Reklama

Ksiądz Andrzej - przyjaciel, druh, nauczyciel... biskup

5 stycznia Papież Benedykt XVI nominował ks. prof. Andrzeja Siemieniewskiego na biskupa pomocniczego archidiecezji wrocławskiej. 11 lutego o godz. 11.00 abp Marian Gołębiewski, metropolita wrocławski, dokonał konsekracji Biskupa nominata. To nowy czas dla wrocławskiego Kościoła, nowa epoka dla parafii, które Ksiądz Biskup będzie odwiedzał, dla diecezjan, którym będzie głosił Słowo Boże, dla młodych, których będzie bierzmował. Zanim jednak Biskup Andrzej dotrze do wielu miejscowości, warto, aby diecezjanie dowiedzieli się, jakim jest człowiekiem, jak widzą go przyjaciele, studenci, nauczyciele...

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Nasz Księże Andrzeju, Biskupie...

Jak tu opisać w kilkunastu zdaniach lata przeżyte blisko człowieka, z którym spędziło się setki godzin na modlitwie, liturgii, rozmowach, rekolekcjach, ewangelizacjach, duchowych poszukiwaniach i przyjacielskich spotkaniach?
Ks. Andrzej Siemieniewski, dzisiaj już biskup, został wyznaczony na asystenta kościelnego naszej wspólnoty po to, aby pomóc nam odnaleźć się w Kościele i dla Kościoła w trudnym dla nas czasie. Przez ostatnie 10 lat przewodniczył naszym niedzielnym Eucharystiom i wspólnie modliliśmy się w czasie środowych spotkań modlitewnych. W tym czasie poznaliśmy go jako człowieka o niezwykłej sile przekonywania, bezlitośnie konfrontującego rzeczywistość z Pismem Świętym, człowieka o naturze badacza, pełnego entuzjazmu i poszukiwacza Prawdy, wyrozumiałego i pełnego ciepła powiernika naszych bolesnych tajemnic, łagodnego, a kiedy trzeba było i stanowczego pasterza Kościoła.
Wymieniłem tylko nieliczne cechy, które do dzisiaj możemy w nim dostrzec i docenić, ale dane nam było widzieć Księdza Andrzeja, we wspólnocie i na stopie przyjacielskiej, w tak wielu sytuacjach, że nie byłbym ich w stanie zliczyć. Był na naszych ślubach i weselach, chrztach i Komuniach św. naszych dzieci, żegnał naszych bliskich w ich ostatniej drodze. Tłumaczył zawiłości Słowa Bożego i nieraz pozwalał na to, aby się spierać i gorąco dyskutować. Na ile czas mu pozwalał, spacerowaliśmy razem po górach i pływaliśmy w zimnym polskim morzu, chodziliśmy do Mc’Donalds’a i wyjeżdżaliśmy do miejsc bliskich i dalekich, zarówno w kraju, jak i za granicą.
Z jednej strony ogromnie się cieszymy, że został naszym biskupem, ale z drugiej jest nam trochę przykro, ponieważ straciliśmy tego, który do tej pory był tylko dla nas... Wierzymy w Boże zamysły, pomysły i plany, dlatego z niecierpliwością czekamy na dobro, które z tego wszystkiego wyniknie.
Co jeszcze ważnego powiedzieć na koniec? Życzymy Ci Andrzeju, Biskupie, wielkiej miłości do owieczek twojej diecezji, żarliwości pożerającej twojego ducha i duszę dla Ewangelii, oraz wytrwałości w dążeniu do Dobra i Prawdy.

Reklama

Andrzej, w imieniu wspólnoty „Hallelu Jah”

Nadaje się na biskupa!

