- Cieszy mnie, gdy przyjeżdżają do ojczyzny ojców i dziadków? - mówi miła pani sprzedająca papieskie kremówki w Wadowicach. - Pytają czy to na pewno te same ciastka, co je Ojciec Święty jadł. A potem pytają już o wszystko - gdzie chodził do szkoły, gdzie grał w piłkę, gdzie ten teatr, co nim występował. Fajni są, dobre dzieciaki.
- Starają się szukać w Polsce korzeni. Chodzą na cmentarze, szukają zarośniętych trawą starych nagrobków. Potem dotykają ich, modlą się chyba. Godzinami krążą po uliczkach. Kiedyś widziałam chłopaka, który cały dzień przesiedział vis a vis kamienicy, w której mieszkał ojciec wyrzucony przez komunistów za działanie w nielegalnej organizacji studentów. Chłopak nie pamiętał w jakiej, bo ojciec zmarł, gdy był mały. Ale w synu pozostała ciekawość miejsc, za którymi ojciec nie przestał tęsknić w bogatej Ameryce. Co chciał zobaczyć w tej starej kamienicy, nie wiem… - tak opowiada pani Jadzia, która na krakowskim Rynku handluje pamiątkami.
- Wie pani, to tak jak z Mickiewiczem. Adamem, tym poetą. On, jak już był w Paryżu i wszyscy go uwielbiali, wykładał na Uniwersytecie, miał pieniądze i żyło mu się jak u Pana Boga z piecem, to wie pani co? On miał nad biurkiem, na wysokości oczu, ten swój mały Nowogródek - obrazek namalowany przez przyjaciela... Od swojego nie uciekniesz, ot co. W tych młodych, co przyjeżdżają tutaj z Ameryki na wakacje jest ta tęsknota, ta ciekawość. To się czuje…
Bieszczady. Połoniny lśnią w sierpniowym upale. Niebo wysokie, ziemia pachnie jak nigdzie indziej. Ogromne drzewa na skraju boru dają lekki chłód. Przed nami, na wąskiej ścieżce grupa ludzi. Zwyczajny widok w tym miejscu. Wieczorem na stancji ognisko i rozmowy.
- Moja rodzina pochodzi z tych stron - wyraźny amerykański akcent. Sympatyczny mężczyzna po 40. i dwoje jego dzieci. Oboje rozumieją po polsku, ale nie sklecą już nawet zdania. - Moi dziadkowie uciekli stąd wiele lat temu za chlebem. Przyjechałem z children pokazać im ziemię ojców. Dziadek opowiadał mi krok po kroku, co jest gdzie. Zamykał oczy i godał dnie całe. Tu sad, tam dom, studnia, ogród… A my chodzimy już trzy dni, ale wsi nie ma. Ja nie rozumieć, co się dzieje. Jakiś człowieka mówi, że ona spalona… Ta wieś znaczy. Nikt nie pamięta dziadka. Nic nie ma. Trudno teraz mówić - to mój kraj…
Oświęcim. Spłakane dziewczyny z lubelskiej letniej szkoły języka polskiego wychodzą za bramę obozu objęte wpół. - Coś potwornego - mówi jedna. - Część mojej rodziny zginęła tutaj - pradziadkowie i starsze siostry babci. Babcię Niemcy wywieźli na roboty do Rzeszy, to przeżyła. Nie wiedziałam, że to tak wyglądało. Znam Polskę w wersji dla turystów - taka cacaną, śliczną. A tu śmierć, łzy…
- Wczoraj byłam w muzeum Powstania Warszawskiego - mówi druga dziewczyna - Kazali mi wejść do kanału kanalizacyjnego, takiego jakim uciekali powstańcy w 1944. Powiedzieli, że oni szli w fekaliach sięgających pasa, że mdleli z braku powietrza. Zrobiło mi się niedobrze. Moja babcia walczyła w Powstaniu, mówiła, że strzelali do nich jak do ptaków. Potem komuchy wsadzili ją do wiezienie razem z tymi nazistami. Bili i głodzili. Do śmierci powtarzała, że za Polskę może umrzeć. Nie rozumiałam jak może tak mówić, po takiej niesprawiedliwości.
Częstochowa. Błonia pod wałami klasztoru wyblakłe od tegorocznej suszy. Siedzą w grupie, w plecaki wetknięte papierowe flagi amerykańskie. Kilka osób z okolic Chicago. Przyjechali z wycieczką razem z rodzicami. Standardowy program zakłada wizytę w najsłynniejszym polskim klasztorze. Młodzi są oczarowani. Próbowali wejść do Kaplicy z Cudownym Obrazem. Musieli jednak stać kilka godzin w kolejce. Młody zakonnik kazał im przyjść na 5.30 rano?! Mogą też zostać na noc w klasztorze. - I spać na tych lodowatych kamieniach?! - U nas się wtedy nie śpi - odpowiedział ze śmiechem paulin - U nas się modli całą noc. - Wow! - powiedzieli młodzi i zamilkli. - Po raz pierwszy zwiedzamy kraj - opowiadają. - Zazwyczaj każdy przyjeżdżał do rodziny, a ona organizowała jakieś atrakcję. Tym razem jest inaczej. Kluchę w gardle miałem podczas zmiany warty przy Pomniku Nieznanego Żołnierza. - A mnie ruszył świt w Tatrach. - A ja byłam na Westerplatte. - A ja w Krakowie, tam gdzie Spielberg kręcił „Listę Schindlera”. - A pamiętacie ten księżyc nad Bugiem?
Młodzi Polacy z Ameryki. Każdy odkrywa kraj ojców na swój własny sposób. Czy zostaną urzeczeni czy będą liczyć dni do powrotu zależy od wielu czynników. Od rodziny, to zawsze najważniejsze, ale głównie od przyrodzonej wrażliwości, ciekawości świata i chęci poznania rodzinnej historii.
Pomóż w rozwoju naszego portalu