Na liściu łatwiej wygrać melodię, niż czasami z człowieka nuty dobywać
Nie potrafi powiedzieć, jak to się stało, ale każdy liść w jego dłoniach do warg przyłożony gra: pobożne i ogniskowe piosenki, patriotyczne i weselne - niczym instrument obudzony przez muzyka. Na pielgrzymce do Częstochowy, na postojach znają grę na liściu sandomierscy pątnicy. Oczarował nawet tą techniką piłkarzy w sutannach w austriackim Aisenstadt, kiedy na wieczorze prezentacji poszczególnych drużyn na liściu róży wygrywał polskie melodie dla chorwackich, słowackich, austriackich uszu. Czy to trudne? Nie - śmieje się ksiądz Wacław - wystarczy zwykły liść, w którym budzi się melodia. Trudniej nieraz jest z człowiekiem, zamykającym w sobie cudowne partytury, uniemożliwiającym wydobywanie z siebie melodii zachwycających innych.
Gram nieraz ostro, ale kopać nie lubię…
Piłka i sport to kolejna pasja ks. Gieńca, przekładająca się na życie kapłańskie, na duszpasterstwo. „Kiedy wyjeżdżałem na I Halowe Mistrzostwa Europy Księży, nie powiedziałem nic w parafii, bo nie bardzo wierzyłem, że możemy wygrać tak wysoko. Dopiero po powrocie powiedziałem im, że nie mają takiego proboszcza «dziada», bo zajęliśmy drugie miejsce” - wspomina z humorem, opowiadając o kilku ważnych dniach spędzonych w ojczyźnie Straussów: o celebracji w katedrze, o dobrze technicznie przygotowanych księżach z Chorwacji, którzy zajęli pierwsze miejsce, o tym, że sport staje się też językiem budującym więzi pomiędzy ludźmi. „Przegraliśmy 4:1, ale tylko dlatego, że był to swoisty maraton i z Chorwatami graliśmy w momencie pewnego zmęczenia, bez możliwości wielkich zmian w naszym zespole. Kto wie, czy nie byłoby inaczej, gdyby spotkali się z nami na początku. W czasie meczu z księżmi na Węgrzech, gdzie wygraliśmy znaczną przewagą bramek (6: 4), było nieco inaczej, mogliśmy się zmieniać. Najciekawsze było to, że na bramce węgierskiej stał biskup - no i jak tu nie strzelić gola biskupowi?”.
„Na boisku lubię ostrą grę, ale nie lubię kopać. Jedyną chyba niewykorzystaną sytuacją byłoby kopanie policjantów - w czasie meczu z nimi - ale też nie wykorzystałem - żartuje ks. Wacław - przynajmniej tak można by zrekompensować sobie niektóre mandaty”.
Hart, doping, zmaganie się z przeciwnościami
„Sport jest pewną filozofią życia: uczy zdrowej rywalizacji, szacunku do „przeciwnika”, z którym się walczy, wyzwala z człowieka sporo szlachetnych cech. Dlatego w czwartki spotykam się z młodzieżą na sportowej hali, gramy razem, ale to nie jedyna domena mojej kapłańskiej pracy. Staram się być dla tych ludzi, wyzwalać w nich inicjatywy, razem robić dobre rzeczy. W Roku Rodziny powołaliśmy do istnienia Stowarzyszenie Rodzin Katolickich - mamy wiele planów i ambicji, by w Chodkowie coś się działo. Coś dobrego. Każdy nowy dzień przynosi nowe wyzwania, których się nie boję - jestem w końcu góralem - śmieje się chodkowski Proboszcz - i wyzwania mnie nie przerażają. Mamy zamiar postawić dzwonnicę, koło kościoła jest zawsze coś do roboty. A tej się nie boję. Chciałbym, żeby moi ministranci teraz wygrali mistrzostwa diecezjalne. To wszystko razem wzięte nie pozwala się mi starzeć: pasje odmładzają, więc nie należy się ich ani wstydzić, ani walczyć z nimi”. Pasjonat ksiądz Wacław pozaraża pewnie wielu chodkowian, dla których serca mu nie brakuje. Dla nich tutaj przyszedł w lipcu, by razem z nimi, z pasją, iść do Pana Boga.
Pomóż w rozwoju naszego portalu