Od 1991 r. dane nam było razem pełnić funkcje ojców duchownych we wrocławskim Seminarium Duchownym. Mieszkając pod jednym dachem przez 8 lat, mogliśmy się dobrze poznać i niejedno przeżyć.
Ten kontakt był bliski, także później, bo nie tylko jedliśmy w jednym refektarzu, ale ks. prof. A. Siemieniewski stanął przede mną jako wykładowca na Papieskim Wydziale Teologicznym - więcej nawet: jest promotorem mojej pracy naukowej!
Jaki jest Biskup Nominat po 20 latach swojej kapłańskiej służby? Skromny, opanowany, wrażliwy, pogodny, oczytany, błyskotliwy, rzeczowy, konkretny, prosty, „ogólnodostępny”, z poczuciem humoru, samokrytyczny, dyskretny, spolegliwy, wierzący (!), rozmodlony... Za tymi przymiotnikami stoi bardzo konkretna rzeczywistość, która każe powiedzieć krótko: nadaje się na biskupa i Bogu dzięki, że został na tę drogę w Kościele powołany!
Zwykle przy takich nominacjach księżowskie otoczenie mówi wybrańcowi: „Gratulujemy i współczujemy!”. Dlaczego? Bo mamy świadomość, że za insygniami biskupimi i wielką godnością kryje się krzyż - może i pozłacany czy srebrny, ale jednak autentyczny krzyż. Oznacza on choćby to, że definitywnie kończy się prywatność, wzrasta w niezwykły sposób odpowiedzialność, wymagana będzie pełnia i nieustanna dyspozycyjność, nastawić się trzeba na niekończące się wymagania... Trzeba się cieszyć, że są ludzie, którzy taki ciężar przyjmują w duchu wiary.
Każdy biskup ma jedno bardzo zasadnicze prawo: do naszej modlitwy i wsparcia we wszelkich sytuacjach. I to powinniśmy mu obiecać w imię życzliwości, braterstwa, przyjaźni.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Ks. Aleksander Radecki, ojciec duchowny w MWSD we Wrocławiu

Człowiek, który kocha to, co robi

Ks. prof. Andrzej Siemieniewski jest współtwórcą i opiekunem strony internetowej „Apologetyka” (www.apologetyka.katolik.net.pl), poświęconej obronie wiary katolickiej. To świadczy o jego otwartości na wykorzystanie nowego medium, jakim jest Internet, do głoszenia słowa i doktryny katolickiej. Jako że od wielu lat jest zaangażowany w Odnowę w Duchu Świętym, głównym obszarem jego zainteresowań są zagadnienia charyzmatyczne i ekumeniczne. Z punktu widzenia zatroskanego duszpasterza dostrzega pewne problemy, analizuje je w swoich licznych artykułach i stawia teologiczne diagnozy - często zupełnie odkrywcze. Pisze książki, zarówno naukowe, jak i przeznaczone dla szerokiego grona czytelników, w których przystępnym językiem, jasno i klarownie wykłada podstawy naszej wiary. Współpracuje z wieloma innymi ruchami kościelnymi, jak Ruch Światło-Życie czy neokatechumenat. Niestrudzenie głosi liczne rekolekcje dla wszystkich: dla kapłanów, sióstr zakonnych, parafii i swojej wspólnoty „Hallelu Jah”. Zwykle jest także głównym prelegentem dorocznych sesji apologetycznych, organizowanych przez naszą redakcję.
Jest człowiekiem skromnym, otwartym na innych ludzi, który zawsze ma czas, służy spowiedzią lub rozmową, nigdy nie odmawia pomocy. Lubi rozmawiać ze wszystkimi ludźmi poszukującymi Boga, np. ze świadkami Jehowy czy chrześcijanami z wolnych kościołów. Cierpliwie odpowiada na wszystkie listy elektroniczne, zawsze z wielką dobrocią i mądrością. Nigdy nie mówi o nikim źle, jest lojalnym przyjacielem. Przekonaliśmy się o tym nieraz, gdy stawał w naszej obronie wobec różnych zewnętrznych zarzutów. Jest wyjątkowym przykładem człowieka, który kocha to, co robi, który spełnia się w swoim powołaniu.

Reklama

Aleksandra Kowal

Był moim najlepszym studentem

Cieszę się z tej decyzji Ojca Świętego. Biskup Nominat był jednym z najzdolniejszych moich magistrów. Stąd też zabiegałem, by po krótkim stażu duszpasterskim skierować go na studia specjalistyczne. Wysłanie go na studia rzymskie przez kard. Henryka Gulbinowicza okazało się bardzo pożyteczne. Po powrocie ze studiów byliśmy razem w zespole wychowawców w MWSD, a potem był przez jedną kadencję „moim” prorektorem. Modlę się, by był dla Kościoła wrocławskiego dobrym pasterzem, a dla PWT nadal twórczym i aktywnym profesorem.

Bp Ignacy Dec, promotor pracy magisterskiej ks. A. Siemieniewskiego

Andrzej Siemieniewski biskupem - radość wielka w Kościele Wrocławskim!

Przyszedł do mnie razem ze swoim bratem. Patrząc na nich można było pomyśleć, że nie są braćmi - byli inni w zachowaniu. Jaś, świętej pamięci, był jak „pistolet” - dynamiczny, eksplodował radością. Andrzej był opanowany, choć to nie znaczy, że nie potrafił się srebrzyście śmiać. Tak właśnie ich poznałem, na początku szkoły średniej. Od samego początku byli bardzo ze sobą związani. Widziałem, że są także związani z Panem Bogiem. To oni mnie namówili, żebyśmy się przyjęli do Rodziny Skaplerza, to była inicjatywa Siemieniewskich. I nie miałem chyba nigdy z nimi dyskusji o mocnych chwilach zwątpienia. Owszem, lubili dyskutować, ale trzymali się mocno Kościoła. Myślę, że to wpływ mamy.
No i tak lata szły, robiliśmy wiele rzeczy, np. wyjazd do Częstochowy w latach 70. Jedziemy, Jasiu był już kierowcą i złapała nas milicja, przy wjeździe do Wrocławia. Andrzej jak kobra spał zwinięty w bagażniku, a w sumie nas w dużym fiacie jechało 8 osób. Pamiętam, milicjant kazał otworzyć bagażnik, a tam Andrzej.
I na jego pytanie „Co pan tu robi?” odpowiada: „Podróżuję”. No, ale jakoś milicjant był ludzki. Następna nasza wspólna pielgrzymka, zupełnie zwariowana, była wtedy, gdy jechaliśmy po wyborze papieża. Starymi samochodami jakimiś, jednego przez popych ruszaliśmy. Andrzej był wtedy znakomitym studentem Politechniki Wydziału Podstawowych Problemów Techniki. Pewnie tam zaczynał karierę profesorską, bo tak mówiono, że jak ktoś idzie na PPT, to ma zamiar robić karierę profesorską.
Jest trzeci rok, Andrzej w pewnym momencie powiada tak: „No, Orzechu, doszedłem do wniosku, że sensowniej będę żył, jak będę żył w Kościele”. Ja dobrze nie zrozumiałem o co mu chodzi, ale on już myślał o pracy w Winnicy, pracy jako ksiądz. Postrzegałem go wtedy jako wielkiego indywidualistę, więc myślałem sobie o seminarium: czy on się w tym futerale zmieści, mając takie błyski intelektualne? Ale wtedy była dobra obsada profesorska, więc z nauką źle nie było. Był za to problem z przyjęciem. Okazało, że Ksiądz Rektor zareagował roztropnie i powiada: „Czy nie lepiej by było, żeby on skończył tę Politechnikę, bo a nuż się rozmyśli i co potem, taki rozgrzebany będzie?” Po kilku dniach odwiedziłem go znowu a on pyta: „Czy możemy tak próbować to powołanie?” - „Niech przyjdzie!” I tak Andrzej nie musiał kończyć Politechniki tylko po trzecim roku mógł zacząć swoje studia.
O Andrzeju można mówić i mówić...
Andrzej jako profesor - kiedyś go przyłapałem: koniec września, rozpoczyna się rok akademicki, jestem u niego w pokoju. Patrzę, a tu maszyna do pisania i mówię: „Co to? Już wykłady?” A on: „Tak, dzisiaj skończyłem ostatni.” I okazało się, że on przygotował wykłady już na cały rok akademicki! Tu jest potrzebna dyscyplina, solidność. Owocowało to tym - a jestem spowiednikiem seminaryjnym już ponad 30 lat - że przy okazji spowiedzi okazywało się, że klerycy lubili słuchać wykładów ks. Andrzeja, dobrze przygotowanych.
Andrzej - człowiek niezwykle radosnej modlitwy. Jeszcze jako student spotkał się z początkiem Katolickiej Odnowy Charyzmatycznej i śledząc jego życie - a jestem jego spowiednikiem - zauważyłem, że Andrzej ma niezwykły dar modlitwy. Wiem, że to się stało dzięki jego doświadczeniu Ducha Świętego. Nauczył się szczególnej modlitwy. Pierwsze seminarium on tutaj prowadził, aby mnie, swojego katechetę, „odnowić”. To dzięki niemu przeżyłem chrzest w Duchu Świętym.
Zresztą, Odnowa to jest jego ogromna przygoda duszpasterska. Odnowa przechodziła próby, w wielu miastach grupy odchodziły od Kościoła. U nas we Wrocławiu też taka sprawa była, że wspólnota „Hallelu Jah” na Karłowicach zaczęła mieć trudności. Oni jednak - na szczęście - mieli jedno pragnienie - chcieli asystenta kościelnego i nim został właśnie Andrzej. Ja patrzyłem na to z boku, podziwiając jego cierpliwość i mądrość. To duszpasterz, który potrafił zdać egzamin z posługi grupie, która wcale nie chciała go specjalnie słuchać. Ale od tamtego czasu, widząc w jaki sposób on potrafi służyć, słuchać, tłumaczyć, pomagać, zacząłem się modlić o biskupstwo dla niego. Wydawało mi się, że on „wystrzeli” po swojemu - studia, które skończył, podróże, prace duszpasterskie. Pracował językiem francuskim, angielskim, włoskim, niemieckim, hiszpańskim - ma niezwykły warsztat pracy. Bardzo często czytam jego opracowania, bo wiem, że czerpie z pełni wiedzy, która jest w Kościele.
Ja początkowo trochę żartowałem, ale ogromnie się ucieszyłem, gdy on z tą wiadomością o powołaniu do biskupstwa zawitał. On sam bardzo to przeżywał, był bardzo wzruszony - nie spodziewał się. Ja się też siliłem, aby być dość „obojętnym”, ale towarzyszę mu od tamtej chwili modlitwą, bo to będzie bardzo dużo pracy, ogromna odpowiedzialność. A znając jego solidność - będzie pracował, potrzebna mu będzie tylko siła. Ale wiem też, że Pan Bóg go do tej roli długo przygotowywał.
Andrzej nie jest ani trochę triumfalistyczny. Jan Paweł II mówił: „To nie są czasy triumfalizmu Kościoła, to są czasy dialogu.” A Andrzej potrafi prowadzić dialog. On umie przemawiać - prostym, obrazowym językiem. Dziś nikt nie będzie słuchał Kościoła posługującego się dekretami i strukturami. Musi być podjęty i podejmowany dialog. Andrzej to potrafi, to jest biskup odpowiedni na te czasy i potrzeby Kościoła.

Ks. prał. Stanisław Orzechowski, duszpasterz akademicki

2006-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

French Open - Świątek: mam nadzieję, że kibice będą traktowali mnie jak człowieka

2024-05-30 09:31

[ TEMATY ]

Iga Świątek

PAP/EPA/TERESA SUAREZ

Iga Świątek po wygranej z Naomi Osaką w 2. rundzie French Open zwróciła się do publiczności, aby w stosownych momentach zachowywała ciszę. "Nie wiem, czy dobrze zrobiłam. Mam nadzieję, że kibice będą traktowali mnie jak człowieka" - przyznała później polska tenisistka.

Świątek pokonała Osakę po zaciętym, blisko trzygodzinnym boju, w którym musiała bronić piłkę meczową. Publiczność wyjątkowo zirytowała ją w końcówce, gdy w trakcie wymiany, przed jej zagraniem, ktoś krzyknął. Polka następnie nie trafiła w kort.

CZYTAJ DALEJ

Boże Ciało i wianki

Niedziela łowicka 21/2005

www.swietarodzina.pila.pl

Boże Ciało, zwane od czasów Soboru Watykańskiego II Uroczystością Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa, jest liturgicznym świętem wdzięczności za dar wiecznej obecności Jezusa na ziemi. Chrześcijanie od początków Kościoła zbierali się na łamaniu Chleba, sławiąc Boga ukrytego w ziemskim chlebie. Święto jest przedłużeniem Wielkiego Czwartku, czyli pamiątki ustanowienia Eucharystii. A z tego wynika, że uroczystość ta skryta jest w cieniu Golgoty, w misterium męki i śmierci Jezusa.

Historia święta Bożego Ciała sięga XIII wieku. W klasztorze w Mont Cornillon, w pobliżu Liege we Francji, przebywała zakonnica Julianna, która wielokrotnie miała wizję koła na wzór księżyca, a na nim widoczną plamę koloru czarnego. Nie rozumiała tego, więc zwróciła się do przełożonej. Gdy ta ją wyśmiała, Julianna zaczęła się modlić i pewnego razu usłyszała głos, oznajmiający, że czarny pas na tarczy księżyca oznacza brak osobnego święta ku czci Eucharystii, które ma umocnić wiarę, osłabioną przez różne herezje.
Władze kościelne sceptycznie odnosiły się do widzeń prostej Zakonnicy. Jednak kolejne niezwykłe wydarzenie dało im wiele do myślenia. W 1263 r. w Bolsenie, niedaleko Rzymu, kapłan odprawiający Mszę św. zaczął mieć wątpliwości, czy to możliwe, aby kruchy opłatek był Ciałem Pańskim. I oto, gdy nastąpił moment przełamania Hostii, zauważył, że sączy się z niej krew i spada na białe płótno korporału na ołtarzu. Papież Urban IV nie miał już wątpliwości, że to sam Bóg domaga się święta Eucharystii i rok po tym wydarzeniu wprowadził je w Rzymie, a papież Jan XXII (1334 r.) nakazał obchodzić je w całym Kościele. Do dziś korporał z plamami krwi znajduje się we wspaniałej katedrze w Orvieto, niedaleko Bolseny. Wybudowano ją specjalnie dla tej relikwii.
W Polsce po raz pierwszy święcono Boże Ciało w 1320 r., za biskupa Nankera, który przewodził diecezji krakowskiej. Nie było jednak jeszcze tak bogatych procesji, jak dziś. Dopiero wiek XVI przyniósł rozbudowane obchody święta Bożego Ciała, zwłaszcza w Krakowie, który był wówczas stolicą. Podczas procesji krakowskich prezentowały się proporce z orłami na szkarłacie, obecne było całe otoczenie dworu, szlachta, mieszczanie oraz prosty lud z podkrakowskich wsi.
W czasie procesji Bożego Ciała urządzano widowiska obrzędowe lub ściśle teatralne, aby przybliżyć ich uczestnikom różne aspekty obecności Eucharystii w życiu. Nasiliło się to zwłaszcza pod koniec XVI wieku, kiedy przechodzenie na protestantyzm znacznie się nasiliło i potrzebna była zachęta do oddania czci Eucharystii.
W okresie rozbiorów religijnemu charakterowi procesji Bożego Ciała przydano akcentów patriotycznych. Była to wówczas jedna z nielicznych okazji do zademonstrowania zaborcom żywej wiary. W procesjach niesiono prastare emblematy i proporce z polskimi godłami, świadczące o narodowej tożsamości.
Najpiękniej jednak Boże Ciało obchodzono na polskiej wsi, gdzie dekoracją są łąki, pola i zagajniki leśne. Procesje imponowały wspaniałością strojów asyst i wielką pobożnością prostego ludu, wyrażającego na swój sposób uwielbienie dla Eucharystii. Do dziś przetrwał zwyczaj zdobienia ołtarzy zielonymi drzewami brzóz i polnymi kwiatami. Kiedyś nawet drogi wyścielano tatarakiem. Do dziś bielanki sypią też przed kroczącym z monstrancją kapłanem kolorowe płatki róż i innych kwiatów.
Boże Ciało to również dzień święcenia wianków z wonnych ziół, młodych gałązek drzew i kwiatów polnych. Wieniec w starych pojęciach Słowian był godłem cnoty, symbolem dziewictwa i plonu. Wianki z ruty i kwiatów mogły nosić na głowach tylko dziewczęta.
Na wsiach wierzono, że poświęcone wianki, powieszone na ścianie chaty, odpędzają pioruny, chronią przed gradem, powodzią i ogniem. Dymem ze spalonych wianków okadzano krowy, wyganiane po raz pierwszy na pastwisko. Zioła z wianków stosowano też jako lekarstwo na różne choroby.
Gdzieniegdzie do poświęconych wianków dodawano paski papieru, z wypisanymi słowami czterech Ewangelii. Paski te zakopywano następnie w czterech rogach pola, dla zabezpieczenia przed wszelkim złem.
Dziś Boże Ciało to jedna z niewielu już okazji, aby przyodziać najpiękniejszy strój świąteczny - strój ludowy. W Łowickiem tego dnia robi się tęczowo od łowickich pasiaków. Kto wie, czy stroje ludowe zachowałyby się do dziś, gdyby nie możliwość ich zaprezentowania podczas uroczystości kościelnych. Chwała zatem i wielkie dzięki tym duszpasterzom, którzy kładą nacisk, aby asysty procesyjne występowały w regionalnych strojach. Dzięki temu procesje Bożego Ciała są jeszcze wspanialsze, okazalsze, barwniejsze. Ukazują różnorodność bogactwa sztuki ludowej i oby tak było jak najdłużej.
W ostatni czwartek oktawy Bożego Ciała, oprócz święcenia wianków z ziół i kwiatów, szczególnym ceremoniałem w naszych świątyniach jest błogosławieństwo małych dzieci. Kościoły wypełniają się najmłodszymi, często także niemowlętami, by i na nich spłynęło błogosławieństwo Boże. Wszak sam Pan Jezus mówił: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im, do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego” (Mk 10, 13-15).

CZYTAJ DALEJ

Abp Jędraszewski: Wszędzie tam, gdzie nie ma Boga, tam ginie człowiek

2024-05-30 15:42

[ TEMATY ]

abp Marek Jędraszewski

Archidiecezja Krakowska

- Wiemy, że wszędzie tam, gdzie nie ma Boga, tam ginie człowiek, tam człowiek nie ma przyszłości - mówił abp Marek Jędraszewski podczas centralnej procesji Bożego Ciała w Krakowie.

Dzisiejszą uroczystość Bożego Ciała abp Marek Jędraszewski nazwał „swoistym apogeum" Kongresu Eucharystycznego Archidiecezji Krakowskiej, ponieważ z wszystkich kościołów archidiecezji wyjdą na zewnątrz procesje eucharystyczne, w czasie których ludzie publicznie wyznają wiarę w prawdziwą, realną obecność Chrystusa pod postaciami eucharystycznymi. Zaznaczył, że centralna procesja w Krakowie kroczy szlakiem „testamentu eucharystycznego" Chrystusa. Wskazał na słowa-klucze kolejnych stacji: moc, ofiara, być, przyjaźń i w tym kontekście zwrócił uwagę na szczególną więź między Chrystusem a ludźmi. Podkreślił, że warunkami bycia przyjacielem Jezusa jest znajomość Jego nauki, zgodne z nią postępowanie, czyli bezinteresowna miłość.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję