Kilka miesięcy temu na łamach tygodnika "Niedziela" ukazał
się artykuł pt. "Niech Siostra załatwi mi wejściówkę do Nieba" Katarzyny
Woynarowskiej poświęcony problemom dzieci specjalnej troski z apelem
o pomoc na rzecz rozbudowującego się Ośrodka w Mocarzewie. Odzew
był natychmiastowy i ludzie spieszyli z pomocą. Cząstka do cząstki
i cegiełka do cegiełki - tak właśnie powstaje dom wznoszony ludzkim
sercem. Pragnęłybyśmy dotrzeć do wszystkich życzliwych nam osób i
osobiście wyrazić naszą wdzięczność. Z braku możliwości chciałybyśmy
to uczynić za pośrednictwem "Niedzieli".
Nasza obecność w tygodniku otworzyła nam drogę dotarcia
do ludzi otwartych na pomoc, a niewiele się mówi, pisze i rozumie
ludzi z darem cierpienia specyficznego. Specyfika tego cierpienia
polega na tym, że pojawia się ono z chwilą zakiełkowania życia, towarzyszy
od początku aż do końca i niejako dominuje nad wszystkim. Trudno
się dziwić więc, że tak silnie uderza w otoczenie. Mówimy tu o upośledzeniu
nie zaś o niepełnosprawności, bo to dwie różne rzeczy. Poruszam właśnie
ten temat, aby przebić gruby mur, który świat sobie zbudował w celu
zdystansowania się od tych, którzy są przecież ludźmi. A stało się
tak dlatego, że ich nie znamy i co więcej boimy się ich poznać. Pragniemy
podzielić się pięknem niedostrzegalnym na zewnątrz, pięknem wrysowanym
tak głęboko, że tylko w ciszy adoracji można kontemplować i zachwycać
się mądrością Boga zamkniętego w klejnocie, jakim jest dusza chorego
dziecka.
Niegdyś zadano Jezusowi pytanie, które my dziś stawiamy
podobnie: "Kto zawinił, że oni takimi się narodzili?". Otrzymujemy
tę samą odpowiedź: "Nikt, ale stało się tak, aby się chwała Boża
objawiła". Stworzeni dla chwały i powołani do przyjmowania ludzkiej
miłości - to największe zadanie do spełnienia powierzone tym, którzy
cierpią. Oni natomiast pomagają nam w realizacji naszego posłannictwa
- obdarowywania miłością. To przecież oni są pustymi kielichami,
a my napojem, który ma je wypełnić po brzegi; oni są słońcem - my
jego energią; oni niemą myślą - my słowem; oni milczeniem - my głosem;
oni wyzwolicielami w nas dobra - my jego realizacją. Stworzeni, aby
uzupełnić świat.
Co dzień rano wracam na swoje dyżury do uśpionego jeszcze
Ośrodka. Cichutko otwieram drzwi sypialni. Jest taki spokój, słychać
tylko głębokie oddechy słodko śpiących dzieci. Próbuję dotrzeć do
ich dusz i myśli, ale to teren zarezerwowany dla Boga, więc modlę
się jeszcze o pięć minut spokojnego snu. Nadszedł czas budzenia,
słońce zapukało przyjaźnie do okna i przerwało dziecięce marzenia.
Prysnął cały spokój. Na nogach stoi już Asia, przeciera oczy, a jej
zniekształcona zaśliniona buzia wita dzień niepewnym uśmiechem. Po
czym uśmiech znika, dziewczynka zaczyna rwać piżamę i bić pięściami
w łóżeczko. To jedyny sposób wyrażenia swoich negatywnych uczuć.
Na przemian śmieje się i płacze, potem przeprasza i całuje. Patrzy
głęboko w oczy, szukając mojego zrozumienia. Za moment przybiega
Basia, jak zawsze nie opuszcza swojego świata. Gdyby mogła mówić,
to powiedziałaby, że autyzm jest straszną chorobą. Dziewczyna ponaddwudziestoletnia
buja się nieustannie i wydaje głośne dźwięki, nie pozwala się przytulić,
boi się kontaktu z drugim człowiekiem, ucieka. Staje w oddali i próbuje
się lekko uśmiechnąć. Rozumiem co to znaczy. Chce powiedzieć: "Nie
potrafię jeszcze przekroczyć bariery lęku. Pomóż mi!". Ola biega
od sypialni do sypialni. Na niczym nie potrafi się skoncentrować
dłużej niż dwie minuty. Denerwują ją wszystkie rzeczy, więc niektóre
niszczy, robi bałagan i histerycznie przy tym krzyczy. Chcę opanować
sytuację, próbuję dotrzeć najprostszym ciepłym słowem, podsunąć zajęcie
które lubi, wyciszyć muzyką. Wreszcie się udaje. Ola siada, śmieje
się w głos i zaraz zaczyna od początku. Krysia mówi od przebudzenia
aż do zaśnięcia bez przerwy. A kiedy proszę ją o chwilę ciszy, odpowiada: "
Ja tak muszę, a Siostra musi mnie zrozumieć". Dorotka - dziewczynka
zamknięta w świecie wiecznej ciszy - głuchoniema chce przekazać jak
najwięcej informacji gestem, a kiedy nikt ją nie rozumie, złości
się i trzaska drzwiami. Beatka z porażeniem mózgowym odznacza się
ambicją i wytrwałością. Od rana walczy ze sobą i próbuje poradzić
sobie ze swoim pokręconym ciałem. Ubiera się całą godzinę, jeszcze
tylko skarpetki... "Pomogę ci, Beatko" - mówię. "Nie trzeba proszę
Siostry - odpowiada wolno. - Ja muszę sama, dziękuję".
