Reklama

Życie w wolnym związku bez sakramentu

Niedziela włocławska 27/2004

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Granice wspólnego życia mężczyzny i kobiety z jednej strony wyznaczają Przykazania, w szczególności szóste i dziewiąte, z drugiej zaś granice te określają oni sami. Gdy zamieszkują wspólnie kobieta i mężczyzna, aby tworzyć wspólnotę muszą określić pewne reguły. Jeśli są to chrześcijanie, reguły ich postępowania i wzajemnych relacji określa wola Boga, który oczekuje od nich, iż zachowają Jego naukę. Jeśli tej nauki nie zachowują, łamią zasady określone przez Boga. Tworzą wspólnotę, ale jest to wspólnota egoistyczna, oparta na ich, i wyłącznie ich zasadach.
Nauka Jezusa jest dana dla naszego pożytku, a nie z Bożego kaprysu czy potrzeby narzucania człowiekowi czegoś wbrew jego wolnej woli. Wybór należy do każdego z nas. Jeśli więc ktoś chce być wierny Bogu, musi przyjąć Jego dobre rady. Jeśli dwoje ludzi chce żyć razem nie zapraszając do własnej wspólnoty Boga poprzez skorzystanie z sakramentu małżeństwa, jest to ich decyzja i w pełni ponoszą jej konsekwencje. Ale wtedy ich decyzja kłóci się z tym co sami wyznają, jeśli uważają się za katolików. Kiedy żyją w sprzeczności z tym, co wyznają, gdzieś w tym jest fałsz, kłamstwo a w konsekwencji zło. Wspólne zamieszkiwanie kobiety i mężczyzny bez małżeństwa jest czymś nienormalnym. Bo z jednej strony rodzą zagrożenia dla ich więzi z Bogiem (chociażby na wystawianie się na pokusy złamania szóstego przykazania), a z drugiej - wskazują na jakieś ograniczenia związane z ich osobistą więzią wynikającą ze wspólnego zamieszkiwania. Jeśli mężczyzna i kobieta mieszkają razem, a nie są małżeństwem, to coś stoi na przeszkodzie, aby tym małżeństwem się stali. Nie ma więc tutaj pełnej więzi, ale jest to więź polegająca na zasadzie „jesteśmy razem, bo razem mieszkamy”. Lubimy się, szanujemy, ba… kochamy, ale nie na tyle, aby zostać małżeństwem. Zgadzamy się mieszkać razem, ale nie na zawsze. Nic nas nie wiąże, poza naszymi słownymi deklaracjami. Taka jest rzeczywistość i chociaż mogę usłyszeć w odpowiedzi, że ludzie mogą tak żyć całe życie aż do śmierci, zaś wiele sakramentalnych małżeństw do tego czasu może się wielokrotnie rozpaść, to wbrew pozorom są to dwie różne kwestie.
W przypadku wspólnego zamieszkiwania bez ślubu, ludzie chcą uniknąć konsekwencji. W przypadku rozwodu, konsekwencje rozpadu małżeństwa muszą wziąć na siebie. Zawsze jest jakaś przyczyna, która powoduje, że ludzie mieszkają razem bez ślubu. I zawsze jest umotywowana w sposób, który może być zaakceptowany przez nich samych i przez otoczenie. Ale pozostaje wrażenie niedosytu i dla postronnych obserwatorów, i dla nich samych.
Za każdym razem, kiedy spotykam się z takimi parami, pytam, dlaczego nie chcą wziąć ślubu, by zamieszkać razem, jeśli się kochają? Wtedy słyszę m.in., że ślub psuje żywiołowość i żywotność związku, albo, że jeśli „coś nie wyjdzie”, to będą mogli się rozstać i nie będą związani przysięgą małżeńską. To jest sprzeczność totalna, bo to od nich samych, a nie od dokumentu czy wpisu w dowodzie osobistym zależy, czy ich związek będzie żywy. W tym wszystkim widzę również nielogiczność: jeśli ktoś zakłada, że może „coś nie wyjść”, to im to po prostu nie wyjdzie, niezależnie, czy będą, czy nie będą małżeństwem. I upadają argumenty, dla których kontrargumentem jest wyłącznie to, iż jeśli dwoje ludzi łączy miłość, to miłość nie stawia warunków, przeszkód, barier, że miłość wybacza wszystko, nie szuka poklasku i pochwały, jest wzajemnym związaniem na zawsze, bo kochać naprawdę można tylko jednego człowieka i to raz na zawsze, bo taka jest natura miłości.
Kościół stojąc na straży Bożego Objawienia, jeśli stawia jakieś bariery dwojgu ludziom, którzy chcą zamieszkać razem bez ślubu, nie czyni tego z własnego widzimisię, ale dlatego, że wolą Jezusa ma dbać o swoją owczarnię, by była szczęśliwa i razem doszła do wiecznego szczęścia w niebie. Kościół mówi wyraźnie „nie” związkom niesakramentalnym dlatego, że Bóg sam mówi, iż małżeństwo to powołanie, które ma służyć dobru tych ludzi, dobru ich dzieci i najbliższych.
Przypomnę jeszcze raz to co Kościół od wieków głosi: To nie Kościół daje ślub, ale to narzeczeni dają sobie ślub, zaś Kościół wyłącznie to potwierdza, nadając ich przyrzeczeniu rangę powagi i udzielając im na dalsze życie Bożego błogosławieństwa, które później może być źródłem łaski umacniającym ich miłość. Ale to od nich samych zależy, czy ich miłość będzie wieczna, czy zgaśnie przy pierwszym lepszym kryzysie. To ludzie wyrażają swoją wolę wobec Boga i zapraszają Go do swego związku, a nie odwrotnie. To od człowieka zależy, czy to co go łączy z drugim, to miłość czy pożądanie. Czy jest to oddanie na zawsze, czy przelotny związek. Bóg daje człowiekowi dar, jakim jest małżeństwo. Jeśli ktoś ten dar odrzuca, to jest to jego sprawa i sam odpowiada za wszystko, co będzie dalej robił. I wtedy może wyłącznie liczyć na siebie. Jeśli katolicy, chrześcijanie, postanawiają zamieszkać razem bez ślubu, muszą żyć jak brat z siostrą, jeśli chcą potwierdzać w ten sposób, iż dla nich najważniejszy jest Bóg.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2004-12-31 00:00

Oceń: +1 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Albertynki w Boliwii: wszędzie szukamy oblicza cierpiącego Chrystusa

2025-11-16 18:35

[ TEMATY ]

albertynki

Boliwia

Vatican Media

Centrum Medyczne św. Brata Alberta w Boliwii

Centrum Medyczne św. Brata Alberta w Boliwii

W tym wszystkim jest jeszcze język niewerbalny; język miłości, przygarnięcia, pocieszenia - tak o swojej posłudze w Boliwii opowiada Vatican News s. Weronika Mościcka SAPU. Albertynka, która od czterech lat posługuje na misjach, prowadzi Centrum Medyczne im. św. Brata Alberta, gdzie jak sama mówi: „staram się patrzeć nie tylko na ciało, tylko na coś więcej, czego potrzebują ci ludzie”.

Trzyosobowa wspólnota sióstr podejmuje różne zadania wśród ubogich i potrzebujących. Jest to posługa duszpasterska, praca wśród dzieci i młodzieży - w tym wyszukiwanie osób najbardziej potrzebujących, realizacja projektów na rzecz nauki, rozwoju młodych oraz prowadzenie centrum medycznego.
CZYTAJ DALEJ

Św. Elżbieta Węgierska - patronka dzieł miłosierdzia

[ TEMATY ]

św. Elżbieta Węgierska

Arkadiusz Bednarczyk

Św. Elżbieta z Turyngii (XIII wiek) posługuje wśród chorych (obraz tablicowy z XV wieku)

Św. Elżbieta z Turyngii (XIII wiek) posługuje wśród chorych
(obraz tablicowy z XV wieku)

17 listopada Kościół wspomina św. Elżbietę Węgierską, patronkę dzieł miłosierdzia oraz bractw, stowarzyszeń i wielu zgromadzeń zakonnych. Jest świętą dwóch narodów: węgierskiego i niemieckiego.

Elżbieta urodziła się 7 lipca 1207 r. na zamku Sárospatak na Węgrzech. Jej ojcem był król węgierski Andrzej II, a matką Gertruda von Andechts-Meranien, siostra św. Jadwigi Śląskiej. Ze strony ojca Elżbieta była potomkinią węgierskiej rodziny panującej Arpadów, a ze strony matki - Meranów. Dziewczynka otrzymała staranne wychowanie na zamku Wartburg (koło Eisenach), gdzie przebywała od czwartego roku życia, gdyż była narzeczoną starszego od niej o siedem lat przyszłego landgrafa Ludwika IV. Ich ślub odbył się w 1221 r. Mała księżniczka została przywieziona na Wartburg z honorami należnymi jej królewskiej godności. Mieszkańców Turyngii dziwił kosztowny posag i dokładnie notowali skarby: złote i srebrne puchary, dzbany, naszyjniki, diademy, pierścienie i łańcuchy, brokaty i baldachimy. Elżbieta wiozła w posagu nawet wannę ze szczerego srebra. Małżeństwo młodej córki królewskiej stało się swego rodzaju politycznym środkiem, mającym pogłębić i wzmocnić związki między oboma krajami. Elżbieta prowadziła zawsze ascetyczny tryb życia pod kierunkiem franciszkanina Rüdigera, a następnie Konrada z Marburga. Rozwijając działalność charytatywną założyła szpital w pobliżu zamku Wartburg, a w późniejszym okresie również w Marburgu (szpital św. Franciszka z Asyżu). Konrad z Marburga pisał do papieża Grzegorza IX o swojej penitentce, że dwa razy dziennie, rano i wieczorem, osobiście odwiedzała swoich chorych, troszcząc się szczególnie o najbardziej odrażających, poprawiała im posłanie i karmiła. Życie wewnętrzne Elżbiety było pełną realizacją ewangelicznej miłości Boga i człowieka. Wytrwałość czerpała we Mszy św., na modlitwie była niezmiernie skupiona. Wiele pracowała nad cnotą pokory, zwalczając odruchy dumy, stosowała ostrą ascezę pokuty.
CZYTAJ DALEJ

Jubileusz muzyków archidiecezji przemyskiej

2025-11-17 11:35

archiwum parafii

Jubileusz odbywał się w Strachocinie

Jubileusz odbywał się w Strachocinie

W sobotę, 15 listopada 2025 r., w sanktuarium św. Andrzeja Boboli w Strachocinie odbyła się Jubileuszowa Pielgrzymka Muzyków Archidiecezji Przemyskiej. Centralnym punktem spotkania była Eucharystia pod przewodnictwem abp. Adama Szala.

W słowach powitania ks. prał. Józef Niżnik zwrócił uwagę, że to właśnie św. Cecylia razem ze św. Andrzejem Bobolą zaprosiła do Strachociny chóry parafialne i orkiestry parafialne z archidiecezji przemyskiej. – Strachocina staje się takim miejscem, gdzie pielgrzymują ludzie i wiedzą, dlaczego pielgrzymują. Rozumieją, jak ważne jest to miejsce dla nich i dla Polski – powiedział kapłan. – Pozdrawiam was wszystkich i życzę, by ten pobyt tu, w Strachocinie u świętego Andrzeja sprawił, byście napełnieni łaską Bożą, mocą Ducha Świętego, jako pielgrzymi nadziei, zobaczyli, jak warto mieć świętych, którzy będą się za nami modlić – dodał.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję