- Ależ ta nasza Wisła jest szara, pusta i smutna... - jakby do siebie mruknął starszy pan, stojący obok mnie w tramwaju wolno jadącym przez most Śląsko-Dąbrowski.
- Jak to pusta? - zdziwiłem się.
- No, tak, panie, dawniej, nawet za "komuny" to Wisła jeszcze żyła... Pełno po niej pływało kajaków, czasem się i żaglówka trafiła, jakieś statki wycieczkowe... A teraz,
sam pan widzisz, tylko czasem motorówka policyjna przemknie, przy brzegu paru wędkarzy moczy kije. Tak jakby Warszawa zupełnie odwróciła się od rzeki.
- Ma pan świętą rację - przytaknęła grubawa jejmość - dawniej to człowiek chociaż z dzieciakami do Młocin popłynął, a teraz to wnukom tylko o tym opowiadam.
- To wszystko dlatego, że żyjemy w przedziwnym kraju. Inni mają i tramwaje wodne, i statki wycieczkowe, a u nas się nic nie opłaca...
Już przed wojną prezydent Warszawy, Stefan Starzyński, apelował o to, by stolica zwróciła się ku Wiśle, by lepiej wykorzystywano wszelkie walory dużej rzeki przepływającej przez nasze miasto.
W okresie powojennym również traktowano warszawski odcinek Wisły raczej po macoszemu, budując na jej brzegach arterie komunikacyjne (skutecznie odgradzające od miasta), a nie ośrodki
rekreacyjne i tereny wypoczynkowe.
Na całym świecie zarabia się na turystyce. Rzeka, przepływająca przez wielkie miasto, ma dodatkowy atut. Stanowi wyjątkową atrakcję - jeśli się umie i potrafi odpowiednio ją wykorzystać.
Kto pływał, żeglował, ten wie, że z wody, z pokładu łodzi czy statku świat wygląda trochę inaczej, inaczej się widzi zabytki, inaczej się zwiedza.
Ciekawe, kiedy ktoś u nas dostrzeże zalety (także materialne) turystyki wodnej?
Pomóż w rozwoju naszego portalu