Monisia z zespołem Downa całuje mnie na przywitanie i
promiennym uśmiechem oznajmia: "Dziś znowu zrobiłam Siostrze niespodziankę,
posprzątałam sypialnię, odrobinkę Siostrze lżej?". Grażynka tuli
się ze strachem, drży i trzyma się za zmęczoną główkę, jakby za moment
znów miał się pojawić kolejny długi atak padaczki. Madzia przykleiła
ponownie do swoich usteczek ulubiony grymas. Coś nie po jej myśli.
Nie wiedziała, że na nią patrzę, dopiero po chwili to spostrzegła.
Dostrzegam w jej oczach pytanie: "Jezus mi wybaczył, a Siostra?".
Dominika poślizgnęła się i upadła jak długa. Na ciele pojawił się
długi sinobordowy pas. Chcę podać środek zmniejszający ból, lecz
dziewczynka, z trudem powstrzymując łzy, odpowiada: "Nie chcę, Siostro,
ten ładny kolorowy paseczek pokażę dziś mojej pani w szkole". Ania
leży chora z wysoką temperaturą i bolesnym wyciekiem z ucha. Nie
może znaleźć sobie miejsca, miętosi poduszkę, popłakuje. "Jutro na
pewno będzie lepiej" - staram się ją pocieszyć. Nie wyszło. Ania
dopiero teraz rozpłakała się na dobre i dusząc się własnymi łzami
krzyczy: "Nie chcę, aby było lepiej, chcę być chora! Powiedz, że
na pewno będę chora!". Nie rozumiem jej życzenia, lecz spełniam je.
Zdecydowanie stwierdzam: "Jutro będziesz chora". Dziwne, łzy przestały
płynąć, a zbolałą twarzyczkę ozdobił szeroki uśmiech - leżała już
spokojnie. Kiedy jedno źródełko wylanych łez wysycha, w innym miejscu
wytryska drugie. To z sypialni obok dochodzi szloch Marzenki. Pytam
o powód: "Siostra wie, że babcia chce mnie zabrać z tego Ośrodka.
Tak wiele chciałabym się nauczyć, ale już taka jestem, że nie mogę.
Boję się wracać do świata i ludzi, boję się, że świat mnie wykorzysta"
. "A Jezus? - pytam. - Czy zapomniałaś, że trzyma cię mocno za rękę
i prowadzi? Dzięki Niemu znajdziesz łańcuszek życzliwych serc". Marzenki
już nie ma, myślę o niej z tęsknotą i modlę się. Kilka dni temu dowiedziałam
się, że trafiła do wspaniałych ludzi.
Kończy się kolejny dzień. Wokół mnie tyle małych i dużych
dłoni proszących o dotyk, tyle zaślinionych buziaków cisnących się
do pocałunku, tyle serc okaleczonych przez rozbity dom, nieprzyjazny
świat. Tyle kielichów do wypełnienia. Słońce, które pukało rano,
żegna się, gasząc wolniutko swoje promyki i tak naprawdę przy końcu
tego dnia czuję się wyczerpana, a ktoś jeszcze przyczołgał się i
wdrapuje się na moje kolana. To tylko Dominika z porażeniem mózgowym.
Mówi do mnie cicho, powoli, mało wyraźnymi słowami: "Wiem, że Siostrze
jest ciężko, ale ja przez cały ten dzień w głębi serca modliłam się
za Siostrę, bo przecież ktoś musi tu z nami wytrwać do końca". Teraz
to ja stałam się kruchym, wynędzniałym kielichem wypełnionym po brzegi
energią kochającego i potrzebującego mnie dziecka. Jutro znów będzie
nowy dzień, taki sam piękny jak inne i to dzięki nim - tym Bożym
Cudom. Moim zadaniem jutro będzie ponownie kochać tych, których świat
nie miłuje, przygarnąć tych, których świat odrzuca.
Nie ma już w Ośrodku miejsc, zaczyna być ciasno. Co robić?
Trzeba wierzyć i otworzyć serce. W nim zmieści się każdy.
Ktoś by mógł zarzucić, że niewiele napisałam o pięknie,
o którym chciałam tu napisać. Problem w tym, że tego uroku nie da
się przelać na papier. To piękno wyczuwa się tajemnicą wnętrza, odkrywa
się w dziecięcych oczach po długich godzinach posługiwania i adoracji.
Odkrywa się je na klęczkach u stóp krzyża, w kontemplacji ewangelicznego
Słowa, które pełne jest miłości do ubogich. Wreszcie piękno zawarte
jest w odnalezieniu tej niezwykłej prawdy, że wszystko, co głupstwem
jest u ludzi, jest mocą i mądrością u Boga.
Wszystkim zaś, którzy spotkają na swej drodze te cudowne
chore osoby, życzę, aby na nie patrzyli nie tylko okiem ciała, lecz
okiem wiary i serca, które pozwala już dziś widzieć i dotykać innej
rzeczywistości oraz rozkoszować się niezwykłymi skarbami, które Bóg
najczęściej ukrywa w brzydkich opakowaniach. Tam bowiem są najbezpieczniejsze.
Kochając chore dziecko, pomagamy mu pokochać i odkryć samego siebie.
Nie stawiajmy mu dodatkowych poprzeczek, ale pomóżmy mu walczyć i
budować normalny świat.
Specjalny Ośrodek Wychowawczy Zgromadzenia Sióstr Zmartwychwstania
Pańskiego im. Matki Celiny Borzęckiej, Mocarzewo 13, 09-540 Sanniki,
tel. (0-24) 277-63-93, fax (0-24) 277-62-37. Konto: BS Mazowsze w
Płocku O. Sanniki 90421026-127-2706-1/1.
Pomóż w rozwoju naszego portalu