityków ocenia się przede wszystkim po skutkach ich działalności, a nie po tym, jak wyglądają.

- Polacy jednak dali się przekonać, że jedna z partii jest bardziej ogładzona, bardziej światowa i chyba przede wszystkim dlatego tak bardzo jej ufają...

- Na to wygląda, bo przecież nie chodzi tu o ocenę skutków jej działalności, które merytorycznie biorąc, są bardzo mizerne... To zwracanie uwagi na pozory jest trudną do wykorzenienia, bardzo polską cechą narodową. U nas liczy się ciągle to, kto więcej i mocniej krzyczy, kto lepiej odegra jakąś rolę… Dlatego nasi politycy chętnie coś odgrywają, aby zaimponować rodakom - czy to zdeklasowanego hrabiego, czy oksfordczyka, czy wyluzowanego Amerykanina. Polakom to imponuje. Rzadko dziś mamy możliwość obserwowania dyskusji polityków np. o strategii rozwoju kraju, o rozwiązywaniu problemów, czyli tego, co gdzie indziej jest esencją polityki. Ten wymiar polityki w Polsce zaniknął, bo Polacy go nie chcą. Polacy oczekują od polityków występów artystycznych i to dosłownie - żeby występowali w „Tańcu z gwiazdami”, u Szymona Majewskiego albo w szopce. Wielbią ich właśnie za to. W Polsce polityka stała się częścią biznesu rozrywkowego.

- Naraża się Pan Profesor na święte oburzenie, mówiąc, że to społeczeństwo ponosi winę za zepsucie polityki.

- Być może, jednak uważam, że problemy polskiej polityki są wtórne. Gdyby nie było przyzwolenia, np. środowiska akademickiego, dziennikarskiego, czytelników, studentów i szerszej publiczności, to by się takie złe rzeczy nie działy. Gdyby kompromitujące w oczach ludzi było np. to, że polityk zachowuje się nieprzystojnie, prowokująco lub wulgarnie, to jego partia w wyborach nie weszłaby w ogóle do parlamentu. W Polsce jednak to nie jest naganne, ale wręcz pozytywne.

- Polacy uważają, że na tym właśnie polega polityka, że wszędzie na świecie uprawia się ją w podobny sposób.

- Nic podobnego! Wszędzie zdarza się jakiś element teatralności, zdarzają się skandale, prasa interesuje się życiem prywatnym polityków, ale to nie zajmuje całości życia politycznego, a przede wszystkim nikt nie robi w ten sposób kariery politycznej. W Polsce każdy polityk pisze blog, każdy stara się być oryginalny i niczym gwiazda show-biznesu chce za wszelką cenę być zauważony. Ważna jest rozpoznawalność, bo wtedy można liczyć na głosy w wyborach. Niedawno pewna młoda osoba powiedziała mi, że w nadchodzących wyborach prezydenckich będzie głosować na Andrzeja Olechowskiego, ponieważ on jest taki wysoki. Powierzchowność, owszem, liczy się w świecie mediów i polityki, ale nie może być jedynym kryterium politycznych wyborów. W Polsce, niestety, podstawą jest gra pozorów, miraż, mit, który się dobrze sprzedaje.

- W gronie opozycji mówi się o „aksamitnej dyktaturze” premiera Tuska. Czy to także miraż?

- Chciałbym, żeby to, co jest dziś celem partii rządzącej, czyli całkowita kumulacja władzy, okazało się jedynie mirażem, a nie realnym zagrożeniem. Nie jestem w tej sprawie pesymistą, bo uważam, że jeżeli ten proces dojdzie do końca i rzeczywiście nastąpi całkowita kumulacja władzy, to te wszystkie mechanizmy dziś uruchomione - dla przeciętnego obywatela jeszcze niewidoczne - kiedyś zwrócą się przeciwko tym, którzy tę władzę absolutną osiągną, ponieważ bunt jest w polskiej naturze. Nie przypuszczam, aby ta polska „aksamitna dyktatura” trwała długo, aby zaistniał taki stan jak na Białorusi.

- Dlaczego nazywa Pan ten obecny stan rzeczy IV RP Donalda Tuska?

- To przewrotne określenie. Przypomnijmy sobie, jak miażdżącej krytyce poddano PiS-owski projekt IV RP. Znaczna część polskiego społeczeństwa tak naprawdę nie chciała walki z korupcją, lustracji, silnego państwa. Hasła dotyczące przemiany i odnowy życia politycznego zostały zdeprecjonowane i wyśmiane, nastał okres cynizmu… Taka jest, moim zdaniem, IV RP Donalda Tuska. Określenia „IV RP” używano w sensie negatywnym, mówiono, że miała to być demokracja gwałcąca prawa mniejszości, że politycy dążyli do zawłaszczenia państwa. Gdybyśmy dziś wzięli teksty z tamtego okresu, te atakujące rządy PiS za pomysł IV RP, to dziś pasują one lepiej do sytuacji niż wówczas…

- Panie Profesorze, należy Pan do mniejszości - wszyscy dookoła są bardzo zadowoleni z obecnej sytuacji.

- To prawda, nie tylko większość Polaków, ale także nasi sąsiedzi są bardzo - może nawet bardziej niż sami Polacy - zadowoleni z rządów Tuska. Powiem coś bardzo niepopularnego, ale przecież oczywistego: że istnieją rozmaite interesy zewnętrzne, żeby w Polsce tak właśnie było, a nie inaczej. Poklepują nas po plecach, wbijają w dumę, ale zarazem dziwią się. Nasi zachodni sąsiedzi, którzy przeprowadzili lustrację, wymienili wszystkie elity w Niemczech Wschodnich, przecież nigdy by nie dopuścili do takiej sytuacji, aby np. media znalazły się w rękach zagranicznych inwestorów. Była tam wielka awantura, gdy gazeta „Berliner Zeitung” została przejęta przez obcy kapitał. Inni bardzo pieczołowicie i poważnie pilnują swoich spraw, a my nie.

- My chyba też, skoro jednak odnosimy jakieś sukcesy na europejskiej arenie?

- Rozumiem, że Pani teraz żartuje. Kiedyś w pewnej polskiej gazecie przeczytałem wielki tytuł „Donald Tusk objął rządy w Europie”… To naprawdę przypomina czasy Gomułki i Gierka, że można taką głupotę, taką fikcję wmawiać ludziom! Być może wierzą w to i sami politycy... Wygląda na to, że politykę w Polsce traktuje się jak sport: polscy politycy grają w piłkę po amatorsku, a wydaje im się, że grają w Bundeslidze. Tak naprawdę rozgrywają amatorskie mecze na swoich „orlikach”. q

Zdzisław Krasnodębski (ur. 1953) - socjolog, filozof społeczny, w latach 1976-91 wykładowca na Uniwersytecie Warszawskim, profesor uniwersytetu w Bremie (od 1995) oraz UKSW w Warszawie (od 2001)

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

Św. Katarzyna ze Sieny

Niedziela łowicka 41/2004

[ TEMATY ]

św. Katarzyna

Sailko / pl.wikipedia.org

Grób św. Katarzyny w rzymskiej bazylice Santa Maria Sopra Minerva, niedaleko Piazza Navona

Grób św. Katarzyny w rzymskiej bazylice Santa Maria Sopra Minerva, niedaleko Piazza Navona

25 marca 1347 r. Mona Lapa, energiczna żona farbiarza ze Sieny, urodziła swoje 23 i 24 dziecko, bliźniaczki Katarzynę i Joannę. Bł. Rajmund z Kapui napisał we wstępie do życiorysu Katarzyny: „Bo czyż serce może nie zamilknąć wobec tylu i tak przedziwnych darów Najwyższego, kiedy patrzy się na tę dziewczynę, tak kruchą, niedojrzałą wiekiem, plebejskiego pochodzenia...”.

Rezolutność i wdzięk małej Benincasy od początku budziły zachwyt wśród tych, z którymi się stykała. Matka z trudnością potrafiła utrzymać ją w domu. „Każdy z sąsiadów i krewnych chciał ją mieć u siebie, by słuchać jej rozumnych szczebiotów i cieszyć się jej dziecięcą wesołością”

CZYTAJ DALEJ

Jubileuszowy Dzień Wspólnoty w Czerwieńsku

2024-04-29 09:23

[ TEMATY ]

Ruch Światło‑Życie

Parafia Czerwieńsk

Jubileuszowy Dzień Wspólnoty

Waldemar Napora

Udział w spotkaniu wzięli ks. Dariusz Korolik, obecny moderator Ruchu Światło-Życie w naszej diecezji, kapłani związani z Oazą w różnym czasie, animatorzy oraz pary Domowego Kościoła

Udział w spotkaniu wzięli ks. Dariusz Korolik, obecny moderator Ruchu Światło-Życie w naszej diecezji, kapłani związani z Oazą w różnym czasie, animatorzy oraz pary Domowego Kościoła

Ruch Światło-Życie w ramach jubileuszu 50-lecia istnienia w diecezji zaprosił byłych oazowiczów na spotkanie w ramach Jubileuszowego Dnia Wspólnoty.

Jedno z kilku takich zaplanowanych spotkań odbyło się 27 kwietnia w parafii pw. św. Wojciecha w Czerwieńsku. Rozpoczęło się Mszą św. w kościele parafialnym pod przewodnictwem ks. Jana Pawlaka, wieloletniego uczestnika i moderatora Ruchu. Udział w spotkaniu wzięli ks. Dariusz Korolik, obecny moderator Ruchu Światło-Życie w naszej diecezji, kapłani związani z Oazą w różnym czasie, animatorzy oraz pary Domowego Kościoła. Przybyły także rodziny zainteresowane formacją w grupach oazowych.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję