Reklama

Każdego czeka taki lot

Niedziela warszawska 17/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Milena Kindziuk: - „Bywa nieraz, że stajemy w obliczu prawd, dla których brakuje nam słów, brakuje nam gestu, znaku” - pisał Karol Wojtyła. Znaczy to, że są pytania, na które nie ma odpowiedzi?

Ks. prof. Krzysztof Pawlina: - Nie ma odpowiedzi na pytania: dlaczego cierpienie?, dlaczego śmierć?

- Ale i tak wszyscy je teraz zadajemy.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Cierpienie jest tajemnicą, którą najtrudniej zrozumieć. Dlatego nie trzeba szukać odpowiedzi do końca. Trzeba pozostawić przestrzeń niedopowiedzeń.

- Nawet wtedy, gdy dramat wydaje się być pogwałceniem prawa natury? Większość ludzi zginęła młodo, przed nimi życie stało otworem. Dlaczego Pan Bóg dopuścił do tej tragedii?

- Patrząc z naszej, ziemskiej perspektywy, moment odejścia tych ludzi jawi się jako niewłaściwy. Takie uczucia zawsze nam towarzyszą przy śmierci kogoś bliskiego. Ona zawsze jest nie w porę, zawsze za wcześnie. I to jest naturalne odczucie. Pan Bóg jednak zabiera człowieka do siebie naprawdę w najlepszym dla niego momencie.

Reklama

- Tak mówi Biblia: odszedł, bo spodobał się Bogu. Jak to należy rozumieć?

- Po ludzku zrozumienie tej prawdy jest niemożliwe. Bóg jednak pozostawia niedomówienia. I musimy się na to zgodzić. Stąd tego typu tragedie uczą pokory. Pokazują, że tak naprawdę to nie człowiek jest panem życia i śmierci.
Zauważmy, że - paradoksalnie - jest to piękna śmierć. Prezydent i jego otoczenie, a więc najszlachetniejsi ludzie w Polsce, oddali życie za Ojczyznę, którą tak mocno ukochali. I to w momencie wielu zawirowań, niepokojów, sporów. Ten fakt uświadamia nam istnienie pojęć i wartości, które są dzisiaj mocno wykpiwane, jak ojczyzna, patriotyzm, miłość do Ojczyzny. Ta ofiara z ich życia jest najpiękniejszą śmiercią złożoną na ołtarzu ojczyzny, wpisującą się w tragiczną kartę Katynia.
Warto też pamiętać, że bohater, który umiera, mówi głośniej niż za życia.

- Co zatem mówią nam bohaterowie, którzy odeszli?

- Apelują do nas o przemianę życia, o jego lepszą jakość. Ta śmierć odsłoniła w nas pragnienie szacunku dla wartości w Polsce zapomnianych i wyśmiewanych. Pokazała, że jest w naszym narodzie dużo szlachetności, która została przywołana echem tej śmierci. Dyskutowaliśmy do niedawna o aborcji, o in vitro, o związkach partnerskich, a teraz zachwycamy się miłością i wiernością małżeńską pary prezydenckiej. Widać, że było to małżeństwo, które się kochało, które było sobie wierne i pozostało wierne aż do śmierci. Kiedyś razem stali przy ołtarzu, ślubując sobie miłość i wierność, i dzisiaj są razem przy ołtarzu, gdy odchodzą do Pana.

- Ta tragedia pokazała też kruchość życia, które może się rozsypać w mgnieniu oka, bez żadnej zapowiedzi. Jak to znieść?

- Są trzy możliwości: możemy się zbuntować, zezłościć albo też zaakceptować taki bieg. Akceptacja ma największy sens. Ten dramat pokazał bowiem, że nie jesteśmy tu, na ziemi, wieczni. Każdego z nas czeka taki „lot”. Ku innej rzeczywistości, do której dzień po dniu zdążamy. Tymczasem współczesny świat próbuje wyeliminować tę świadomość z naszej wyobraźni, chce zafałszować prawdę, że każdy z nas zakończy kiedyś swoje życie, i wpoić w nas myślenie, że świat jest balem, a wszyscy jego uczestnicy - młodzi i zawsze zadowoleni. Ta katastrofa dobitnie pokazała, że to nieprawda. Że istnieje ból, cierpienie, że człowiek nie musi wcale nad wszystkim panować, że jest siła większa od niego. I każdy z nas - czy tego chce, czy nie - musi się pokornie pochylić nad tą tajemnicą.

- Trudno te prawdy dzisiaj zaakceptować.

- Niewątpliwie tak. Pamiętajmy jednak, że to my, żyjący, cierpimy. Ci, co odeszli, są już szczęśliwi. Bo życie się nie kończy, tylko zmienia, i oni są już w innym, lepszym świecie. Co więcej - my też się z nimi spotkamy po drugiej stronie.

- Bliscy ofiar powiedzą: ale Ksiądz teoretyzuje...

- Czy ja wiem...? Pamiętam, kiedy umarła moja mama - byłem wtedy diakonem, kilka miesięcy przed święceniami kapłańskimi - mój świat legł wtedy w gruzach. Płakałem jak dziecko i wołałem: „Mamo, dlaczego mnie teraz zostawiłaś?!”. Dziś widzę, że moja perspektywa była bardzo krucha, krótkodystansowa. Z dzisiejszej perspektywy dostrzegam, że ta śmierć mnie zmieniła.

- Czyli można powiedzieć, że takie „loty” w wymiarze indywidualnym mają miejsce codziennie?

- Z pewnością tak. Nas dzisiaj się oszukuje, że śmierci nie ma. Z ulic znikły kondukty żałobne, a firmy pogrzebowe wykonują zamiast rodzin wszystkie czynności przy zmarłych. Efekt jest taki, że wyglądają ładniej niż za życia. To jest fałsz.
Pytała Pani, dlaczego Pan Bóg dopuścił do tej tragedii? Może między innymi dlatego, byśmy oprzytomnieli i zrozumieli, że nie warto głupio żyć. Żebyśmy wkalkulowali w nasze życie również śmierć. I byśmy mieli swoje życie na tyle przemyślane, by przewidzieć, co by się stało, gdybyśmy teraz odeszli.

- Chodzi więc o realne spojrzenie na własne życie?

- Dramaty, jak katastrofa pod Smoleńskiem, uświadamiają, że taki realizm jest niezbędny. Iluzja zawsze prowadzi donikąd. Człowiek powinien być przygotowany także do znoszenia cierpienia. Bez niego nie ma żadnego ludzkiego życia. Za każdym życiem kryją się choroby, nieudane kariery, zawiedzione nadzieje, miłości, zranienia. Ważne jest, by spojrzeć na to wszystko w perspektywie transcendentalnej, w odniesieniu do wieczności. Tymczasem my o niej nie chcemy mówić. Często traktujemy życie religijne jako wykonanie obowiązkowych praktyk religijnych. A nie o to przecież chodzi. Zauważmy nadto, że pokarm, który przyjmujemy w Eucharystii, jest właśnie „na życie wieczne”. Kapłan wypowiada zresztą w czasie każdej Mszy św. słowa: „Niech ten pokarm mnie strzeże na życie wieczne”. Stan łaski uświęcającej to najlepsza inwestycja w lot ku wieczności.

- Czyli powiedzenia: „Bóg tak chciał” albo: „Taka była wola Boża” - nie są płytkim banałem? Można tak mówić w odniesieniu do katastrofy w Smoleńsku?

- Bóg nigdy nie chce złych rzeczy. On kocha człowieka. Jeśli ci ludzie zostali powołani do innego życia, to wiemy, że nie poszli przecież w obcy świat, tylko w ramiona miłosiernego Ojca. To my cierpimy. Ze względu na to, że nie znamy drugiego świata, nie wiemy, jak on wygląda.

- Ten wypadek zdarzył się tuż po świętach Zmartwychwstania. Jakie to ma znaczenie?

- Po zmartwychwstaniu Chrystusa, czyli przed Wniebowstąpieniem. Kiedy samolot ląduje na ziemi, a dusze wstępują do nieba, jest to wyraz tajemnicy wstępowania tam wraz z Chrystusem Zmartwychwstałym.

- Możemy mieć więc pewność, że ci ludzie są już zbawieni?

- Ufamy, że tak jest. Mamy taką nadzieję. Tyle modlitw, ile w tej intencji popłynęło do nieba, nie może zostać niewysłuchanych. Pamiętajmy też, że większość tych ludzi była w stanie łaski uświęcającej, jechali na Mszę św. z zamiarem pełnego w niej uczestnictwa. I wygrali. To także uświadamia, że najważniejszy w życiu jest nie chleb powszedni, ale chleb na życie wieczne. Na pokładzie było wielu duchownych. Z pewnością, przed samym lotem była modlitwa o szczęśliwy lot. Ten lot nie zakończył się na ziemi, tylko w niebie. Pobłogosławieni na początku startu, wylądowali w ramionach Ojca. Wszyscy. Ta śmierć także w nas wyzwoliła znowu modlitwę. Tak żarliwie nie modliliśmy się od czasów śmierci Papieża. To z kolei pokazało, że Pan Bóg jest nam potrzebny. Z Polski, czyli ze środka zsekularyzowanej Europy, na cały świat płynie dzisiaj wołanie, że wiara chrześcijańska jest nam potrzebna. Daliśmy piękne świadectwo swojej tożsamości.

- Razem z Księdzem w seminarium mieszkał ks. Ryszard Rumianek. Co Ksiądz czuł, wchodząc do jego pokoju?

- Jeszcze tam nie wszedłem... Pamiętam, siedzieliśmy przy kolacji w wigilię paschalną i właśnie wtedy Ryszard powiedział, że leci do Katynia. Cieszył się, że odbędzie taką pielgrzymkę. Czuł się wyróżniony, że Prezydent go tam zaprosił.
Podczas posiłków siedział naprzeciwko mnie. Teraz miejsce przede mną jest puste...

- Do rangi symbolu urasta fakt, że w tym samolocie, wśród elity narodu, znajdowali się również księża.

- Myślę, że to bardzo wymowny symbol. Z pewnością kapłani ci stanowili elitę Kościoła warszawskiego, byli zaangażowani w różne przestrzenie życia kościelnego, naukowego, społecznego. Ważniejsze jednak wydaje się to, że podzielili los tych, którzy oddali życie - tak 70 lat temu, jak i teraz. To znak, że jeśli cierpi naród, to księża i Kościół są zawsze z narodem. Jeśli giną elity narodu, kapłani są wśród nich. Jeżeli próbuje się dzisiaj rozdzielić naród od Kościoła, jeżeli dąży się do tego, byśmy my, księża, zostawili tę nową Polskę samej tylko demokracji, bez wartości, to ten dramat pokazuje, że my jesteśmy wśród was: z tego narodu i dla tego narodu.

- Zapytam na koniec: O śmierci, gdzie jest twoje zwycięstwo?

- Wraz ze śmiercią tylu szlachetnych ludzi zwyciężają ideały: Bóg, Honor, Ojczyzna, za które wiele pokoleń Polaków oddawało życie. Teraz ważne jest, byśmy tego nie zmarnowali. A wtedy to będzie zwycięstwem.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Świadectwo: Maryja działa natychmiast

Historia Anny jest dowodem na to, że Bóg może człowieka wyciągnąć z każdej trudnej życiowej sytuacji i dać mu spełnione, szczęśliwe życie. Trzeba tylko się nawrócić.

Od dzieciństwa była prowadzona przez mamę za rękę do kościoła. Gdy dorosła, nie miała już takiej potrzeby. – Mawiałam do męża: „Weź dzieci do kościoła, ja ugotuję obiad i odpocznę”, i on to robił. Czasem chodziłam do kościoła, ale kompletnie nie rozumiałam, co się na Mszy św. dzieje. Niekiedy słyszałam, że Pan Bóg komuś pomógł, ale myślałam: No, może komuś świętemu, wyjątkowemu pomógł, ale na pewno nie robi tego dla tzw. przeciętnych ludzi, takich jak ja.

CZYTAJ DALEJ

Święta Mama

Niedziela Ogólnopolska 17/2019, str. 12-13

[ TEMATY ]

św. Joanna Beretta Molla

Ewa Mika, Św. Joanna Beretta Molla /Archiwum parafii św. Antoniego w Toruniu

Jest przykładem dla matek, że życie dziecka jest darem. Niezależnie od wszystkiego.

Było to 25 lat temu, 24 kwietnia 1994 r., w piękny niedzielny poranek Plac św. Piotra od wczesnych godzin wypełniał się pielgrzymami, którzy pragnęli uczestniczyć w wyjątkowej uroczystości – ogłoszeniu matki rodziny błogosławioną. Wielu nie wiedziało, że wśród nich znajdował się 82-letni wówczas mąż Joanny Beretty Molli. Był skupiony, rozmodlony, wzruszony. Jego serce biło wdzięcznością wobec Boga, a także wobec Ojca Świętego Jana Pawła II. Zresztą często to podkreślał w prywatnej rozmowie. Twierdził, że wieczności mu nie starczy, by dziękować Panu Bogu za tak wspaniałą żonę. To pierwszy mąż w historii Kościoła, który doczekał wyniesienia do chwały ołtarzy swojej ukochanej małżonki. Dołączył do niej 3 kwietnia 2010 r., po 48 latach życia w samotności. Ten czas bez wspaniałej żony, matki ich dzieci, był dla niego okresem bardzo trudnym. Pozostawiona czwórka pociech wymagała od ojca wielkiej mobilizacji. Nauczony przez małżonkę, że w chwilach trudnych trzeba zwracać się do Bożej Opatrzności, czynił to każdego dnia. Wierząc w świętych obcowanie, prosił Joannę, by przychodziła mu z pomocą. Jak twierdził, wszystkie trudne sprawy zawsze się rozwiązywały.

CZYTAJ DALEJ

Zmarł ks. Zbigniew Nidecki

2024-04-29 12:13

Materiały kurialne

Śp. Ks. Zbigniew Nidecki

Śp. Ks. Zbigniew Nidecki

Odszedł do wieczności ks. kan. Zbigniew Nidecki, kapłan diecezji zielonogórsko-gorzowskiej.

W piątek 26 kwietnia 2024 r., w 72. roku życia i 43. roku kapłaństwa, zakończył swoją ziemską pielgrzymkę śp. ks. kan. Zbigniew Nidecki, emerytowany kapłan naszej diecezji.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję