Przede wszystkim jest to wizyta duszpasterska
Ma ona różny przebieg i charakter. W mieście ma jeszcze większe znaczenie niż na wsi, bowiem duże parafie miejskie charakteryzuje ogromna anonimowość. Dlatego takie - nawet przelotne - odwiedziny, nawet bardzo powierzchowne poznanie się, uścisk dłoni czy choćby uśmiech zmniejszają niewątpliwie tę anonimowość wielkich parafii.
Bardzo często się zdarza, że odczytuje się twarze, że można je skojarzyć z nazwiskiem, rozpoznaje się osoby, widzi się je i sytuuje w środowisku domowym, rodzinnym - ma to wielką wagę i przynosi ogromną korzyść dla duszpasterzowania. Tak wygląda kwestia od strony duszpasterzy.
Odwiedziny czy kwesta?
Reklama
Naturalnie wizyta duszpasterska wiąże się też z jakimś kwestowaniem, ale jedno drugiego nie wyklucza. Zwłaszcza, że - znowu - biorąc pod uwagę wielkie zatomizowanie parafii w wielkich ośrodkach miejskich, często jest tak - a właściwie zawsze jest tak - że do utrzymania duszpasterstwa czy też utrzymania kościoła, czyli do takiej finansowej współodpowiedzialności za funkcjonowanie parafii, poczuwa się naprawdę niewielka grupa osób. To są głównie ci, którzy biorą udział w coniedzielnych Mszach św. W przypadku dużych inwestycji - np. gospodarczych - do współodpowiedzialności poczuwa się ok. 10% rodzin spośród wszystkich, które mieszkają na terenie parafii. Natomiast pozostały procent rodzin też w jakiś sposób korzysta z kościoła parafialnego, potrzebuje parafii choćby od czasu do czasu. Zatem taka doroczna wizyta może być okazją, aby te osoby przynajmniej raz w roku złożyły, na miarę swoich możliwości, ofiarę na swoją parafię, na swój kościół. I w tym sensie możemy mówić o kweście bez żadnego fałszywego wstydu - bo niby dlaczego? Oczywiście część z tych środków jest przeznaczana na potrzeby całej diecezji - przez pośrednictwo Kurii - także na rzecz Seminarium Duchownego, a także na potrzeby parafii i część oczywiście pozostaje do dyspozycji księży, którzy odwiedzają rodziny w tym okresie. Czasami wizyta w rodzinie daje okazję, by doraźnie zaradzić jej potrzebom materialnym ze środków wcześniej otrzymanych. Stanowi to formę wewnątrzparafialnej solidarności.
Taki jest więc wymiar duszpasterski kolędy. Jeślibyśmy próbowali wyprzeć się w duszpasterstwie środków materialnych, to myślę, że po pierwsze - popadalibyśmy w hipokryzję, a po drugie - po prostu kształtowalibyśmy fałszywy obraz duszpasterstwa, które także potrzebuje środków materialnych do swojego funkcjonowania.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ze strony wiernych, parafian, którzy otwierają drzwi kolędzie
- jest to gest gościnności, ale także podkreślenie związku z parafią, z duszpasterstwem. Oczywiście, motywy też mogą być tu różne, ale zawsze staram się odczytywać te najlepsze.
Czasami otwarcie drzwi dla kapłana jest znakiem ostatniej, bardzo cieniutkiej niteczki, łączącej z parafią, ale jeśli tak jest, to niech tak będzie odczytane, niech przynajmniej zostanie chociaż ten jeden, ostatni znak związku z Kościołem lokalnym. Stanowi to punkt odniesienia, do którego można nawiązać i wrócić. Bywa, że pozornie nic nie wskazuje na istnienie tej więzi i kapłan zadaje sobie pytanie, po co właściwie został zaproszony. Jednak - używając tej wcześniejszej metafory drzwi - można powiedzieć, że te drzwi nie są zatrzaśnięte, nie są do końca zamknięte i można przez nie z powrotem wejść.
Inna jest kolęda na wsi
Nie można mówić tam o anonimowości, bowiem tam praktycznie nie zdarza się, by kapłan nie został przyjęty. W mniejszych społecznościach parafialnych także i ta strona materialna duszpasterstwa jest bardziej ewidentna, bo bardziej zauważalna - że od strony materialnej duszpasterstwo po prostu jest zależne wyłącznie od wiernych. Dla kapłana posługującego w takiej mniejszej parafii kolęda daje z pewnością możliwość lepszego poznania i pogłębienia bliskich więzi ze swoimi parafianami.
Kolęda jest okazją do rozmów
Czasami wręcz do pytań z zakresu wiary czy z zakresu życia Kościoła. Bywa, że kolęda jest okazją do wyleczenia urazów emocjonalnych z przeszłości, zranień, które komplikują drogę do Pana Boga.
Niedobrze byłoby, gdyby kolęda była przyczyną kolejnych urazów. Dlatego ta otwartość musi być z obydwu stron: i duszpasterza, który odwiedza rodzinę i rodziny, która go przyjmuje.
Zdarza się, że motywem czy impulsem, by przyjąć kolędę, są np. kolejne etapy w życiu religijnym dzieci - chrzest, pierwsza Komunia św. czy bierzmowanie, które przypada akurat w bieżącym roku. Niech i tak będzie. I to może stanowić okazję do bardziej aktywnego zaangażowania się w życie religijne. Ważne jest, by takich okazji i momentów nie zmarnować.
Odwiedziny duszpasterskie nie powinny być okazją ani formą obcesowego nawracania
albo też rozliczania z życia religijnego czy wytykania pewnych uchybień - temu służą inne miejsca, inne fora. Z grzechów rozliczamy się w konfesjonale. Natomiast - może przy okazji kolędy wypłynąć zaproszenie do bardziej szczegółowej rozmowy, do spotkania właśnie w konfesjonale czy do odnowienia życia chrześcijańskiego. Zapewne osobisty, pełen życzliwości kontakt bardziej temu sprzyja, niż gromy rzucane ex cathedra.
Zresztą na takie zachowanie nie pozwala status zaproszonego do domu gościa, jaki ma w tym momencie kapłan - i dlatego właśnie powinien się zachować jak gość.