Reklama

14 października - Dzień Nauczyciela

Niedziela toruńska 41/2002

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ostatnio przydarzyły mi się dwa bardzo podobne i dające do myślenia spotkania z młodymi ludźmi, których niegdyś uczyłem. W obu przypadkach, jak to się mówi, "darliśmy koty". Chłopcy byli niesforni; zdolni, ale w ostrej opozycji do szkoły, przy tym obdarzeni umiejętnościami przywódczymi, co w połączeniu z niemałą dozą tupetu przynosiło opłakane skutki dla całej klasy. Również i moje lekcje bywały niekiedy widownią niemiłych starć, kiedy od łagodnych napomnienień i prób nawiązania pokojowych stosunków trzeba było przejść do nazywania rzeczy po imieniu.
I oto po pewnym czasie, w odstępie kilku dni, natknąłem się na tych, którym próbowałem niegdyś nie tylko napełnić głowy wiedzą, ale skłonić też do refleksji nad własnym postępowaniem, zachęcić do podążania za tym, co dobre. Oba spotkania były do siebie podobne: chodnik, po którym jechałem rowerem, brak czasu na jakąkolwiek odpowiedź, bo natychmiast oddalaliśmy się w przeciwne strony. W pierwszym przypadku 16-letni Grześ (imiona są, oczywiście, zmienione) szedł w otoczeniu kolegów i koleżanek. Skłoniwszy się grzecznie, z pośpiechem głęboko zaciągnął się papierosem i jeszcze namiętniej przygarnął do siebie dziewczynę. Jego rówieśnik, Marek, na którego wpadłem o zmierzchu gdzieś na rogu ulicy, był sam i wykazał się znakomitym refleksem, gdyż dysponując dosłownie mgnieniem oka zdążył mnie pozdrowić niefrasobliwym: "Cześć, stary!". W obu przypadkach nie zachowałem się jak rasowy belfer, czyli tak, jak zapewne oczekiwali moi eksuczniowie: nie goniłem ich, nie próbowałem wygłosić umoralniającego kazania.
Spotkania te, z pozoru nic nie znaczące - ktoś zapyta: i o czym tu pisać? - utkwiły mi mocno w pamięci i często je rozważam. Przeprowadziłem rachunek sumienia, by odpowiedzieć sobie na pytanie, czy ci chłopcy mieli jakieś osobiste powody, by mnie nie lubić, czy ich w jakiś sposób nie skrzywdziłem, nie upokorzyłem, nie okazałem złej woli i wyszło mi, że nie (choć pewnie należałoby o to zapytać samych delikwentów). Dlaczego więc tak ostentacyjnie pokazali mi, jak bardzo lekceważą moją osobę i wszystko, co próbowałem im wpoić? Dlaczego nie przeszli obojętnie? Czy - a jeśli tak, to na ile - zawiniłem, czy raczej nie miałem żadnych szans w obliczu tego, jak ukształtowały ich rodziny i otoczenie? Jakie wartości - dla mnie cenne i niekwestionowane - pokazałem im tak nieprzekonywująco, w tak krzywym zwierciadle, że ich nie rozpoznali, nie uznali za swoje?
Jestem zwolennikiem poglądu, że szkoła powinna nie tylko uczyć, ale i wychowywać. W warstwie oficjalnych dokumentów nikt tego nie kwestionuje, w praktyce różnie to bywa i niejedna placówka, zamiast uszlachetniać, staje się dla młodego człowieka miejscem, w którym dokonała się jego inicjacja w zakresie misterium zła: tu nastąpiło pierwsze kłamstwo tłumaczące nieodrobione lekcje, pierwsze przekleństwo rzucone podczas przerwy na korytarzu, pierwsza bójka na boisku, pierwszy papieros w toalecie, pierwsze zetknięcie z pornografią tamże, pierwsze wymuszenie haraczu od "kotów", pierwsze zakupy u dealera... Czy nauczyciel w polskiej szkole ma jakiekolwiek szanse (pomijam kompetencje i chęci, których w większości przypadków nie podważam), by być - jakże dumnie to brzmi! - wychowawcą młodzieży, tym, który chroni ją przed złymi droga-mi, a prowadzi ku Dobru i Pięknu?
Wydaje mi się, że tak. Na szczęście nie brakuje pedagogów, którzy - niczym czarodzieje - tworzą coś z niczego. Bez wymyślnych pomocy dydaktycznych, wśród odrapanych ścian i nieśmiertelnych lamperii, potrafią fascynować swoją osobowoś-cią: głęboką wiedzą nie tylko z własnej, wąskiej dziedziny, ciepłym spojrzeniem, kulturą słowa, cierpliwością splecioną z odwagą reagowania na przejawy zła, dowcipem zamieniającym najnudniejszą lekcję w minishow, słowem - tysiącem cech, dzięki którym wychowankowie na zawsze zapamiętują ich nazwiska i, sami mając głowy pokryte siwizną, wymawiają je z szacunkiem.
Ale są też i tacy, którzy idą do pracy jak na ścięcie, marząc, by jak najszybciej odbębnić swoje godziny. Wchodzą do klasy spięci, w każdym słowie i spojrzeniu uczniów węszą podstęp, nie widząc w nich partnerów do dyskusji, krzykiem dochodzą swych racji, czynią z dziennika lekcyjnego bohatera uczniowskich nocnych koszmarów, nie pasjonują się dziedzinami, które wykładają, wybierają podręczniki - to hit ostatnich lat - nie według ich merytorycznej wartości, lecz w związku z korzyściami (np. czajnik bezprzewodowy...) oferowanymi przez wydawnictwa, słowem - swą pracę wykonują wyłącznie rozumem, nie wkładając w nią ni serca ni sumienia.
Których nauczycieli jest więcej? Nie czuję się na siłach, by o tym wyrokować, ale wierzę, że tych pierwszych. Zawód nauczyciela, jak rzadko który, weryfikuje motywy podjęcia pracy - bardzo często i wcale nie na wyrost pada tu słowo "powołanie". Niestety, w to powołanie jakże często wpisana jest porażka. Patrząc na wychowanków, zazwyczaj nie widzimy owoców swych wysiłków i pozostaje tylko wierzyć, że może kiedyś, w nieokreślonej przysz-łości, rzucone ziarno zakiełkuje...
Do tej garści nieuczesanych refleksji warto dorzucić jeszcze jedną. Trudno - przy całym szacunku dla pań - aby szkoła stanowiła zdrowe środowisko wychowawcze, jeżeli mężczyźni pełnią w niej rolę "rodzynków" (miałem już niegdyś przyjemność pracować w placówce, gdzie było nas dwóch: dyrektor i ja). Niestety, nic się nie zmieni pod tym względem, dopóki nauczyciele będą się błąkali po dolnych szczeblach drabiny wynagrodzeń. W tym miejscu trzeba rozprawić się z mitem o wysokości podwyżek, rzuconych od 1 października jako kiełbasa przedwyborcza przez miłościwie nam panujący rząd. Oficjalne liczby, do znudzenia podawane w prasie, były tak atrakcyjne, że ten i ów ze znajomych pospieszył do mnie z gratulacjami. Rzeczywistość jest znacznie mniej słodka: nauczyciele dyplomowani zamiast odtrąbionych na użytek opinii publicznej 580 zł (brutto, więc od razu odejmijmy jedną trzecią), otrzymają nieco ponad 300 zł, mianowani zamiast 180 zł - o 65 zł mniej, kontraktowi będą się martwić, co zrobić z dodatkowymi 26 zł, stażystom zaś oszczędzono trosk, bo nie dostaną nic. Rekord nierzetelności w zalewie medialnego szumu pobiło Życie, które podało, że pensja nauczyciela mianowanego (przed podwyżką) wynosi 2120 zł brutto (w rzeczywistości 1400 zł). Tak zwany wypadek przy pracy czy celowe wywoływanie w społeczeństwie wrażenia, że dzisiejsi nauczyciele to "paniska", którym ciągle mało?
Na koniec zagadka "ku pokrzepieniu serc": do jakiej szkoły chodzi wnuczka premiera? Do Szkoły Podstawowej nr... w Warszawie? Nieeee! Do World Hill Academy w warszawskim Wilanowie. Międzynarodowe grono pedagogiczne, trzyosobowe klasy (współczuję dziecku...) i szereg innych udogodnień, o których przeciętny Jaś Kowalski może sobie tylko pomarzyć, zostało wycenione - bagatela - na 2500 zł miesięcznie. Oto wzruszający przykład zaufania do polskiej szkoły publicznej.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Kard. Krajewski: pożegnanie, którego nie można w żaden sposób wyreżyserować

Papież Franciszek powiedział nam, byśmy dobrze świętowali Zmartwychwstanie, gdzie On już jest obecny po drugiej stronie i już o wszystkim wie - powiedział kard. Konrad Krajewski w rozmowie z Radiem Watykański.

Kard. Krajewski zauważył, że Ojciec Święty jeszcze w niedzielę życzył wszystkim dobrego świętowania Zmartwychwstania Pańskiego, potem pobłogosławił „miasto i świat”; Franciszek bardzo zmęczony i cierpiący jeszcze wsiadł do papamobile, aby objechać cały Plac św. Piotra. „Błogosławił ludzi, dotykał się ich i potem już nam zniknął, odszedł” - powiedział hierarcha.
CZYTAJ DALEJ

Pierwsze obrazy Ojca Świętego leżącego w Casa Santa Marta

2025-04-22 09:26

[ TEMATY ]

śmierć Franciszka

Grzegorz Gałązka

W kaplicy Domu Świętej Marty w Watykanie wystawiono otwartą trumnę z ciałem papieża Franciszka. Przybyli tam na modlitwę najbliżsi współpracownicy papieża. Przy trumnie pełni straż Gwardia Szwajcarska.

Foto: Vatican Media
CZYTAJ DALEJ

Biskup Maciej Małyga: Ostatnie słowo należy do nadziei, bo ona jest cechą przyjaciół Jezusa

2025-04-22 18:55

Magdalena Lewandowska

We Wtorek Wielkanocy Mszę święta za zmarłego papieża Franciszka, w katedrze wrocławskiej odprawił bp Maciej Małyga

We Wtorek Wielkanocy Mszę święta za zmarłego papieża Franciszka, w katedrze wrocławskiej odprawił bp Maciej Małyga

Po śmierci papieża Franciszka trwa w Kościele Katolickim modlitwa o życie wieczne dla niego. W ten duchowy dar włączyła się także Archidiecezja Wrocławska zarówno duchowni, osoby życia konsekrowanego jak i wierni świeccy. Dziś w katedrze wrocławskiej Mszy świętej przewodniczył bp Maciej Małyga.

Wczoraj otrzymaliśmy wiadomość, że papież Franciszek zakończył swoje ziemskie życie. Dzisiaj gromadzimy się w katedrze wrocławskiej pod przewodnictwem bpa Macieja Małygi, aby sprawować Mszę świętą za zmarłego papieża. Chcemy dziękować za dar jego życia, osobę, pontyfikat, za to, że wiernie wypełniał swoje obowiązki aż do śmierci i chcemy prosić dla niego o życie wieczne - zapowiedział na początku ks. Paweł Cembrowicz, proboszcz katedry pw. św. Jana Chrzciciela we Wrocławiu. Z kolei przewodniczący liturgii powiedział: - Ta modlitwa jest wdzięcznością za dar jakim był i jest papież Franciszek. Jest w sensie nauki i przykładu i dobrych dzieł, jaki nam pozostawił. Bądźmy wdzięczni i miejmy w naszym sercu nadzieję.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję