Krzysztof Hanulak jest kościelnym. Do jego obowiązków należy omiatanie ścian z pajęczyn. Wysokie nawy neogotyckiego przybytku są sporym wyzwaniem. Dlatego pan Krzysztof stosuje teleskopowe urządzenie o zasięgu ok. 10 m. – Jest sporo pracy, ale w każdy piątek przychodzi tutaj osiem rodzin, wyznaczonych przez proboszcza do sprzątania. Ja wskazuję, co trzeba zrobić, ale sam też biegam z wiadrami wody. Sporo jej trzeba, bo to duża świątynia – śmieje się.
Oczko w głowie
Kościół parafii św. Kazimierza Królewicza w Osjakowie pochodzi z początków XX wieku, ale jest spadkobiercą wielowiekowej tradycji. W 2015 r. staraniem proboszcza ks. Marka Ptaka świątynię wpisano do rejestru zabytków, co umożliwiło podjęcie poważnych prac renowacyjnych. – W ciągu ośmiu lat mojego proboszczowania przybytek zmienił się. Nawa główna i boczne uzyskały nową malaturę w postaci przepięknych ornamentów, które dowartościowały jego sakralny charakter. Zainstalowaliśmy nowe oświetlenie i nagłośnienie – mówi z satysfakcją ksiądz proboszcz i dodaje: – Jest takie powszechne przekonanie, że jak ksiądz coś robi, to wierni zawsze pomogą. Renowacja świątyni rzeczywiście wymagała sporej ofiarności wiernych.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
– Pomagamy na bieżąco; była potrzeba, to złożyliśmy się na oświetlenie – mówi przedsiębiorca Marcin Wróbel. – Wszyscy, wedle własnych możliwości, starają się pomagać – potwierdza żona Bogusława Łaz-Wróbel. – Robimy to dla potomnych, ale i dla siebie, bo miło jest w każdą niedzielę popatrzeć, jak ten kościół ładnie wygląda – cieszy się Marcin. – Kościół to wizytówka naszej wsi, gminy i prezentuje się przepięknie – zachwyca się Miłosz Chrzan. – Kiedy odwiedzili nas Portugalczycy i zobaczyli świątynię, to byli nią zachwyceni – przypomina 14-letnia Julia Famulska.
Mecenasi
Pretekstem wizyty Niedzieli w osjakowskiej parafii było poświęcenie organów po generalnym remoncie. Renowację w dużym stopniu sfinansowali przedsiębiorcy Jacek i Marta Pawliccy. – Chcieliśmy wspomóc naszego proboszcza, który jest dobrym gospodarzem. Słuchając odnowionych organów, odczuwamy satysfakcję – dzieli się swoimi emocjami pan Jacek. – Ewangelia uczy, by się dzielić. A jeżeli my możemy się podzielić tym, co mamy z naszą wspólnotą, w której funkcjonujemy, to dlaczego nie. Robimy to dla siebie i dla przyszłych pokoleń. To nas buduje – przekonuje pani Marta. – Na tym nie koniec, bo jest jeszcze dużo do zrobienia w parafii i będziemy chcieli, jeśli Pan Bóg pozwoli, w tych zadaniach uczestniczyć – zapewniają. – Wspiera nas łódzki urząd marszałkowski, ale cały czas nieoceniona jest hojność wiernych; wdowi grosz, o którym nie można zapomnieć. Bez pomocy parafian zrobilibyśmy o wiele mniej – tłumaczy ks. Marek Ptak.
Lokalnie
Reklama
Wójt gminy Osjaków Jarosław Trojan, jeden z darczyńców, chwali zapobiegliwość księdza proboszcza i wskazuje na parafię jako istotny czynnik budowy lokalnej solidarności. – Osoby pełniące funkcje publiczne są na widoku, obserwowani przez osoby wierzące i niewierzące. Jeżeli wójt, proboszcz czy inne osoby publiczne współpracują ze sobą, to dają dobry przykład tym wszystkim, którzy chcą zaangażować się na rzecz lokalnej wspólnoty – zaznacza. – Nie byłoby tych efektów, gdyby nie było lidera, czyli księdza proboszcza Marka Ptaka, który jednoczy swoich wiernych, a swoim zaangażowaniem i pracowitością skłania do zaangażowania się – docenia rolę duszpasterza Paweł Rychlik, poseł na Sejm RP z ziemi wieluńskiej, który pomógł parafii pozyskać pieniądze z Fundacji ORLEN.
Nadzieja
Parafialny zabytkowy kościół żyje wiarą ludzi, dla których nie jest ona tylko tradycją, ale czymś niezbędnym. – My pragniemy mieć kogoś, kto nad nami czuwa, jest z nami w codziennych chwilach. Kontakt z Panem Bogiem jest mi bardzo potrzebny nie tylko w niedzielę – przekonuje Miłosz Chrzan. – Wiara jest dla mnie rzeczą niezbędną. Bez niej nie wyobrażam sobie dalszego życia i funkcjonowania. To wewnętrzna podpora. Lepiej się czuję, kiedy wiem, że mogę z Kimś w swoim sercu porozmawiać. Bóg bardziej słucha niż człowiek – stwierdza dojrzale Julia Famulska.
– Przyprowadzamy nasze pociechy do kościoła, by poznawały Pana Boga. Staramy się im tłumaczyć, kim On jest. Uczymy modlitwy, żeby wiedziały, o co w naszej wierze chodzi, by potrafiły żyć w przestrzeni wiary i zgodnie z wiarą – zaznacza Patrycja Stasiak, która z mężem i dwójką dzieci uczestniczy w niedzielnej Mszy św. – Wiara jest dla mnie czymś szczególnym. Bez Boga w życiu nic się nie da zrobić – dopowiada mąż Radosław Stasiak. – Staramy się wychowywać dzieci w wierze. Kościół, zwłaszcza dzisiaj, jawi się jako ostoja moralnych wartości – wskazuje na istotne powody katolickiego wychowania Marcin Wróbel.
Reklama
– Przekazujemy dzieciom jak najlepsze zasady życia. Co tydzień jesteśmy na Mszy św., bo uważamy, że tak powinno być – nie ma wątpliwości żona Bogusława Łaz-Wróbel. – W niedzielę najważniejsze jest przyjście na Mszę św. Ważne, żeby dzieci miały styczność z Kościołem – przekonuje Lidia Mazur, matka trójki dzieci.
Realizm
W dobie sekularyzacji społeczeństwa rozmowy z osobami z parafii św. Kazimierza Królewicza napawają optymizmem. – Ja jestem optymistą, ale z domieszką realisty i mierzę siły na zamiary. Wiem, że wierni potrafią dodać otuchy, pokazać, że są ze swoim duszpasterzem, że chcą współdziałać i być współodpowiedzialnymi za wspólnotę. Ale siłę czerpię z bezpośredniego kontaktu z Chrystusem. Wiem, że sam będąc słabym, niewiele mógłbym zdziałać. Pomaga mi modlitwa, m.in. moja ulubiona Koronka do Bożego Miłosierdzia – odsłania tajemnice swojego serca ks. Marek Ptak.
Wszyscy rozmówcy docenili swojego duszpasterza jako dobrego gospodarza i prawego człowieka. – Nasz proboszcz jest człowiekiem z zasadami – mocno wybrzmiewa opinia Marcina Wróbla. – Ksiądz Marek jest dobrym społecznikiem, angażuje się, dba o parafię. Nie możemy mu nic zarzucić – chwali proboszcza Bogusława Łaz-Wróbel.
Łyżka miodu, szczypta dziegciu
Dzisiaj ocena Kościoła jest bardzo uproszczona. Skupia się tylko na instytucji i hierarchii, a pomija Kościół jako wspólnotę wiernych. To sprawia, że wiernych ubywa. – Ich identyfikacja z parafią dokonuje się tylko przy okazji. Przychodzi do nas model Kościoła zachodniego, gdzie jest on postrzegany jako instytucja usługowa; wierzę wtedy, kiedy czegoś potrzebuję. To jest znak czasu, nad którym my, duchowni, powinniśmy pracować; umieć go odczytać i faktycznie być z ludem, który jeszcze w Kościele pozostał. W naszej parafii nie wygląda to najgorzej. Oczywiście cieszymy się z tego, co mamy, ale musimy nadal pracować, by było lepiej – podsumowuje rozmowę ks. Marek Ptak. Po chwili do zakrystii, w której rozmawiamy, przychodzi szafarz Krzysztof Paluch. – Dla mnie móc rozdawać Pana Jezusa, jest czymś pięknym i zobowiązującym. Były obawy, czy ludzie będą do mnie podchodzić, czy może mnie zignorują, ale one rozwiały się już za pierwszym razem – szybko dzieli się wspomnieniami, bo już brzmią dźwięki odnowionych organów, wzywające na Mszę św.