Reklama

Kościół

Bronia ze Lwowa zabrały anioły

Tytan pracy i święty za życia. Nawet w swoich ostatnich chwilach myślał o innych i się o nich troszczył.

Niedziela Ogólnopolska 49/2023, str. 28-29

[ TEMATY ]

Ukraina

Archiwum Andrzeja Klimczaka

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jeszcze niedawno siedziałem w mieszkaniu ks. Bronia w starej kamienicy we Lwowie przy ul. Levickoho, przed wojną – Kochanowskiego. Był po kolejnej z kilkunastu operacji, które przeszedł w życiu. Tym razem nie przetrzymał trudów skomplikowanego zabiegu.

Ostatnie spotkanie

Przyjął mnie, na wpół siedząc przy stole, który codziennie zamieniał się w ołtarz na czas sprawowania Mszy św. Po raz pierwszy Broniu nie zaproponował mi swojej fusiastej kawy po lwowsku, gotowanej w rondelku z odrobiną mleka. Jego pogodną twarz czasem wykrzywiał grymas bólu. Mimo to był bardzo spokojny. Tak jak dawniej jego mistrz – śp. ks. dr Henryk Mosing, powtarzał cichutko i radził innym: „Nie zmarnuj tego cierpienia. Ofiaruj je za kogoś”.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Trwał w zadumie, której towarzyszył ledwie zauważalny uśmiech. Mówił, że odchodzi, że to nasze ostatnie spotkanie. Błogosławił z rozjaśnioną twarzą i oczami wzniesionymi ku niebu. Był już tam, mimo że widziałem go przecież w mieszkaniu wypełnionym pamiątkowymi obrazami i równiutko poukładanymi archiwami jego mistrza.

Po moim wyjeździe zupełnie osłabł. Opiekująca się nim z oddaniem profesor lwowskiego uniwersytetu Nadia Poliszczuk mówiła, że jest coraz gorzej. Potwierdzał to jego dobry duch i opiekun, który mieszka obecnie w Warszawie – Witalij Samulak. Wkrótce znów miałem pojechać do księdza. W przeddzień planowanej wizyty anioły zabrały jednak Bronia ze Lwowa.

Święty za życia

Reklama

Ksiądz Bronisław Baranowski nazywany był Broniem. W tym zdrobnieniu nie było krzty lekceważenia czy lekkiego traktowania, wręcz przeciwnie – mieściły się w nim wielki szacunek i wdzięczność za sam fakt, że ksiądz był pośród nas. W kontaktach z ludźmi był niezwykle serdeczny, a jednocześnie ostrożny, nauczony tej ostrożności w latach okupacji niemieckiej i następującej po niej sowieckiej. Z ks. Mosingiem ryzykowali wolność i życie, aby zachować wiarę na nieludzkiej ziemi.

Moje pierwsze spotkanie z ks. Broniem zapadło mi głęboko w pamięć. Któregoś dnia zatelefonował kard. Marian Jaworski, metropolita lwowski, z prośbą o pomoc. – Mój przyjaciel wpadł pod samochód, jest w poważnym stanie – powiedział zatroskany. Bronia ujrzałem na przejściu granicznym, kiedy był przenoszony z ukraińskiej do polskiej karetki pogotowia. – Przecież ten człowiek jest umierający – pomyślałem. Stan dobiegającego wówczas siedemdziesiątki Bronia nie rokował najlepiej. Nikt z nas jednak nie spodziewał się takiej siły ducha. Broniu, wbrew fatalnym diagnozom, po wielu operacjach wracał do zdrowia.

Tytan pracy

Nie znosił bezczynności. Trawiła go tęsknota za Lwowem. Mimo że powinien był się poddać jeszcze rehabilitacji, w tajemnicy ściągnął ks. Piotra Małego, aby ten zawiózł go do Lwowa. Już następnego dnia, ku radości tłumu parafian, spowiadał w lwowskiej katedrze i kościele św. Antoniego przy Łyczakowskiej. Odprawiał nabożeństwa w domu, leczył ciało i ducha tych, którzy przychodzili do niego po pomoc.

Reklama

Podczas szpitalnych odwiedzin, a później już we lwowskim mieszkaniu ks. Bronia spędzałem z nim wiele godzin na rozmowach. Rzadko mówił o sobie. Opowiadał za to z pasją o ks. dr. Mosingu, czekającym na rozpoczęcie procesu kandydacie na ołtarze. Broniu często wyrażał obawy o Polskę. Gdy Ukraina stanęła w ogniu wojny, codziennie gorąco modlił się za ofiary rosyjskich zbrodni i w intencji zakończenia tych strasznych walk.

Wraz z odejściem Bronia odszedł w zapomnienie kawał historii. Kapłan nie o wszystkim opowiadał, bo przed laty w warunkach konspiracji złożył przysięgę ks. Mosingowi, że zachowa tajemnicę. I chociaż zmieniły się czasy i odeszły dawne zagrożenia, tajemnicy dochował. Część życiorysu Bronia poznawałem w trakcie jego starań o przywrócenie mu obywatelstwa polskiego. Długo tłumaczył wojewódzkim i prezydenckim urzędnikom, że stara się nie o nadanie obywatelstwa, tylko o przywrócenie zabranego mu siłą statusu.

Pełen poświęcenia

Broniu opowiadał, że w dzieciństwie, aby dostać się na Mszę św., musieli pokonać w sobotę 40 km na piechotę – dorośli i dzieci. Nocowali pod kościołem, aby rano wziąć udział w nabożeństwie i wracać kolejne 40 km. Broniu wspominał, jak rodzeństwo czekało na powrót starszych ze szkoły, aby wymienić się ubraniami i zdążyć na kolejne zajęcia. Rodzina odczuwała ciągle niedostatki w sowieckim raju dla ludu miast i wsi.

Pamiętam opowieść Bronia, jak zapragnął dostać się do renomowanego w ZSRR technikum. Szedł na bosaka przez 3 dni. Nie miał butów i nie stać go było na autobus. Kiedy pojawił się w wymarzonej szkole, ktoś z komisji powiedział: Synku, tutaj uczą się dzieci sekretarzy partii komunistycznej, a ty nawet nie masz butów. Rozgoryczony wracał do domu. – Gdyby mnie wtedy przyjęli, to nie zostałbym księdzem – wspominał później z uśmiechem na twarzy.

Reklama

Mimo zagrożenia utraty wolności i życia nigdy nie stracił wiary w człowieka. Razem z ks. Mosingiem stanowili niedościgły duet ludzi traktujących Dekalog jak najważniejszy kodeks prawny. Broniu ostatnie 5 lat życia ks. Mosinga spędził przy łożu sparaliżowanego mistrza. Tylko raz w ciągu tych lat opuścił chorego na 12 godz., bo musiał załatwić ważną sprawę urzędową.

Przyjaciele i wychowankowie

Ksiądz Mosing z pomocą Bronia wychował w konspiracji ponad trzydziestu księży rzymskokatolickich i niemal tyle samo greckokatolickich. Byli filarami Kościoła w podziemiu w czasach ZSRR.

O niezwykłym klimacie panującym w lwowskim domu księży opowiadał śp. bp Jan Niemiec, który jako młody ksiądz przygotowujący pracę doktorską trafił na kwaterę przy ul. Levickoho. Przylgnął duchem do tego mieszkania i jego właścicieli. Zapożyczał ich życiowe maksymy i materializował je w życiu. Powtarzał, podobnie jak Broniu, kiedy kończyły się pieniądze: „Mieliśmy i nie mamy, i znowu jesteśmy szczęśliwi”, albo: „Nie zmarnuj tego cierpienia”.

Broniu dzielił się wszystkim ze wszystkimi. Czasami widywałem ciepłe rzeczy kupione przez nas Broniowi na zimę na cudzych grzbietach. – Ta oni tacy biedni – zwykł wtedy mawiać w bałaku (lwowska gwara) Broniu. Potrzebującym dawał pieniądze, których jemu samemu brakowało.

Broniu był kochany przez wszystkich. Kiedy zmarł ks. Henryk Mosing, Ojciec Święty Jan Paweł II w liście pożegnalnym napisał zdanie: „On nigdy nas nie zawiódł!”. Jestem przekonany, że gdyby żył, napisałby dzisiaj to samo o ks. Broniu Baranowskim.

W ostatniej rozmowie ze mną cichym głosem wyznał, że będzie mu brakowało tych wszystkich ludzi, którzy jeszcze wymagają jego pomocy. Nawet w tej ostatniej chwili żył dla innych...

Ksiądz Bronisław Baranowski zmarł we Lwowie 14 listopada w wieku 85 lat.

2023-11-28 12:21

Oceń: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Matka i żony obrońców Mariupola w Watykanie: już tylko papież może im pomóc!

Wyjątkowa delegacja ukraińskich kobiet spotkała się z papieżem Franciszkiem. Mowa o matce i żonach obrońców Mariupola, którzy podczas pokazowych procesów zostali skazani przez Rosjan na dożywocie, albo co najmniej 20 lat więzienia za udział w obronie swego ojczystego miasta. Nałożony na nich wyrok sprawia, że zostali wykreśleni z listy jeńców wojennych do ewentualnej wymiany. „Nie mamy żadnych wiadomości o naszych bliskich. Już tylko papież może im pomóc” – mówiły kobiety o spotkaniu z papieżem.

To już druga audiencja środowa z rzędu, na której Ojciec Święty spotyka się z rodzinami obrońców Mariupola. W minioną środę rozmawiał z matką i żonami jeńców wojennych, które wręczyły papieżowi listy, zdjęcia, rysunki dzieci oraz obraz przedstawiający modlitwę matek i żon za ich synów i mężów przetrzymywanych w niewoli. Podarowały również Ojcu Świętemu medal wybity z łuski rosyjskiego pocisku. W ich oczach widać było ból i zmęczenie oczekiwaniem na powrót bliskich, ale zarazem wiarę, że ich mężowie i synowie wrócą na Ukrainę w najbliższej przyszłości. Ta nadzieja została odebrana kobietom, które dziś uczestniczyły w audiencji środowej z papieżem. Pokazowy proces samozwańczej Republiki Donieckiej, w jakim ich bliscy zostali nielegalnie skazani, odbiera im jakąkolwiek szansę na powrót do domów.
CZYTAJ DALEJ

Niedziela Palmowa w tradycji Kościoła

Szósta niedziela Wielkiego Postu nazywana jest Niedzielą Palmową, inaczej Niedzielą Męki Pańskiej. Rozpoczyna ona najważniejszy i najbardziej uroczysty okres w roku liturgicznym - Wielki Tydzień.

Liturgia Kościoła wspomina tego dnia uroczysty wjazd Pana Jezusa do Jerozolimy, o którym mówią wszyscy czterej Ewangeliści. Uroczyste Msze św. rozpoczynają się od obrzędu poświęcenia palm i procesji do kościoła. Zwyczaj święcenia palm pojawił się ok. VII w. na terenach dzisiejszej Francji. Z kolei procesja wzięła swój początek z Ziemi Świętej. To właśnie Kościół w Jerozolimie starał się bardzo dokładnie powtarzać wydarzenia z życia Pana Jezusa. W IV w. istniała już procesja z Betanii do Jerozolimy, co poświadcza Egeria (chrześcijańska pątniczka pochodzenia galijskiego lub hiszpańskiego). Autorka tekstu znanego jako Itinerarium Egeriae lub Peregrinatio Aetheriae ad loca sancta. Według jej wspomnień w Niedzielę Palmową patriarcha otoczony tłumem ludzi wsiadał na osiołka i wjeżdżał na nim do Świętego Miasta, zaś zgromadzeni wierni, witając go z radością, ścielili przed nim swoje płaszcze i palmy. Następnie wszyscy udawali się do bazyliki Zmartwychwstania (Anastasis), gdzie sprawowano uroczystą liturgię. Procesja ta rozpowszechniła się w całym Kościele. W Rzymie szósta niedziela Przygotowania Paschalnego początkowo była obchodzona wyłącznie jako Niedziela Męki Pańskiej, podczas której uroczyście śpiewano Pasję. Dopiero w IX w. do liturgii rzymskiej wszedł jerozolimski zwyczaj urządzenia procesji upamiętniającej wjazd Pana Jezusa do Jeruzalem. Z czasem jednak obie te tradycje połączyły się, dając liturgii Niedzieli Palmowej podwójny charakter (wjazd i pasja). Jednak w różnych Kościołach lokalnych procesje te przybierały rozmaite formy, np. biskup szedł pieszo lub jechał na oślęciu, niesiono ozdobiony palmami krzyż, księgę Ewangelii, a nawet i Najświętszy Sakrament. Pierwszą udokumentowaną wzmiankę o procesji w Niedzielę Palmową przekazuje nam Teodulf z Orleanu (+ 821). Niektóre przekazy podają też, że tego dnia biskupom przysługiwało prawo uwalniania więźniów.
CZYTAJ DALEJ

Chodzi o to, żebyśmy na chwilę się zatrzymali

2025-04-14 09:47

[ TEMATY ]

Ośno lubuskie

misterium pasyjne

Archiwum parafii

Misterium Pasyjne w Ośnie Lubuskim w tym roku odbyło się po raz czwarty

Misterium Pasyjne w Ośnie Lubuskim w tym roku odbyło się po raz czwarty

Wśród historycznych murów miasta, w Ośnie Lubuskim, 11 kwietnia przedstawiono Misterium Pasyjne. Wydarzenie od kilku lat jednoczy nie tylko parafię, ale także społeczność miasta.

Misterium Pasyjne w Ośnie Lubuskim w tym roku odbyło się po raz czwarty. Jego inicjatorem jest ks. Jacek Błażkiewicz, który przybył do parafii pw. św. Jakuba Apostoła w 2021 r. - Z każdym rokiem coraz więcej osób angażuje się w to wspólne dzieło, integrują się między sobą, jest to też dla nas forma rekolekcji oraz ewangelizacji w tych trudnych czasach – zauważa ks. Błażkiewicz. Kapłan i tym razem, podobnie jak rok temu, wcielił się w postać Jezusa: - Grając w zeszłym roku Pana Jezusa czytałem wiele razy mękę, dużo się modliłem, obejrzałem wiele filmów, które ukazywały Jego drogę krzyżową. Mimo moich ludzkich słabości, grzechów móc się wcielić w postać Jezusa to dla mnie księdza ogromne duchowe przeżycie – dzieli się ks. Jacek.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję