Co jest dla mnie lepsze? Żyć w niewoli i być sytym, czy być głodnym i być wolnym? Najlepszym dla mnie wyborem jest, żeby być wolnym i sytym jednocześnie.
Słowo Boże wspomina dzisiaj narzekanie narodu wybranego. Wyrwany przez Boga z niewoli faraona zapomina o udręczeniu, pamięta jednak o tym, co było przyjemne, o jedzeniu. Sytuacja ta pokazuje nam, jak szybko możemy zapomnieć o cierpieniu, które przynosi grzech, kiedy przychodzi pragnienie, pokusa, aby zgrzeszyć, aby po swojemu, nie po Bożemu, układać swoje życie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Każdy człowiek, którego Bóg uwolnił z jakiejś niewoli grzechu, prędzej czy później zaczyna się wahać, tęsknić za pozorną przyjemnością, zapominając już o tym, jaką pustkę, jaki bezsens, ile krzywd przyniósł ten konkretny grzech. Kiedy pojawia się głód, mamy przed sobą dwie drogi. Pierwsza, ta łatwiejsza, ta przestronna, prowadzi do zguby. Idziemy nią, kiedy zaspokajamy swój niedosyt ponownym powrotem do grzechu. Przez jakiś czas jest dobrze, ale potem znów pojawiają się pustka, bezsens, cierpienie. Druga droga jest trudniejsza, lecz zbawienna. Idziemy nią, gdy odczuwając głód, nie kierujemy się znów przetartym szlakiem w stronę grzechu, lecz wierząc, idziemy do Tego, który może zaspokoić nasze wszystkie głody – do Pana Jezusa Chrystusa. Podkreślmy tutaj słowo „wiara”. Jeśli nie wierzę, że Bóg może mnie nasycić, nie pójdę do Niego i nie doświadczę Jego mocy. Uwierzę w złudną potęgę grzechu, potęgę zaspokajania mego głodu, i pójdę w tę stronę, po raz kolejny dając się oszukać. Myślę nałogowo, że grzech jest mym „chlebem życia”, że kiedy ulegnę mu, nie będę już łaknął, nie będę nigdy pragnął. Mylę niewolę grzechu z Tym, który na pewno wyzwala, zaspokaja łaknienie i pragnienie, zbawia. Przecież to nie mój grzech, lecz Chrystus woła dziś do mnie: „Ja jestem chlebem życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie”.
Tylko w Bogu mogę odnaleźć tę trzecią opcję, przedstawioną na samym początku rozważania: „Najlepszym dla mnie wyborem jest to, żeby być wolnym i sytym jednocześnie”.
Zapytam więc siebie: skoro uważam się za chrześcijanina, czyli tego, który zawierzył swoje życie Chrystusowi i należy do Niego, to czy we mnie ta właśnie wiara jest na tyle wielka, żeby dzięki niej w mym sercu było prawdziwe przekonanie, że to On jest zaspokojeniem wszystkich moich głodów? Oby tak było, a jeśli nie, to niech Bóg tak kieruje codziennym życiem, by to przekonanie stało się realne w życiu każdego chrześcijanina.
O to modlimy się do Boga, idąc za przykładem Maryi, naszej Matki, która posłuszna słowu Boga doczekała się spełnienia danych Jej obietnic, a nawet więcej, bo „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2, 9).