Reklama

Wartość niepełnosprawności

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Stosunkowo dużo mówi się o pomaganiu ludziom, którzy tej sprawności mają zbyt mało i dlatego w świecie przystosowanym głównie dla osób pełnosprawnych, żyje im się trudno, czasami nawet bardzo trudno. Coraz więcej ludzi i instytucji rozumie ich problemy i robi wiele w kierunku uczynienia ich życia łatwiejszym i pełniejszym.
Z mediów, a czasami i z życia, dowiadujemy się, komu, gdzie i jakie bariery usunięto i co dzięki temu udało się niepełnosprawnemu ofiarować Coraz częściej - nie oznacza, oczywiście, że w tej dziedzinie robi się wystarczająco dużo. Oprócz trudnych do pokonania schodów do mieszkania, istnieje jeszcze dużo trudniejszych do sforsowania schodów wiodących do urzędniczych biurek. Oprócz ludzkiej wrażliwości ciągle jeszcze można napotkać ludzkie złe spojrzenia.
Pragnę przynajmniej w maleńkim stopniu pokazać, co niepełnosprawni dają nam i jak bardzo mogą nam pomóc. Swoje refleksje opieram głównie na 12-letnim kontakcie - moim i moich wychowanków z klas III-V technikum - z dziećmi upośledzonymi umysłowo w stopniu małym i średnim, znajdującymi się w dwóch ośrodkach szkolno-wychowawczych.
My - pełnosprawni przeszliśmy wieloetapową drogę w naszych kontaktach z tymi dziećmi. Większość z nas zaczynała od paraliżującego lęku przed pierwszym spotkaniem. Był to lęk przed czymś innym i nieznanym, ale też i lęk przed własnymi emocjami, które mogły się nam wymknąć spod kontroli, bo przecież nikt nas do takich kontaktów nie przygotowywał i nie uczył poruszania w tym nieznanym nam świecie.
Lekarstwo na te nasze lęki okazało się tak proste, jak skuteczne, a była nim nieprawdopodobna i trudna do opisania radość, z jaką te nieznane nam dzieci, przywitały nas. Nie znajduję wystarczająco adekwatnych słów na opisanie ich reakcji, jaka towarzyszyła i temu pierwszemu, i każdemu następnemu naszemu spotkaniu z nimi - te dzieci rzucały się w nasze objęcia, „wieszały” na nas i tak silnie przytulały, że do każdego z nas przenikała nieprawdopodobnie duża porcja ciepła, że starczało go do następnego spotkania.
Gdy opadły całkowicie z nas te wstępne lęki, gdy zaczęliśmy odczuwać olbrzymią potrzebę dalszych spotkań - rozpoczęliśmy drugi etap tych kontaktów. Był on wypełniony już bardzo świadomym uczeniem się wyczuwania ich potrzeb i szukania sposobów jak najpełniejszego ich zaspokajania. Na tym etapie bardzo cenne były nasze kontakty z kadrą pedagogiczno-wychowawczą ośrodków. Pamiętam odpowiedź jednej z wychowawczyń na postawione przeze mnie pytanie: „co tym dzieciom jest najbardziej potrzebne”; odpowiedziała - „kontakt ze zwykłymi ludźmi”.
Zaspokajaliśmy tę potrzebę w bardzo różny sposób: uczestniczyliśmy w niektórych zajęciach, organizowaliśmy dla nich różne imprezy (andrzejki, mikołajki, zabawy karnawałowe itp.), pomagaliśmy w organizacji spartakiad dla niepełnosprawnych, dawaliśmy przeróżne prezenciki (własnej „produkcji”), ale przede wszystkim rozmawialiśmy, cierpliwie słuchaliśmy, udając, że wszystko rozumiemy, przytulaliśmy, głaskaliśmy, nosiliśmy „na barana”. W mojej ocenie, ten bilans dawania i brania był znacznie bardziej korzystny dla mnie i moich uczniów niż dla naszych podopiecznych.
To, co my im dawaliśmy, było bardzo łatwe do dawania - był to przede wszystkim nasz czas i nasza do nich sympatia, którą chyba bezbłędnie wyczuwały. Nie wiem, czy dużo w nich zostawialiśmy po sobie - może tęsknotę za dalszymi spotkaniami, może nadzieję, że one nastąpią. Natomiast my, z każdego takiego spotkania wracaliśmy dużo bardziej bogaci.
Reakcje dzieci, ich niewyobrażalna radość, z jaką nigdy, ani przedtem, ani potem, się nigdzie nie spotkałam, przekonywały nas o naszej wartości, o sensie tego, co robimy, o tym, że jesteśmy komuś potrzebni.Takie jedno spotkanie zostawiało lepszy i trwalszy ślad w psychice moich wychowanków, niż ileś świetnie przygotowanych i prowadzonych lekcji wychowawczych. Byłam świadkiem przemian, jakie dokonywały się we wnętrzach wielu uczniów, zarówno tych, którzy mieli problemy ze sobą, jak i tych, których hierarchia wartości pozostawiała wiele do życzenia.
Pamiętam, z jakim zażenowaniem i poczuciem winy jedna z uczennic mówiła mi o swoich myślach samobójczych, które zniknęły zupełnie po zetknięciu się z tymi upośledzonymi dziećmi, tak bardzo potrafiącymi cieszyć się każdym drobiazgiem.
Ciągle słyszę pięknie mówiącego do tych dzieci „św. Mikołaja”, którym był uczeń bardzo silnie jąkający się nie tylko podczas odpowiedzi, ale i w kontaktach z kolegami.
Rozmawiałam z wieloma uczniami, którzy opowiadali mi, jak bardzo malały ich własne problemy; jak to, co wcześniej uważali za nieszczęście, teraz odbierali tylko jako niedogodność; jak zaczynali doceniać te wartości, których przedtem prawie nie zauważali. Nawet rodzice zauważali, że ich dzieci stawały się lepsze, bardzie wrażliwe i nawet zdolne do takich miłych gestów, które kiedyś były im obce.
W „oczach” rosła aktywność i pomysłowość moich uczniów - moje lekcyjne zaplecze bywało czasami wypełnione prawie pod sufit różnymi darami dla dzieci i ośrodków (a były to lata pustych półek), „zdobywanymi” w im tylko wiadomy sposób. Nagle w klasie ujawniły się nieznane mi talenty: kulinarne, manualne, a nawet artystyczne.
A przecież nikt nas wtedy (zaczynaliśmy 22 lata temu) nie chwalił, nikt o nas nie mówił i nie pisał, a wyraz „wolontariat” nie był odmieniany przez wszystkie przypadki, jak obecnie. Moi wychowankowie nie liczyli nawet na lepsze oceny ze sprawowania, bo tak się umówiliśmy - że jak bezinteresownie, to bezinteresownie.
To niepełnosprawność innych wyzwalała w nas najlepsze cechy, które w normalnej rzeczywistości mogłyby skarleć i nie dojść do głosu, bo nie byłoby na nie tak wyraźnego zapotrzebowania i tak wyraźnej informacji zwrotnej o ich wartości. Mam nie tylko nadzieję, mam prawie pewność, że ta wrażliwość na potrzeby drugiego człowieka, ta radość dawania, to empatyczne i życzliwe patrzenie na ludzką inność, jak i dojrzałe, spolaryzowane spojrzenie na własne życie jako na otrzymany dar - pozostały w moich wychowankach i bardzo procentują w ich dorosłym życiu. Zresztą, nie tylko w nich - we mnie też.
Wartość niepełnosprawności zobaczyłam też w paru innych historiach ludzkich.
Przez parę lat obserwowałam, jak zmienia się jedno znane mi uczniowskie małżeństwo po urodzeniu się im niewidomego dziecka. Widziałam jak po pierwszym szoku i załamaniu, z bardzo przeciętnych ludzi stawali się prawdziwymi gigantami, zarówno w miłości rodzicielskiej i małżeńskiej, jak i w nieustającym poszukiwaniu dróg i sposobów mogących synkowi przywrócić wzrok. Mimo że im się nie udało, że ich dziecko pozbawione wielu bodźców zewnętrznych - rozwija się dużo wolniej i słabiej, to oni je kochają tak mocno i mądrze, że ktoś kiedyś o tej ich miłości powiedział, że „nie jest z tego świata”.
Spotykałam się również czasami z rodzicami dzieci z zespołem Downa i choć trudno w to uwierzyć, wszyscy wydawali mi się, w jakiś sposób bardzo szczęśliwi. Gdy niektórych z nich pytałam: skąd biorą i tę siłę, i tę radość, odpowiadali, że z tego, iż są swoim dzieciom potrzebni dużo bardziej i dużo dłużej.
Te moje wspomnienia z kontaktów z niepełnosprawnością ożywają czasami w czasie rozmów w telefonie zaufania. Parę razy, nawet mi się swoiście przydały.
Gdy załamana matka niedorozwiniętego dziecka zadawała mi retoryczne pytania: „dlaczego spotyka to właśnie mnie, czym na to nieszczęście zasłużyłam, jaki błąd popełniłam w życiu?” - zaproponowałam jej, żeby na ten swój życiowy krzyż próbowała spojrzeć nie jak na „dopust Boży”, ale jako na dar. Jest to, oczywiście, trudne, bardzo trudne, ale właśnie moje doświadczenia w tej dziedzinie bardzo mi pomagają w przekazywaniu podobnym ludziom tego innego spojrzenia.
Często „widzę” te upośledzone dzieci podczas rozmów z rodzicami narkomanów i wydaje mi się, że wśród wielu wartości, których ich dzieciom zabrakło, można byłoby wymienić również kontakt z ludzkim upośledzeniem.
Zdaję sobie sprawę, że to co napisałam dotyczy bardzo małego wycinka tego problemu i jest olbrzymim uproszczeniem. Życie pisze niepełnosprawnym i ich najbliższym - bardzo różne scenariusze, może częściej tragiczne niż takie optymistyczne, jakie opisałam. Ale takie również i nie można ich nie zauważać.
Dlatego uważam, że niepełnosprawnym trzeba nie tylko pomagać żyć, nie tylko ich rozumieć, ale także dziękować im za wartości, które wnoszą do świata ludzi pełnosprawnych, ale nierzadko wewnętrznie uboższych.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2008-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Watykan: 29 czerwca papież poświęci paliusze dla nowych arcybiskupów-metropolitów

2024-06-03 13:14

[ TEMATY ]

paliusz

Bożena Sztajner

ZDJĘCIE ARCHIWALNE

ZDJĘCIE ARCHIWALNE

Zgodnie z tradycją 29 czerwca papież poświęci paliusze dla nowych arcybiskupów-metropolitów - czytamy w opublikowanym dzisiaj Kalendarzu uroczystości pod przewodnictwem Ojca Świętego Franciszka w okresie czerwiec-wrzesień 2024 r.

W sobotę 29 czerwca w uroczystość świętych Apostołów Piotra i Pawła w bazylice watykańskiej o godz. 9.30 sprawowana będzie Msza św. podczas której papież dokona poświęcenia paliuszy nowych arcybiskupów metropolitów.

CZYTAJ DALEJ

Stanowisko Rady KEP ds. Społecznych w 14. rocznicę beatyfikacji ks. Jerzego Popiełuszki

2024-06-03 07:46

[ TEMATY ]

bł. ks. Jerzy Popiełuszko

Episkopat Flickr

Błogosławiony ksiądz Jerzy Popiełuszko może być dobrym patronem dla współczesnego człowieka, a zwłaszcza dla ludzi młodych, narażonych na zgubne oddziaływanie ideologii promujących źle rozumianą wolność i proponujących życie bez wartości, religii, krzyży w miejscach pracy, bez Boga. On nazywał te zagrożenia po imieniu - napisali członkowie Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. Społecznych z jej przewodniczącym bp. Marianem Florczykiem na czele, z okazji 14. rocznicy beatyfikacji kapłana męczennika, w roku obchodów 40. rocznicy jego męczeńskiej śmierci.

Publikujemy pełny tekst Stanowiska:

CZYTAJ DALEJ

Ewangelizacyjnie. Młodzieżowo. Z rozmachem

2024-06-03 18:29

ks. Łukasz Romańczuk

Na scenie "Arkadio"

Na scenie

Prawie 2 tysiące młodych uczestniczyło w spotkaniu na Stadionie Miejskim w Ziębicach. Była to okazja do integracji, posłuchania świadectwa Arkadio oraz posłuchania jego twórczości. Nie zabrakło freestyle, wartościowego przekazu i innych atrakcji.

Wydarzenie ewangelizacyjne na taką skalę odbyło się w Ziębicach po raz pierwszy. Koncert artysty pod pseudonimem “Arkadio” miał także cel profilaktyczny, aby przestrzec młodych ludzi przed korzystaniem z używek. Samo spotkanie było także zachętą do odkrywania swoich zdolności, a hasło: “Odkryj swój talent” motywowało ku temu. Sam artysta dając świadectwo wiary i życia zachęcał młodych, aby nie bali się odkrywać swoich zdolności.- Zaprosiliśmy młodzież po to, aby mogli posłuchać wartościowych treści. Przede wszystkim stawiamy na profilaktykę, bo Arkadio opowiada o swoim życiu, jak w młodym wieku sięgał po używki i jak z tej złej drogi wyszedł. Chcemy stawiać na edukację, a przy tym mówić o Panu Bogu. Nowe formy ewangelizacji, bo widzimy, że młodzieży w kościele jest coraz mniej, a my chcemy wychodzić do nich nowymi metodami - mówi ks. Bogusław Wojnarowski, organizator wydarzenia oraz wikariusz z Ziębic, dodając: - Cieszę się, że pozytywnie na prośbę odpowiedział bp Jacek Kiciński, nasz biskup pomocniczy. Przez cały czas był z młodzieżą i to jest piękne z jego strony. Obecność kapłanów w sutannach na takim koncercie ma znaczenie. Duża zasługa, że jest tyle dzieci i młodzieży, to dyrektorów szkół i wychowawców. Są uczniowie z Ziębic i okolicznych miejscowości, ale także są młodzi z Wrocławia czy Oleśnicy. Mamy także przychylność władz lokalnych, bo jest z nami m.in. burmistrz Ziębic, który na wstępie życzył młodym pięknego spotkania. - To przesłanie, które będzie powiedziane zostało przez was przyjęte i wcielone w życie - powiedział Mariusz Szpilarewicz, burmistrz Ziębic.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję