Kiedy ponad 20 lat temu zostałam mamą, bardzo zależało mi na tym, aby moje dzieci wzrastały w wierze, w poczuciu bezpieczeństwa i miłości. Intuicyjnie czułam, że to właśnie m.in. te trzy wartości staną się fundamentem ich rozwoju i budowania naszej relacji w codzienności. Zrozumiałam wtedy, że jednym z najbardziej praktycznych sposobów budowania takiego bezpiecznego, kochającego i wierzącego domu będą jasno określone zasady, nie jako narzędzie kontroli, ale jako ramy, które – jak w przypadku pięknego obrazu – pomagają uwydatnić to, co najcenniejsze, i chronią to, co kruche.
Dlatego gdy ktoś mnie pyta o znaczenie zasad i reguł w życiu rodzinnym, często przywołuję dwa porównania: obraz oprawiony w ramę i ogród otoczony ogrodzeniem. Życie rodzinne bowiem to podróż pełna emocji, radości, ale też napięć, chorób, zmęczenia i prób. I dopiero dobrze dobrane ramy, czyli mądrze ustalone zasady, nadają tej podróży kształt, zapewniają bezpieczeństwo, chronią przed rozpadem i pozwalają wyeksponować to, co najpiękniejsze: miłość, więź, wiarę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Kiedy zacząć wprowadzać zasady i granice?
Reklama
Z mojej perspektywy, zarówno jako mamy, jak i edukatorki, moment pojawienia się dziecka w rodzinie jest już czasem, kiedy zasady powinny istnieć. Ale nie są to jeszcze zasady ustalane z dzieckiem. Nikt przecież nie pyta niemowlęcia, o której godzinie chce być kąpane, karmione czy usypiane. To rodzice są odpowiedzialni za rytm dnia, bezpieczeństwo i emocjonalny klimat domu. Ich wspólne, świadome decyzje to pierwsza forma granic.
Z czasem, gdy dziecko rośnie i zaczyna rozumieć coraz więcej, nadchodzi idealny moment na zmianę perspektywy: od odpowiedzialności do współodpowiedzialności. W pozytywnej dyscyplinie mówimy o zapraszaniu dzieci do „współtworzenia rozwiązań”, bo dzieci, które mogą współuczestniczyć w ustalaniu reguł życia rodzinnego, czują się ważne i potrzebne.
Zaskakujące, ale prawdziwe jest to, że: dzieci, które mają wpływ na tworzenie zasad, chętniej ich przestrzegają, bo traktują je jako coś „swojego”, a nie narzuconego z góry. Zasady przestają być wtedy przymusem, a stają się elementem rodzinnej kultury, wyrazem wzajemnego szacunku i troski.
Do dziś pamiętam sytuację, w której jako rodzina ustalaliśmy prostą, ale bardzo ważną zasadę dotyczącą opróżniania zmywarki. To był chyba czas, kiedy nasza najmłodsza córka miała ok. sześciu lat. Usiedliśmy razem i wspólnie ustaliliśmy grafik dyżurów. Starsze dzieci zaproponowały, że będą odpowiedzialne za opróżnianie zmywarki dwa razy w tygodniu. Młodszym dzieciom, tak jak i nam z mężem, przypadł jeden dzień w tygodniu. Ta zasada, bardzo prosta i wspólnie wypracowana, funkcjonowała przez wiele lat bez zbędnych sprzeczek i narzekań. Co więcej, żeby ułatwić jej przestrzeganie, spisaliśmy nasze ustalenia i umieściliśmy je w widocznym miejscu, tak by każdy miał do nich dostęp i mógł łatwo sprawdzić, kiedy przypada jego kolej.
Reklama
Na przestrzeni kolejnych lat wielokrotnie wracaliśmy do wspólnego ustalania zasad. Dotyczyły one różnych sytuacji: powrotu do domu po spotkaniach z przyjaciółmi, czasu spędzanego przed ekranem telewizora czy komputera i in.
Jestem głęboko przekonana, że kiedy dzieci czują, iż ich głos jest słyszany i brany pod uwagę, chętnie angażują się w wypracowywanie reguł, które ich dotyczą. A co ważniejsze, nie muszą się później przeciwko nim buntować, bo widzą w nich sens i mają poczucie współodpowiedzialności.
Dlaczego warto ustalać zasady i granice?
Z perspektywy lat widzę coraz wyraźniej, że to właśnie one dają dzieciom poczucie bezpieczeństwa. Są jak otwarte ramiona mamy lub taty, w które można się wtulić, skryć, w których można poczuć się kochanym i zauważonym.
Ale żeby tak się stało, potrzeba czasu, cierpliwości i wzajemnego zrozumienia, że każda osoba w rodzinie, niezależnie od wieku, jest ważna, potrzebna i ma swoje miejsce. Warto w tym miejscu wspomnieć, że w wielu domach mieszkają również dziadkowie. Ich głos, choć często mniej słyszany na co dzień, może być niezwykle cenny. Dlatego dobrze jest, gdy dzieci od najmłodszych lat widzą, że w rodzinie szanuje się i bierze pod uwagę także zdanie seniorów. Nawet jeśli dziadkowie nie grają dziś pierwszych skrzypiec w wychowywaniu wnuków, to jednak często biorą czynny udział w życiu rodziny, wspierając ją na swój sposób.
Reklama
Ponieważ bardzo mocno wierzę w to, że zasady są wyrazem naszej miłości, szacunku i troski, każdy swój warsztat edukacyjny zaczynam od ustalenia reguł, według których będziemy funkcjonować. I bardzo często powtarzam też, że niezależnie od tego, na jakim etapie życia jesteśmy, czy dzieci są małe czy nastoletnie, możemy na nowo ustalić zasady albo zrewidować dotychczasowe.
W pozytywnej dyscyplinie mówimy o dwóch równoważnych filarach: uprzejmości i stanowczości. To znaczy: „Kocham cię i dlatego stawiam granice, które mają cię chronić, zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie”. Bo to nie surowość ani pobłażliwość przynoszą dobre owoce, ale właśnie miłość wyrażana przez jasne zasady i szacunek dla drugiego człowieka, nawet jeśli ma on tylko kilka miesięcy.
O czym mówi spójnik „i”?
W codziennym życiu oznacza to proste, konkretne ustalenia, które pomagają rodzinie funkcjonować w spokoju i wzajemnym zrozumieniu. W tym miejscu warto wspomnieć, że w budowaniu domowych zasad i codziennej komunikacji pomocna okazuje się mała literka „i”. Może wydawać się zwyczajna, a jednak ma wielką moc: łączy perspektywę dziecka z punktem widzenia dorosłego.
„I” jest równocześnie uprzejme wobec potrzeb dziecka i stanowcze z perspektywy dorosłego. Nie narzuca, lecz jest wyrazem wzajemnego szacunku.
Zamiast mówić: „Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie brał telefonu do stołu?”, możemy powiedzieć: „Obiad to czas bycia razem i telefony zostawiamy w swoich pokojach”.
Zamiast: „Nie przerywaj, bo to niegrzeczne!”, powiedzmy: „Rozmawiamy ze sobą bez przerywania i słuchamy, kiedy ktoś do nas mówi”.
Reklama
To kwestia nie tylko języka. To forma szacunku, której dzieci uczą się przez doświadczenie. A kiedy dzieci czują się szanowane, o wiele łatwiej przyjmują zasady, bo czują, że są ich częścią, a nie tylko adresatem poleceń.
Zdarza się, że rodzice obawiają się stawiania granic, myśląc, że może to być odebrane jako brak ich miłości. Czasem też po prostu nie wiedzą, że granice można stawiać z szacunkiem, bez krzyku i poczucia winy. A przecież to właśnie granice są jednym z najgłębszych wyrazów troski i miłości. Pan Bóg również mówi nam „nie”, które dobrze znamy z Dziesięciu przykazań. Ale Jego „nie” to nie odrzucenie czy kara – to jest kochające ostrzeżenie, wyznaczenie bezpiecznych ram, które chronią nasze życie i prowadzą ku dobru.
Tak samo w rodzinie: mądre granice pokazują dziecku, że jest ważne, widziane i kochane, że ktoś troszczy się o jego dobro, nawet wtedy, gdy ono samo jeszcze tego nie rozumie.
Święty Jan Paweł II powiedział, że „wolność nie polega na możliwości czynienia wszystkiego, co się chce, ale na możliwości czynienia dobra”. Granice uczą właśnie tego, że wolność w rodzinie to nie samowola, ale wzajemna troska, budowanie zaufania i odpowiedzialności.
Nie bójmy się stawiać granic. One nie oddzielają, one ochraniają. Tak jak Pan Bóg dał nam ramy Dekalogu, tak my dajmy naszym dzieciom ramy, które ochronią ich serca i pozwolą im wzrastać w wolności, miłości i odpowiedzialności.
Autorka jest certyfikowaną edukatorką Pozytywnej Dyscypliny