BOGDAN NOWAK: - Ksiądz Biskup przyszedł na ziemię lubuską spod Radomia w roku 1962. Jakie motywy kierowały Ekscelencją, by służyć na "Ziemiach po wiekach odzyskanych" (określenie to wypowiedział papież dobroci Jan XXIII, niedawno beatyfikowany)?
BP DR PAWEŁ SOCHA: - Zdecydował o tym przypadek, bowiem w Wyższym Seminarium Duchownym w Gościkowie-Paradyżu, prowadzonym przez naszych Księży Misjonarzy od 1947 r., zachorował nagle jeden z profesorów. Przełożeni wysłali mnie do Paradyża, bym go tymczasowo zastąpił. I tak zastępuję go do dziś. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że ta "kuźnia kapłanów" była prowadzona w latach 1947-75 przez kapłanów ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy św. Wincentego aO Paulo, zaproszonych do tej pracy przez ówczesnego administratora apostolskiego - ks. dr. Edmunda Nowickiego.
- Po kilkunastu latach pracy w Wyższym Seminarium Duchownym w Gościkowie-Paradyżu, 20 listopada 1973 r., Ojciec Święty Paweł VI wyniósł Księdza do pełni kapłaństwa. Sakrę biskupią otrzymał Ksiądz Doktor w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia tego samego roku. Kto był głównym konsekratorem Biskupa Nominata i jakie zawołanie biskupie zostało przez Księdza przyjęte?
- Moim głównym konsekratorem był kard. Karol Wojtyła. Współkonsekratorami byli: bp Wilhelm Pluta - ordynariusz gorzowski i bp Ignacy Jeż - ordynariusz koszalińsko-kołobrzeski. Uważam to za wielką łaskę, że przyszły Papież Jan Paweł II udzielił mi namaszczenia Duchem Świętym, udzielając święceń biskupich. W przepełnionej kapłanami, alumnami i świeckimi wiernymi "matce kościołów gorzowskich" byli też moi kochani rodzice, rodzeństwo i księża ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy. Obrałem sobie wezwanie biskupie pochodzące z Listu św. Pawła do Efezjan: "Czynić prawdę w miłości". Prawda jest czasem bolesna. Prawda bez miłości może bardzo ranić. Tylko prawda mówiona i realizowana w miłości, choć może boleć, to jednak zawsze leczy, pomaga i uzdrawia.
- Został Ekscelencja długoletnim współpracownikiem świętobliwego i pokornego biskupa ordynariusza Wilhelma Pluty, którego 16-lecie tragicznej śmierci obchodzimy w tym roku. Proszę powiedzieć, jaki był ten śląski Kapłan, któremu przypadło jednoczyć wiernych tej, największej kiedyś, polskiej diecezji. Czym charakteryzowało się jego przewodzenie owczarni gorzowskiej? Czego Ksiądz Biskup nauczył się od Pasterza gorzowskiego?
- Ksiądz bp Wilhelm Pluta pochodził ze śląskiej rodziny
wielodzietnej, głęboko religijnej. Ojciec Biskupa - Piotr był sztygarem,
a matka, choć miała pod swoimi opiekuńczymi skrzydłami aż dziewięcioro
dzieci, nie żałowała czasu na lekturę patriotycznych książek, rozczytywała
się m.in. w Sienkiewiczowskiej Trylogii. Była też aktywną parafianką
w różnych organizacjach kościelnych, których działalność umacniała
jej wiarę w Boga i budziła miłość ludzi. Brała też udział w uroczystościach
odpustowych nie tylko swojej parafii, ale także sąsiednich wspólnot.
Prawie codziennie uczestniczyła we Mszy św. Syn Wilhelm był pierwszym
oczekiwanym synem, a przez to szczególnie kochanym. Przyszły Biskup
odznaczał się wielkimi zdolnościami w zdobywaniu wiedzy, co tak podziwiał
jego brat Franciszek, z zawodu lekarz. Był zawsze inny od swego rodzeństwa
i rówieśników. Cechowała go też wielka wrażliwość sumienia i autentyczna
pobożność. Osiągał bardzo wysokie oceny w I Humanistycznym Gimnazjum
w Katowicach, otrzymując nawet za wyjątkowe wyniki w matematyce Nagrodę
Ministra Edukacji Narodowej. Profesorowie Gimnazjum byli bardzo dumni
z takiego ucznia.
Był poliglotą, bowiem biegle posługiwał się językami:
niemieckim, francuskim, włoskim, greckim i łacińskim. Byłem świadkiem,
gdy w tych językach składał życzenia bożonarodzeniowe klerykom gorzowskiego
Seminarium. Sprowadzał dużo książek i czasopism w języku niemieckim,
włoskim i francuskim, które czytał przeważnie po kolacji aż do północy.
Wiele czasu poświęcał modlitwie w kaplicy. Godzinę w ciągu dnia przeznaczał
na medytację, w czasie której nie wolno było mu przeszkadzać. Imponował
mi jako człowiek niebywałej wiedzy, nie tylko teologicznej, ale także
o problematyce świeckiej. Był bardzo delikatny, nie tylko w stosunku
do mnie, ale również wobec każdego kapłana. Starał się nikomu nie
robić żadnej przykrości. Nawet jeśli musiał komuś zwrócić uwagę,
czy upomnieć za jakieś wykroczenie, to zanim np. zbesztany ksiądz
zdołał zejść do bramy kurii lub rezydencji biskupiej, jeszcze raz
go wzywał do siebie, by przeprosić. A jeśli ten już odjechał, wówczas
telefonował lub pisał list z wyjaśnieniem, że musiał to powiedzieć.
Bp W. Pluta nie umiał się denerwować. Gdy dyskutanci podnosili głos,
przestawał mówić. Były współpracownik - bp Jerzy Stroba w mowie przedpogrzebowej
powiedział: "Dla bp. Wilhelma Pluty bardziej realne było to, co Boże,
nadprzyrodzone, niż to, co doczesne".
Kiedyś w Tylmanowie, gdzie gościli i prowadzili oazy
księża niemal z całej Polski, tamtejszy ksiądz proboszcz zauważył: "
To dziwne, że księża z wielu diecezji różnie mówią o swoich biskupach,
a na biskupa Plutę gorzowscy kapłani nie powiedzą złego słowa. Mają
do niego wielki szacunek". Następca bp. W. Pluty - bp Józef Michalik
też zauważył, że tragicznie zmarły Biskup Wilhelm był szczególnym
człowiekiem. Kapłani nie bali się z nim rozmawiać, gdyż wyczuwali
jego ojcowską troskę, głęboką wiarę i wielką gorliwość duszpasterską.
Kierował diecezją, która do roku 1972 obejmowała obszar 44 tys. kilometrów
kwadratowych. Mieszkało na tym terenie dwa i pół miliona katolików.
Duszpasterzowało tutaj ponad tysiąc księży. Bp Wilhelm Pluta głosił
Ewangelię wiernym i kapłanom z głęboką wiarą i mocą Ducha Świętego.
Ale był bardzo czuły na potrzeby materialne diecezjan, także księży.
Jeśli wiedział, że jakiś starszy kapłan wskutek choroby potrzebuje
finansowego wsparcia, wówczas odwiedzał go i dyskretnie pomagał.
Zginął w wypadku samochodowym nagle - wskutek pęknięcia
aorty, 22 stycznia 1986 r. Zmarły Biskup już od czasów seminaryjnych
miał w brewiarzu modlitewną prośbę, odmawianą po Komunii św., o dobrą
i szczęśliwą śmierć. Tego dnia odprawił Mszę św. i w samochodzie
skończył modlitwy brewiarzowe, nim go Bóg nagle wezwał do Siebie.
- Czy są czynione przygotowania do rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego bp. Wilhelma Pluty na szczeblu diecezji? Jak dalece był i jest umiłowany przez diecezjan, by taki proces mógł się rozpocząć? Czy dziś, gdy nie liczą się żadne moralne autorytety - poza papieskim - szerokie przypomnienie życia i pasterskiej posługi Biskupa Wilhelma byłoby wielką pomocą duszpasterską i wychowawczą?
- Trwają przygotowania do rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego
bp. Wilhelma Pluty na szczeblu diecezjalnym. Jego postać ciągle tkwi
w pamięci kapłanów i świeckich, którzy go znali. Starsi przekazują
młodszym wiedzę o świątobliwym Księże Biskupie. Pozostały po nim
książki. Zamierzamy wydać pozostałe w maszynopisie opracowania, które
są owocem jego niezwykłego doświadczenia duszpasterskiego. Biskup
Wilhelm, zanim został w dniu 7 września 1958 r. konsekrowany przez
Prymasa Tysiąclecia na biskupa w gorzowskiej katedrze, był katechetą,
wikariuszem i proboszczem w różnych parafiach śląskich. Wykładał
też dogmatykę jako rektor studium pastoralnego dla neoprezbiterów.
Miał więc bogate osiągnięcia w zakresie przekazywania wiedzy teologicznej
kapłanom i świeckim, tak w formie opracowań pisemnych, jak i metody
prowadzenia wykładów.
O niezwykłej wrażliwości serca Biskupa Wilhelma wobec
świeckich diecezjan świadczy też odręczna dedykacja na przesłanej
mi książce o Marii Angeli Truszkowskiej w dniu 8 grudnia 1972 r.,
gdy Bóg doświadczył nas ciężką chorobą śp. Haliny: "Drogim Dzieciom
Bożym wraz z Ich dzieckiem błogosławię na wielką miłość w doli i
niedoli, i słowa pociechy dla kochanej chorej Pani Haliny, a słowa
otuchy i zachęty do ofiarnej miłości dla Pana Bogdana. Wspomnę Was
we Mszy św.".
- Bardzo serdecznie dziękuję za rozmowę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu