Reklama

Osobiste przekonania sprawujących władzę mają znaczenie

Niedziela zielonogórsko-gorzowska 45/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ks. Dariusz Gronowski: - Co to jest polityka?

Walerian Piotrowski: - Definicja jest prosta, a zarazem trudna i niczego nie wyczerpuje. Polityka to zorganizowane działanie na rzecz dobra wspólnego społeczności, w której człowiek żyje, społeczności narodowej, lokalnej, kulturalnej. Polityka jest związana z określoną społecznością, ale także z określonym terytorium. Myślę tu o terytorium Polski, terytorium województwa, powiatu czy gminy, dziś wchodzi w grę także terytorium europejskie.

- Rozumiem, że działanie na rzecz dobra wspólnego jest obowiązkiem wszystkich. To jest polityka w szerszym sensie. W węższym sensie polityka dotyczy sprawowania władzy.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Tak. Sprawowanie władzy w państwie w zasadzie jest otwarte dla wszystkich, chociaż nie jest powołaniem wszystkich. W polityce w tym węższym znaczeniu, czyli w sprawowaniu władzy, uczestniczyć powinni ludzie, którzy mają do tego powołanie, którzy mają rozeznanie własnej kompetencji, są uczciwi, rozumieją znaczenie fundamentów moralnych w realizacji zadań społeczności i w warunkach społeczeństwa demokratycznego uzyskują jeszcze w określonych procedurach legitymację społeczną do takiego działania.
Jan Paweł II w 1999 r. mówił do parlamentarzystów: „Wykonywanie władzy politycznej czy to we wspólnocie, czy to w instytucjach reprezentujących państwo powinno być ofiarną służbą człowiekowi i społeczeństwu, nie zaś szukaniem własnych czy grupowych korzyści z pominięciem dobra wspólnego całego narodu”.

- Obserwując scenę polityczną i toczące się na niej spory, wielu ludzi odnosi wrażenie, że polityka jest brudna, przynajmniej w jakimś sensie. Pan Senator przez wiele lat bezpośrednio w tym uczestniczył. Czy polityka rzeczywiście jest taka?

- Ja osobiście nie mam doświadczenia jakichś brudów politycznych czy bezwzględnej brutalności polityki. W jakimś stopniu jednak polityka może być brutalna, a jest to wynikiem walki ludzi, którzy w polityce działają. Taka walka nie jest zresztą jedynie domeną polityki. W życiu społecznym, w rodzinach też występują kolizje interesów, które są rozwiązywane w różny sposób. Dyskusje w tych sprawach też nie bywają takie gładkie, łagodne i szanujące godność człowieka. Takie zachowania przenoszą się także na życie polityczne, chociaż ci, którzy aktywnie uczestniczą w sprawowaniu władzy, powinni robić wszystko, by debata polityczna, ten nieuchronny spór polityczny o taką czy inną realizację jakiejś sprawy, przebiegała nie tyle łagodnie w sensie werbalnym, ale z poszanowaniem drugiego człowieka.
Katolicka Nauka Społeczna wymaga od katolików uczestniczących w życiu politycznym poszanowania przeciwnika politycznego, poszanowania jego człowieczeństwa i to powinno prowadzić do realizacji tej podstawowej prawdy, że w sporze ważna jest siła argumentów i ona powinna przekonywać. Na niej trzeba skoncentrować swój wysiłek intelektualny i starać się, by argumenty były jak najbardziej przekonujące, natomiast formie nadać należy możliwie najłagodniejszy wyraz. To nie jest łatwe, bo granice tego, co już jest, a co jeszcze nie jest łagodne, nie są ostre. Dlatego też nie można wymagać, by w debacie politycznej wszystko odbywało się w sposób zupełnie wygładzony. Czasem słowo musi być mocniej wypowiedziane, czasem prawda musi być mocniej zaakcentowana, a akcentowanie prawdy niekiedy bywa kamieniem obrazy.
Poprzez łagodniejszą formę wypowiedzi można uzyskać wiele, chociaż czasem łagodna forma wypowiedzi jest traktowana jako słabość i może być przez przeciwnika wykorzystana. Wszystko się sprowadza do wyczucia sytuacji i do tej woli, by w debacie politycznej nie niszczyć człowieka. Trzeba natomiast kwestionować wypowiadane przez niego poglądy, jeśli uważam je za niesłuszne.

Reklama

- Wielu ludzi boleśnie odczuwa ciężar transformacji, które dokonały się w Polsce przez ostatnie 20 lat, czują się nawet oszukani, skrzywdzeni. Jak powinniśmy patrzeć na te 20 lat przemian?

- Sądzę, że mimo wszystko trzeba te transformacje oceniać jako sukces. Osiągnęliśmy wolność, a wolność jest trudnym zadaniem. Tak było po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. i tak było też po 1989 r. Istota rzeczy sprowadza się do tego, że w 1989 r. naród polski uzyskał suwerenność w zakresie urządzania swoich spraw, organizacji swojego państwa.
Wizja tego państwa była wtedy określona bardzo ogólnie, ale dotyczyła wspólnych fundamentów. Od 1989 r. mamy w Polsce wolność: polityczną, religijną, kulturalną i ekonomiczną.
To były trudne przemiany, które niosły ze sobą wiele konsekwencji. Można historycznie zarzucać, że pewne fragmenty tych przemian mogłyby być dokonane inaczej, ale się nie dało. Zresztą wśród nas samych nie było zgody co do jakiegoś harmonijnego przeprowadzenia przemian. Weźmy na przykład sprawę PGR-ów. Niektórzy biskupi mówią, że ludzi tam pracujących pozostawiono bez perspektyw i bez nadziei. Pamiętam jednak, że najbardziej zagorzałymi przeciwnikami PGR-ów byli rolnicy indywidualni. Przedstawiciele „Solidarności” Rolników Indywidualnych w sejmie stale podnosili problem, że PGR-y korzystały z dotacji państwowych. I upadek PGR-ów rozpoczął się wraz z ustaniem tych dotacji.
Może trzeba było jakoś inaczej zabezpieczyć pracowników tych gospodarstw, którzy przeszli bardzo ciężki okres, ale taki projekt się nie pojawił. Byłoby to zresztą bardzo trudne i przeprowadzone na zasadzie wyjątku, bo przecież upadało bardzo wiele zakładów przemysłowych. Myślę, że to się nie mogło odbyć w taki sposób, by zabezpieczone były wszystkie potrzeby i interesy. Wszystko to musiało zostać poddane ewolucji w czasie, a same reformy musiały odbyć się gwałtownie, bo inaczej w ogóle nie zostałyby zrealizowane.

- Czy dobrze wykorzystaliśmy wolność ekonomiczną, którą wtedy uzyskaliśmy?

- Można się spierać o rozwiązania ekonomiczne wówczas przyjęte, ale chyba nie było innej możliwości. Nie było też czasu na zatrzymanie się, na jakąś refleksję nad tym wszystkim. System gospodarczy, w którym Polska funkcjonowała jako państwo niesuwerenne, załamał się z dnia na dzień. I w związku z tym, skoro ten system był zły i chcieliśmy przywrócić także gospodarczą wolność, trzeba było się otworzyć na tę część Europy, która tej wolności już doznawała i która w tej wolności rozwijała się w taki sposób, który chcieliśmy mieć u siebie. Nastąpiło to trudne otwarcie, które powodowało pewne nierówności, upadek tego, co w PRL-u uważano niekiedy za powód do dumy. Sztandarowe obiekty przemysłowe okazywały się z dnia na dzień nieprzydatne, także te na naszym terenie.
Dawny system gospodarczy nie mógł się utrzymać, a rozwiązania, które następowały, były nieuchronne. Trzeba było przemeblować całą gospodarkę. Powodowało to także skutki niepożądane, np. bezrobocie. Katolicka Nauka Społeczna mówi, że władza musi dążyć do takiego organizowania państwa, by zapewniało ono możliwość własnej inicjatywy obywateli, by tworzyło warunki do podejmowania pracy i przez odpowiednią politykę tworzyło także warunki dla możliwości pozyskiwania pracy, a więc ograniczania czy likwidacji bezrobocia. Katolicka Nauka Społeczna nie ma jednak recepty na ustrój bez bezrobocia, a dziś rynek pracy jest związany z coraz szerszą globalizacją gospodarki. Zadaniem polityków jest tworzenie takich warunków, by każdy mógł żyć godnie. Jest to jednak niemożliwe do osiągnięcia bez inicjatywy samych ludzi, co oczywiście nie znaczy, że każdy ma sobie tworzyć warsztat pracy.
Myślenie o tym, że kiedyś było lepiej, jest myśleniem oceniającym tamtą rzeczywistość w sposób niepełny. Dzisiejsza rzeczywistość jest zupełnie inna.

- Pojawiają się też głosy, że po 1989 r. część elit uwłaszczyła się i zdobyła pozycję kosztem prostych ludzi. Jak patrzeć na takie zarzuty?

- Sądzę, że to jednak nie było tak. Oczywiście, te elity się jakoś uwłaszczyły na fragmencie byłego majątku państwowego. To uwłaszczenie nie następowało jednak bez jakiejś własnej aktywności, również finansowej. Fabryką łatwiej było zarządzać tym, którzy ją znali i mieli kompetencje, bo kierowali nią dawniej. Próby stworzenia własności wspólnej pracowników i organizowanie przez nich zarządzania, jeśli były podejmowane, nie udawały się. Jeśli pracownicy stawali się akcjonariuszami zakładu pracy, który przybrał formę spółki akcyjnej, to w dużej mierze wkrótce te udziały sprzedawali wiodącemu udziałowcowi, który miał kapitał i zarządzał, a oni stawali się zwykłymi pracownikami.
Kiedyś byłem w zielonogórskiej fabryce Novita, która także została sprywatyzowana i pracownicy uzyskali tę swoją część udziałów. Spytałem przedstawiciela tamtejszej „Solidarności”, jak sobie radzą pracownicy-akcjonariusze. Odpowiedział: „Te ich udziały stoją na parkingu przed fabryką”, pokazując duży parking zasłany samochodami. Podobnie było w innych miejscach.

- Mimo problemów ogólna ocena przemian, które dokonały się w Polsce na przestrzeni ostatnich 20 lat, jest więc pozytywna.

- Jasno na ten temat wypowiedział się Jan Paweł II w przemówieniu do parlamentarzystów w 1999 r.: „Możemy być wdzięczni Opatrzności Bożej za to wszystko, co udało się nam osiągnąć dzięki szczeremu otwarciu serc na łaskę Ducha Pocieszyciela. Składam dzięki Panu historii za obecny kształt polskich przemian, za świadectwo godności i duchowej niezłomności tych wszystkich, których w tamtych trudnych dniach jednoczyła ta sama troska o prawa człowieka, ta sama świadomość, iż można życie w naszej Ojczyźnie uczynić lepszym, bardziej ludzkim”.
Ta ocena przemian dokonana przez Papieża Jana Pawła II pozostaje aktualna. Nie robił tego jedynie kurtuazyjnie. Mówił z głębokiego przekonania osobistego, opartego na doświadczeniu Stolicy Apostolskiej. Trzeba się zgodzić z Papieżem w ocenie tamtego czasu i nie twierdzić że został on zmarnowany, ponieważ tę drogę trzeba było przejść.

- 11 lat temu zakończył się II Polski Synod Plenarny, pozostawiając po sobie dokument, w którym m.in. znajduje się rozdział „Kościół wobec rzeczywistości politycznej”. Czy ten dokument, który przeszedł chyba bez jakiegoś większego echa, ma jeszcze dziś jakieś znaczenie?

- Uważam, że ten dokument jest jak najbardziej aktualny i ma znaczenie, ponieważ synod wypowiada się tutaj nie co do szczegółowych rozwiązań, lecz co do zasad, na których te rozwiązania powinny być oparte. Jestem nawet zdania, że byłoby pożyteczne, gdyby każdy z ludzi, którzy wejdą do struktur władzy, został zaopatrzony w ten dokument lub chociażby w ten rozdział uchwał synodalnych i został skłoniony do tego, by według tego postępować.

- Co powinien mieć w głowie i w sercu polityk, chcący być w zgodzie z Katolicką Nauką Społeczną, także z uchwałami tegoż synodu?

- Po pierwsze, powinien mieć wewnętrzne przekonanie, że ubiega się o mandat radnego, posła czy senatora nie dla własnej chwały, dla spełnienia własnej ambicji, nie dla zwycięstwa jego partii politycznej jako wyłącznego celu, ale dla dobra Polski, a więc dla dobra ludzi w Polsce żyjących.
Po drugie, powinien mieć jakąś zgodną z naturą koncepcję człowieka. Jeżeli ma realizować dobro wspólne, dobro ludzi żyjących na tej ziemi, to musi mieć tę wizję, kim jest człowiek: osobą, która jest przed państwem i dlatego jest celem państwa. Oczywiście, powinien też wiedzieć, że państwo jest niezbędne dla realizacji dobra wspólnego wszystkich ludzi.
Jeśli jest katolikiem, to powinien serio traktować swoją wiarę, powinien być przekonany, że jeżeli uzyska mandat do sprawowania władzy, to w jego sprawowaniu będzie się kierował kryteriami moralnymi wynikającymi z Katolickiej Nauki Społecznej. Nie powinno mu być obce wsłuchiwanie się w głos nauczający Kościoła. Kościół nie ingeruje w politykę wprost, ale naucza, wskazując drogę. Jeśli Kościół mówi, że posługiwanie się metodą in vitro jest niegodne człowieka, to polityk, który jest wierzącym katolikiem, powinien te pouczenia traktować bardzo poważnie.

- Zbliżają się wybory samorządowe. Pozostaje wiec pytanie: Na kogo głosować?

- Moim zdaniem, katolik powinien głosować na kogoś, kto w jego przekonaniu daje gwarancję, że w swym postępowaniu będzie się kierować wskazaniami Katolickiej Nauki Społecznej. Myślę, że nie możemy z tego rezygnować i nie powinno być nam to obojętne. Osobiste przekonania ludzi sprawujących władzę mają znaczenie dla sposobu wykonywania tej władzy i mogą mięć znaczenie także dla kultury, w tym dla jej chrześcijańskiego wydźwięku.
A więc ktoś, kto będzie w naszym mieście czy gminie sprawował władzę, powinien być człowiekiem, który gwarantuje, według przekonania wyborcy, poszanowanie dla polskiej kultury, tradycji chrześcijańskiej w Polsce, który jest przekonany, że chrześcijaństwo jest z Polską nierozłącznie związane. Nie może być człowiekiem, który by chciał zwalczać chrześcijaństwo w Polsce czy wypierać je z polskiej kultury, który byłby przeciwny łączeniu świętowania ważnych rocznic narodowych z obchodami w kościele, bo rezygnacja z takiej formy obchodów byłaby powtórką z PRL-u i otwierałaby drogę do dechrystianizacji narodu polskiego.
Społeczność lokalna jest częścią społeczności narodowej i bardzo ważne są przeżywane także w skali lokalnej tradycje chrześcijańskie. Mieszkam w Zielonej Górze od 1945 r. i doświadczyłem w pełni świadomie, że to miasto stało się polskie tak szybko właśnie dlatego, że przeniesiono tutaj polskie wzorce, a fundamentem odwzorowywania był kościół, w którym gromadzili się ludzie i znalazł się tam polski proboszcz. Było to centrum duchowe tego miasta, a zarazem centrum polskiej kultury dla tych ludzi, którzy tutaj przychodzili.
Niedobrze by było, gdyby do sprawowania władzy w mieści wybrano ludzi, którzy w pewnym momencie podjęliby próbę demontowania tej tradycji. Odbywałoby się to ze szkodą dla duchowego rozwoju ludzi tej społeczności. Zwycięstwa Falubazu nie wystarczą do tego, by mobilizować i integrować duchowo wspólnotę miejską.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

Elżbieta Rafalska: Umiejętnie potrafiliśmy skorzystać ze środków unijnych przez 20 lat obecności w UE

2024-04-29 07:49

[ TEMATY ]

Łukasz Brodzik

Elżbieta Rafalska

YouTube

Rozmowa z europoseł Elżbietą Rafalską

Rozmowa z europoseł Elżbietą Rafalską

Umiejętnie potrafiliśmy skorzystać ze środków unijnych przez 20 lat obecności w Unii Europejskiej, a swoboda przepływu osób i usług była najcenniejszą wartością tego okresu - podkreśla Elżbieta Rafalska w rozmowie z portalem niedziela.pl.

Europoseł Prawa i Sprawiedliwości dodaje jednak, że wstępując do Unii Europejskiej byliśmy przekonani o gwarancji zachowania swojej odrębności, co dziś nie jest już takie oczywiste.

CZYTAJ DALEJ

Jubileuszowy Dzień Wspólnoty w Czerwieńsku

2024-04-29 09:23

[ TEMATY ]

Ruch Światło‑Życie

Parafia Czerwieńsk

Jubileuszowy Dzień Wspólnoty

Waldemar Napora

Udział w spotkaniu wzięli ks. Dariusz Korolik, obecny moderator Ruchu Światło-Życie w naszej diecezji, kapłani związani z Oazą w różnym czasie, animatorzy oraz pary Domowego Kościoła

Udział w spotkaniu wzięli ks. Dariusz Korolik, obecny moderator Ruchu Światło-Życie w naszej diecezji, kapłani związani z Oazą w różnym czasie, animatorzy oraz pary Domowego Kościoła

Ruch Światło-Życie w ramach jubileuszu 50-lecia istnienia w diecezji zaprosił byłych oazowiczów na spotkanie w ramach Jubileuszowego Dnia Wspólnoty.

Jedno z kilku takich zaplanowanych spotkań odbyło się 27 kwietnia w parafii pw. św. Wojciecha w Czerwieńsku. Rozpoczęło się Mszą św. w kościele parafialnym pod przewodnictwem ks. Jana Pawlaka, wieloletniego uczestnika i moderatora Ruchu. Udział w spotkaniu wzięli ks. Dariusz Korolik, obecny moderator Ruchu Światło-Życie w naszej diecezji, kapłani związani z Oazą w różnym czasie, animatorzy oraz pary Domowego Kościoła. Przybyły także rodziny zainteresowane formacją w grupach oazowych.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję