Reklama

Muzyka w Raju

Zamieszkać z muzyką

Skrzypce, altówki, wiolonczele, kontrabas, lutnie, teorba, gitara, klawesyny, organy, flety proste i flety traverso wypełniły prezbiterium kościoła seminaryjnego w Paradyżu. W dniach 22-30 sierpnia służba liturgiczna ustąpiła tam miejsca służbie muzycznej, misterium liturgiczne - misterium muzycznemu. Przestrzeń barokowego kościoła pozostała jednak ta sama. Pozostała także tajemnica... Tajemnica docierania do człowieczej duszy. A wszystko to za sprawą festiwalu muzyki dawnej „Musica in Paradiso” (Muzyka w Raju).

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Radość muzykowania

Reklama

Po korytarzach paradyskiego opactwa przechadza się Alexis Kossenko z Francji. Wszędzie go pełno. Prawie zawsze w ręku z którymś z fletów ze swej niezwykłej kolekcji. Alexis nie marnuje żadnej okazji, by pod jego palcami ożyła muzyka dawanych mistrzów. I nieważne jest, czy zdarzy się to w pustym kościele, w jadalni, w pokoju kolegi, na korytarzu czy przed licznie zgromadzoną publicznością podczas solowego recitalu. Słuchając go, gdy z Andreasem (lutnistą) dają minikoncert przy jadalnym stole, czy kiedy podczas niedzielnego koncertu milknie wypełniony po brzegi kościół, by nie uronić żadnego z delikatnych dźwięków fletu, czy gdy nagle wstaje z krzesła w pierwszym rzędzie i przyłącza się do kolejnego bisu Andreasa Arenda, trudno oprzeć się wrażeniu, że dla Alexisa muzykowanie to coś więcej niż praca, to nawet coś więcej niż przyjemność. To po prostu pasja, fascynacja i życie.
Dziadek Alexisa przybył do Francji z Rosji (stąd rosyjsko brzmiące nazwisko - Kossenko) i osiadł w Nicei, gdzie schronienie znalazło wielu rosyjskich arystokratów. Alexis, tak jak i jego rodzice, urodził się już we Francji. W wieku czternastu lat Alexis ukończył studia w konserwatorium w Nicei. Naukę gry na flecie kontynuował w konserwatorium w Paryżu pod okiem Alaina Marion. Czas ten wspomina jako wielką frajdę. - Praca opierała się na dwóch zasadach: bliskiego kontaktu i radości muzykowania - wspomina Alexis. Tym zasadom pozostaje on nadal wierny. Z muzykami orkiestry „Arte dei Suonatori” (trzonu festiwalu „Muzyka w Raju”) współpracuje jak dobry przyjaciel. Próba z nim to nieprzewidywalny ciąg zdarzeń, to uchylanie drzwi przed prawdą, dobrem i pięknem. Pasja gry harmonizuje z dobrą zabawą. Zwłaszcza gdy okazuje się, że „za dużo jest” klawesynu i trzeba z nim pospacerować po całym prezbiterium. W końcu staje on we właściwym miejscu, a w kościele rozlega się fragment Uwertury h-moll Jana Sebastiana Bacha...

80 słynnych Bachów

Reklama

Pierwszych lekcji muzyki zarówno na instrumentach klawiszowych, jak i na skrzypcach, udzielał Janowi Sebastianowi Bachowi (1685-1750) ojciec, utalentowany skrzypek. Po jego śmierci edukacją Jana Sebastiana zajął się najstarszy z braci - Johann Christoph. Dziadek Jana Sebastiana grał na cytrze. Zdolności muzyczne odziedziczyły też dzieci Jana Sebastiana. W kompozytorskie ślady poszedł m.in. Carl Philipp Emmanuel (jego ojcem chrzestnym był Georg Philipp Telemann). W XVII w. Bachowie mieli sławę największych muzyków niemieckich. Słownik muzyczny New Grove Dictionary of Music and Musicians wymienia ich około osiemdziesięciu.
J. S. Bach studiował wszystkie style muzyczne, z którymi się zetknął i które go zainteresowały, niezależnie od tego, czy była to muzyka niemiecka, francuska czy włoska, a w jego utworach odbija się najbliższy mu świat - jego czasy i społeczeństwo północnych Niemiec, z ich książętami, duchownymi i ubóstwem, którego sam doświadczył. W jego muzyce odzwierciedla się życie, jakie prowadził: kościelnego kantora, organisty, dworskiego muzyka, nauczyciela muzyki, kierownika chóru.
Zakres muzyki instrumentalnej Bacha, nazwanego przez Richarda Wagnera „najbardziej zdumiewającym cudem muzycznym wszechczasów”, obejmuje muzykę świecką i religijną, klawesynową i organową, solową i zespołową. Tak też wybrzmiał Bach w Paradyżu. Był IV Koncert Brandenburski na inaugurację (Dan Laurin, Alexis Kossenko, Aureliusz Goliński, „Arte dei Suonatori”), była niedokończona Kunst der Fuge - Fuga a 3 Soggeti (Alexis Kossenko), były koncerty klawesynowe: A-dur i d-moll (Allan Rasmussen) oraz koncerty na dwa klawesyny c-moll (Aline Zylberajch i Martin Gester), skrzypcowa Ciaccona z partity d-moll (Ryo Terakado), no i oczywiście Wariacje Goldbergowskie...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Uśpiony skrzypek

Reklama

O Wariacjach Goldbergowskich często opowiadano następującą historię. Otóż Bach miał otrzymać zamówienie od rosyjskiego ambasadora w Saksonii, hrabiego Keyserlingka, cierpiącego na bezsenność i pragnącego takiej muzyki, którą jego młody klawesynista Johann Gottlieb Goldberg (zresztą uczeń Bacha) mógłby grać, aby ułatwić mu zaśnięcie. Goldberg miał jednak dopiero czternaście lat, a kompozycja Bacha (napisana na klawesyn o dwóch manuałach) była niezwykle trudna technicznie. Wydaje się zatem mało prawdopodobne, że początkujący muzyk - jakim był Goldberg - był w stanie ją wykonać. Podobno jednak Bach otrzymał za ten utwór złoty puchar zawierający sto luidorów. Druga wersja mówi o tym, że ta pełna inwencji muzyka stawiająca ogromne wymagania nie tylko grającemu, ale i słuchaczowi, miała hrabiemu skracać czas oczekiwania na sen, a jego młodemu klawesyniście dawać możliwość wykazania się biegłością. Tak czy inaczej, Bach napisał zamówiony utwór i podarował hrabiemu egzemplarz partytury.
O wykonaniu Wariacji Goldbergowskich w paradyskim kościele przez Allana Rasmussena opowiada się następującą historię. Otóż Allan Rasmussen znany jest z umiłowania nocnych prób. Gdy większość muzyków zamyka swoje instrumenty w futerałach, on przychodzi do ciemnego, cichego kościoła, zapala światło w prezbiterium, otwiera klawesyn i zaczyna grać. Lubi, jak kościół w całości jest do jego dyspozycji. Wtedy w spokoju może rozpoznać atmosferę, ducha przestrzeni, w której gra. Być może tak postępował też sam Bach, grając i komponując swoje utwory w nocy, w pustych kościołach, w których za dnia pracował. A wracając do Wariacji Goldbergowskich. Otóż ćwicząc przed inauguracyjnym koncertem, swoim zwyczajem zamknął się w nocy w kościele. Przyszedł go posłuchać Arek Goliński - pierwszy skrzypek orkiestry i zarazem kierownik muzyczny. Położył się na jednej z ławek na końcu kościoła. I ponoć gra Allana uśpiła zmęczonego skrzypka.
Allan Rasmussen jest Duńczykiem i studiował w Królewskiej Akademii Muzycznej w Kopenhadze, którą ukończył w roku 1993. Obecnie jest organistą w kościele w Farum (czyli wykonuje podobną pracę jak jego mistrz - J. S. Bach). Mimo licznych koncertów i udziałów w festiwalach muzyki dawnej - jak choćby ten w Paradyżu - zawsze wraca do codziennej pracy organisty. - Uwielbiam ją. Gdy gram w kościele podczas Mszy św., mam wrażenie współudziału w całej muzyce - mówił Allan o swojej pracy. Gra jednak nie tylko utwory Bacha czy Didericha Buxtehuda, którego Bach podziwiał. Wraz z muzykami z „Arte dei Suonatori” we wrześniu 2002 r. wziął udział w nagraniu 12 koncertów z cyklu La Stravaganza Antonio Vivaldiego.

Czerwony ksiądz

Reklama

Nie klawesyn jednak a skrzypce były ulubionym instrumentem Antonio Vivaldiego (1678-1741), który od dziecka nasiąkał duchem muzyki weneckiej. Jego ojciec był skrzypkiem w orkiestrze przy kościele św. Marka i ponoć już jako dziecko Antonio często zastępował ojca w orkiestrze katedralnej.
Antonio Vivaldiego nazbyt często kojarzymy jedynie z Czterema Porami Roku, a mało kto wie, że te porywające dźwięki wyszły spod kapłańskich dłoni. Mając 14 lat, z woli ojca Antonio zaczął się przygotowywać do służby kapłańskiej. Został wyświęcony w 1703 r. w wieku 25 lat. Do głównych zajęć młodego kapłana należało odprawianie Mszy św., co w owym czasie oznaczało głośne śpiewanie lub intonowanie psalmów niemal przez godzinę bez przerwy. Wkrótce okazało się, że z powodu słabych płuc Vivaldi nie jest w stanie temu podołać i po niespełna roku został z tego obowiązku zwolniony. Jedna z anegdot o sławnym muzyku głosi, że odebrano mu prawo do odprawienia Mszy św. dyscyplinarnie, bo gdy przychodził mu do głowy nowy pomysł muzyczny, biegł do zakrystii go zapisać.
Bez przeszkód poświęcał się natomiast swojemu drugiemu zajęciu - nauczaniu muzyki w „Ospedale della Pieta” w Wenecji. To właśnie tam zyskał on przydomek „czerwonego księdza”, nie tylko za sprawą ognisto-rudych włosów, ale także dzięki gorącemu temperamentowi. Temperament ten sprawiał także, że Vivaldi nie był wzorem pobożności kapłańskiej. „Ospedale della Pieta”, któremu Vivaldi poświęcił około 20 lata życia, był sierocińcem dla dziewcząt prowadzonym na kształt konserwatoriów, zapewniając wysoki poziom wykształcenia muzycznego. Vivaldi zajmował tam stanowisko nauczyciela gry na skrzypcach, dbał o instrumenty, a także pisał utwory przeznaczone na cotygodniowe recitale orkiestry szkolnej, którą rozsławił w Wenecji. Z czasem, gdy jego kompozycje zyskiwały coraz większy rozgłos, Vivaldi zaczął je wystawiać w teatrach całych północno-wschodnich Włoch. Coraz mniej czasu poświęcał wychowankom w „Ospedale della Pieta”. Zobowiązał się jednak co miesiąc dostarczać dwa koncerty i w miarę możliwości zajmować się osobiście ich wystawieniem.
Vivaldi przez wiele lat był ulubieńcem weneckiej publiczności. Jego radosny, żywiołowy styl budził w słuchaczach entuzjazm, podziwiano zwłaszcza jego nowatorskie podejście do muzyki okresu baroku. Nowość ma jednak to do siebie, że z czasem przemija, przestaje być odkrywcza i świeża. Taki los spotkał tez muzykę Vivaldiego. Wenecjanie odwrócili się od niego. Zmarł w Wiedniu 28 lipca 1741 r. w biedzie i zapomnieniu. Urządzono mu prosty pochówek w nieoznakowanej mogile na przyszpitalnym cmentarzu. Pogrzebowy dzwon uderzył kilka razy, w kondukcie znaleźli się tylko zatrudnieni przy pogrzebie karawaniarze, a sześciu małych chórzystów odśpiewało Requiem. Taki sam pogrzeb miał Mozart 50 lat później. Vivaldi pracował szybko: koncert powstawał w dzień, opera w tydzień. Okazało się, że napisał ponad 450 koncertów i 45 oper. Bogactwo muzyki Vivaldiego okryto dopiero po jego śmierci. Wtedy też ostatecznie ustaliła się jego pozycja w panteonie największych kompozytorów, co potwierdziła paradyska publiczność, tłumnie przychodząc na piątkowy (29.08) koncert poświęcony muzyce A. Vivaldiego.

Zamienił gitarę na lutnię

Być może na miejsce w panteonie sław muzycznych pracuje też Adreas Arend z Niemiec. Nie mają co do tego wątpliwości ci, którym dane było usłyszeć jego kameralny koncert podczas festiwalu „Muzyka w Raju”. Zakończył go bisami tuż przed północą i to chyba bardziej z rozsądku niż z pragnienia serca. Rozstawał się jednak z melomanami na krótko, gdyż już następnego dnia wystąpił wraz z Eoro Palvianem z Finlandii, też lutnistą.
Andreas Arend urodził się w Erding. Początkowo uczył się grać na gitarze i wiolonczeli, ale z czasem porzucił wiolonczelę, a później zamienił gitarę na lutnię. Gitarę studiował w Hamburgu, a grę na lutni w Berlinie u Nigela Northa i Elisabeth Kenny. W zespole „Arte dei Suonatori” gra na lutni i teorbie. Lutnia jest instrumentem muzycznym z grupy chordofonów szarpanych. Ma mocno wypukły korpus rezonansowy w kształcie migdała, przykryty płaską płytą rezonansową z otworem zetkniętym rozetą. Dość krótką szyjkę zaopatrzoną w progi kończy wygięta zazwyczaj do tyłu główka z kołkami do naciągania strun. Liczba strun (6-16) i progów (4-11) zmieniała się z biegiem czasu. Lutnia przyniesiona została do Europy we wczesnym średniowieczu z krajów arabskich i wkrótce zdobyła wielką popularność jako instrument służący do akompaniamentu lub do gry solowej. Teorba jest to lutnia basowa, wielostrunny, szarpany instrument, podobny do bandury i pomyślany jako kopia greckiej cytry (etym. tiorba to „wielka lutnia”). Andreas opowiadał, że na granicy zawsze jest problem. Przy przekraczaniu granicy czesko-polskiej czescy celnicy dociekliwie dopytywali się, czyj jest ten instrument. Andreas najpierw spokojnie im tłumaczył, że jego, a gdy słowa okazały się mało przekonujące, po prostu zaczął grać. - Chyba byli po prostu ciekawi - komentuje całe zdarzenie Andreas.
Miejsce w panteonie należy się Andreasowi także z innego powodu. Wytrwale uczy się polskiego, w czym członkowie zespołu niestrudzenie mu pomagają. Na próbach powszechny w użyciu jest język angielski, którym posługują się wszyscy muzycy, jednak gdy rozmawiają z Andreasem, mówią do niego po polsku, wcale nie oszczędzając mu trudnych słów spod znaku Szczebrzeszyna czy stołu z powyłamywanymi nogami. Andreas radzi sobie nieźle, bo przy nauce dobrze się bawi. Zresztą jest chyba muzykiem, który najczęściej się uśmiecha, także podczas koncertów.

Rozmowa strun

Muzyka dawna obejmuje muzykę średniowiecza, renesansu, baroku, klasycyzmu oraz romantyzmu. W festiwalach muzyki dawnej nie chodzi jednak tylko o wykonywanie muzyki minionych epok. Chodzi raczej o ponowne odkrywanie jej różnorodności, barw, niuansów, ukrytych przesłań i duchowych treści. Służy temu m.in. gra na instrumentach dawnych i ich wiernych kopiach, skonstruowanych zgodnie z najlepszą wiedzą o instrumentach historycznych.
Za sprawą „Arte dei Suonatori” muzyka dawna tętni życiem, eksploduje radością i nabiera energii. Zespół ten należy dzisiaj do czołówki polskich orkiestr grających na instrumentach dawnych i jest wśród polskich zespołów barokowych formacją koncertującą najczęściej i najregularniej. Orkiestra wypracowała swój własny, indywidualny styl wykonawczy, charakteryzujący się pięknym brzmieniem, żywiołową, a jednocześnie głęboką ekspresją oraz łatwością w przyswajaniu sobie różnych muzycznych stylów i idiomów estetycznych. Widać to także w poszukiwaniu niecodziennych miejsc dla swoich występów. Jednym z nich jest pocysterskie opactwo w Paradyżu - dziś gmach Zielonogórsko-Gorzowskiego Wyższego Seminarium Duchownego.
Na festiwalu „Muzyka w Raju” orkiestrę tworzą: Aureliusz Goliński - skrzypce, Ewa Golińska - skrzypce, Marta Mamulska - skrzypce, Martyna Brachman - skrzypce, Margret Baumgartl - skrzypce, Leszek Firek - skrzypce, Yannis Roger - skrzypce, Dymitr Olszewski - altówka, Bodo Lonartz - altówka, Leszek Pelc - wiolonczela, Tom Pitt - wiolonczela, Bas van Hengel - wiolonczela, Stanisław Smołka - kontrabas, Andreas Arend - teorba, lutnia, Eero Palviainen - lutnia, gitara, Allan Rasmussen - klawesyn, organy, Joanna Boślak-Górniok - klawesyn, organy.
Kiedyś zapytano Jana Sebastiana Bacha, co należy robić, by stać się wybitnym organistą. Mistrz odpowiedział: - Trzeba niewiele. Nauczyć się tylko trzech rzeczy: grać, grać i grać.

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Watykan: Leon XIV przyjął kierownictwo Papieskiej Komisji ds. Ochrony Małoletnich

2025-09-12 16:56

[ TEMATY ]

Watykan

Leon XIV

Vatican Media

W piątek 12 września arcybiskup Thibault Verny został przyjęty na audiencji przez Jego Świątobliwość Papieża Leona XIV poinformowała Papieska Komisja ds. Ochrony Małoletnich. Towarzyszył mu biskup Luis Manuel Alí Herrera, sekretarz Komisji. Było to pierwsze oficjalne spotkanie przewodniczącego Komisji z Ojcem Świętym po jego mianowaniu 15 lipca - zaznaczono.

Arcybiskup Verny poprosił o audiencję, aby osobiście wyrazić wdzięczność Ojcu Świętemu za zaufanie, jakim go obdarzył, powołując na stanowisko, oraz aby przedstawić drugi roczny raport dotyczący polityki i procedur ochrony w Kościele - czytamy w komunikacie.
CZYTAJ DALEJ

Święty Jan Chryzostom

[ TEMATY ]

święty

Jan z Antiochii, nazywany Chryzostomem, czyli „Złotoustym”, z racji swej wymowy, jest nadal żywy, również ze względu na swoje dzieła. Anonimowy kopista napisał, że jego dzieła „przemierzają cały świat jak świetliste błyskawice”. Pozwalają również nam, podobnie jak wierzącym jego czasów, których okresowo opuszczał z powodu skazania na wygnanie, żyć treścią jego ksiąg mimo jego nieobecności. On sam sugerował to z wygnania w jednym z listów (por. Do Olimpiady, List 8, 45).

Urodził się około 349 r. w Antiochii w Syrii (dzisiaj Antakya na południu Turcji), tam też podejmował posługę kapłańską przez około 11 lat, aż do 397 r., gdy został mianowany biskupem Konstantynopola. W stolicy cesarstwa pełnił posługę biskupią do czasu dwóch wygnań, które nastąpiły krótko po sobie - między 403 a 407 r. Dzisiaj ograniczymy się do spojrzenia na lata antiocheńskie Chryzostoma. W młodym wieku stracił ojca i żył z matką Antuzą, która przekazała mu niezwykłą wrażliwość ludzką oraz głęboką wiarę chrześcijańską. Odbył niższe oraz wyższe studia, uwieńczone kursami filozofii oraz retoryki. Jako mistrza miał Libaniusza, poganina, najsłynniejszego retora tego czasu. W jego szkole Jan stał się wielkim mówcą późnej starożytności greckiej. Ochrzczony w 368 r. i przygotowany do życia kościelnego przez biskupa Melecjusza, przez niego też został ustanowiony lektorem w 371 r. Ten fakt oznaczał oficjalne przystąpienie Chryzostoma do kursu eklezjalnego. Uczęszczał w latach 367-372 do swego rodzaju seminarium w Antiochii, razem z grupą młodych. Niektórzy z nich zostali później biskupami, pod kierownictwem słynnego egzegety Diodora z Tarsu, który wprowadzał Jana w egzegezę historyczno-literacką, charakterystyczną dla tradycji antiocheńskiej. Później udał się wraz z eremitami na pobliską górę Sylpio. Przebywał tam przez kolejne dwa lata, przeżyte samotnie w grocie pod przewodnictwem pewnego „starszego”. W tym okresie poświęcił się całkowicie medytacji „praw Chrystusa”, Ewangelii, a zwłaszcza Listów św. Pawła. Gdy zachorował, nie mógł się leczyć sam i musiał powrócić do wspólnoty chrześcijańskiej w Antiochii (por. Palladiusz, „Życie”, 5). Pan - wyjaśnia jego biograf - interweniował przez chorobę we właściwym momencie, aby pozwolić Janowi iść za swoim prawdziwym powołaniem. W rzeczywistości, napisze on sam, postawiony wobec alternatywy wyboru między trudnościami rządzenia Kościołem a spokojem życia monastycznego, tysiąckroć wolałby służbę duszpasterską (por. „O kapłaństwie”, 6, 7), gdyż do tego właśnie Chryzostom czuł się powołany. I tutaj nastąpił decydujący przełom w historii jego powołania: został pasterzem dusz w pełnym wymiarze! Zażyłość ze Słowem Bożym, pielęgnowana podczas lat życia eremickiego, spowodowała dojrzewanie w nim silnej konieczności przepowiadania Ewangelii, dawania innym tego, co sam otrzymał podczas lat medytacji. Ideał misyjny ukierunkował go, płonącą duszę, na troskę pasterską. Między 378 a 379 r. powrócił do miasta. Został diakonem w 381 r., zaś kapłanem - w 386 r.; stał się słynnym mówcą w kościołach swego miasta. Wygłaszał homilie przeciwko arianom, następnie homilie na wspomnienie męczenników antiocheńskich oraz na najważniejsze święta liturgiczne. Mamy tutaj do czynienia z wielkim nauczaniem wiary w Chrystusa, również w świetle Jego świętych. Rok 387 był „rokiem heroicznym” dla Jana, czasem tzw. przewracania posągów. Lud obalił posągi cesarza, na znak protestu przeciwko podwyższeniu podatków. W owych dniach Wielkiego Postu, jak i wielkiej goryczy z powodu ogromnych kar ze strony cesarza, wygłosił on 22 gorące „Homilie o posągach”, ukierunkowane na pokutę i nawrócenie. Potem przyszedł okres spokojnej pracy pasterskiej (387-397). Chryzostom należy do Ojców najbardziej twórczych: dotarło do nas jego 17 traktatów, ponad 700 autentycznych homilii, komentarze do Ewangelii Mateusza i Listów Pawłowych (Listy do Rzymian, Koryntian, Efezjan i Hebrajczyków) oraz 241 listów. Nie uprawiał teologii spekulatywnej, ale przekazywał tradycyjną i pewną naukę Kościoła w czasach sporów teologicznych, spowodowanych przede wszystkim przez arianizm, czyli zaprzeczenie boskości Chrystusa. Jest też ważnym świadkiem rozwoju dogmatycznego, osiągniętego przez Kościół w IV-V wieku. Jego teologia jest wyłącznie duszpasterska, towarzyszy jej nieustanna troska o współbrzmienie między myśleniem wyrażonym słowami a przeżyciem egzystencjalnym. Jest to przewodnia myśl wspaniałych katechez, przez które przygotowywał katechumenów na przyjęcie chrztu. Tuż przed śmiercią napisał, że wartość człowieka leży w „dokładnym poznaniu prawdziwej doktryny oraz w uczciwości życia” („List z wygnania”). Te sprawy, poznanie prawdy i uczciwość życia, muszą iść razem: poznanie musi się przekładać na życie. Każda jego mowa była zawsze ukierunkowana na rozwijanie w wierzących wysiłku umysłowego, autentycznego myślenia, celem zrozumienia i wprowadzenia w praktykę wymagań moralnych i duchowych wiary. Jan Chryzostom troszczył się, aby służyć swoimi pismami integralnemu rozwojowi osoby, w wymiarach fizycznym, intelektualnym i religijnym. Różne fazy wzrostu są porównane do licznych mórz ogromnego oceanu: „Pierwszym z tych mórz jest dzieciństwo” (Homilia 81, 5 o Ewangelii Mateusza). Rzeczywiście, „właśnie w tym pierwszym okresie objawiają się skłonności do wad albo do cnoty”. Dlatego też prawo Boże powinno być już od początku wyciśnięte na duszy, „jak na woskowej tabliczce” (Homilia 3, 1 do Ewangelii Jana): w istocie jest to wiek najważniejszy. Musimy brać pod uwagę, jak ważne jest, aby w tym pierwszym etapie życia człowiek posiadł naprawdę te wielkie ukierunkowania, które dają właściwą perspektywę życiu. Dlatego też Chryzostom zaleca: „Już od najwcześniejszego wieku uzbrajajcie dzieci bronią duchową i uczcie je czynić ręką znak krzyża na czole” (Homilia 12, 7 do Pierwszego Listu do Koryntian). Później przychodzi okres dziecięcy oraz młodość: „Po okresie niemowlęcym przychodzi morze okresu dziecięcego, gdzie wieją gwałtowne wichury (…), rośnie w nas bowiem pożądliwość…” (Homilia 81, 5 do Ewangelii Mateusza). Potem jest narzeczeństwo i małżeństwo: „Po młodości przychodzi wiek dojrzały, związany z obowiązkami rodzinnymi: jest to czas szukania współmałżonka” (tamże). Przypomina on cele małżeństwa, ubogacając je - z odniesieniem do cnoty łagodności - bogatą gamą relacji osobowych. Dobrze przygotowani małżonkowie zagradzają w ten sposób drogę rozwodowi: wszystko dzieje się z radością i można wychowywać dzieci w cnocie. Gdy rodzi się pierwsze dziecko, jest ono „jak most; tych troje staje się jednym ciałem, gdyż dziecko łączy obie części” (Homilia 12, 5 do Listu do Kolosan); tych troje stanowi „jedną rodzinę, mały Kościół” (Homilia 20, 6 do Listu do Efezjan). Przepowiadanie Chryzostoma dokonywało się zazwyczaj podczas liturgii, w „miejscu”, w którym wspólnota buduje się Słowem i Eucharystią. Tutaj zgromadzona wspólnota wyraża jeden Kościół (Homilia 8, 7 do Listu do Rzymian), to samo słowo jest skierowane w każdym miejscu do wszystkich (Homilia 24, 2 do Pierwszego Listu do Koryntian), zaś komunia Eucharystyczna staje się skutecznym znakiem jedności (Homilia 32, 7 do Ewangelii Mateusza). Jego plan duszpasterski był włączony w życie Kościoła, w którym wierni świeccy przez fakt chrztu podejmują zadania kapłańskie, królewskie i prorockie. Do wierzącego laika mówi: „Również ciebie chrzest czyni królem, kapłanem i prorokiem” (Homilia 3, 5 do Drugiego Listu do Koryntian). Stąd też rodzi się fundamentalny obowiązek misyjny, gdyż każdy w jakiejś mierze jest odpowiedzialny za zbawienie innych: „Jest to zasada naszego życia społecznego (…) żeby nie interesować się tylko sobą” (Homilia 9, 2 do Księgi Rodzaju). Wszystko dokonuje się między dwoma biegunami, wielkim Kościołem oraz „małym Kościołem” - rodziną - we wzajemnych relacjach. Jak możecie zauważyć, Drodzy Bracia i Siostry, ta lekcja Chryzostoma o autentycznej obecności chrześcijańskiej wiernych świeckich w rodzinie oraz w społeczności pozostaje również dziś jak najbardziej aktualna. Módlmy się do Pana, aby uczynił nas wrażliwymi na nauczanie tego wielkiego Nauczyciela Wiary.
CZYTAJ DALEJ

Posiedzenie Rady Kapłańskiej

2025-09-13 12:51

Ks. Wojciech Kania/Niedziela

W budynku Kurii Diecezjalnej w Sandomierzu pod przewodnictwem Biskupa Ordynariusza Krzysztofa Nitkiewicza odbyło się posiedzenie Rady Kapłańskiej. W spotkaniu uczestniczył również biskup pomocniczy senior Edward Frankowski.

Obrady dotyczyły najważniejszych bieżących spraw duszpasterskich i organizacyjnych w Diecezji. Jednym z tematów była sytuacja materialna księży, którzy nie uczą katechezy w szkołach i z tego powodu znajdują się w trudnym położeniu. Rada postanowiła powołać trzyosobowy zespół do zbadania takich przypadków i opracowania odpowiednich rozwiązań.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję