Reklama
W małpiarni - od rana pisk zwierząt. Lemury skaczą po nagim konarze drzewa. Na siatce klatki zawisła samica z dwójką małych, trzymających się kurczowo jej grzbietu. Pawian huśta się na linie. Mandryl
siedzi w kącie klatki, robiąc z nudów głupie miny. Wszystkie małpy są już po śniadaniu. Na pierwszy posiłek lubią zjeść coś ciepłego: ziemniaki i marchewkę. Niewiele minęło od pierwszego
karmienia, a już na zapleczu pielęgniarze kroją owocowo-warzywną sałatkę. Do dużej miski wpadają małpie przysmaki: banany, winogrona, jabłka, brokuły. Posiłków będzie jeszcze około czterech. Na ostatni
- bułki z owocami.
Niedaleko mieszka trójka szympansów. W klatce mają kolorowy telewizor. Ulubionym zajęciem Szymka, Miki i Cziko jest przyglądanie się zwiedzającym i oglądanie telewizji. - Najbardziej
przypadły im do gustu filmy przyrodnicze - mówi Beata Bałucińska, kierowniczka małpiarni.
Wydaje się, że dużo leniwiej życie płynie w herpetarium. To chyba najcieplejsze miejsce w ZOO. Wśród tropikalnych roślin nad wodą wygrzewa się samica kubańskiego krokodyla. Można ją obserwować
z wysokości kilku metrów bez osłony. Przed krokodylem stoi pojemnik z surową krojoną rybą. Berta zjadła 2 kg i na więcej nie ma już ochoty. Posiłek wystarczy do następnego karmienia, które
będzie za 7 dni. Co dostanie? Może szczura, a może schabowego. Berta jest wielkim pieszczochem. Lubi kiedy się ją głaszcze, szczególnie pod paszczą. Ale takie przywileje ma tylko opiekun. -
Żeby oswoić Bertę trzeba było 2 lat pracy - mówi pan Bogdan, opiekun.
Żółwie z przemytu
Reklama
Zwierzęta rzadko trafiają do ZOO z naturalnych miejsc, w których żyją. Większość pochodzi z hodowli. - Te ze stanowisk naturalnych przenoszone są do ZOO tylko wtedy, gdy chodzi o ratowanie
ich życia - mówi Adam Hryniewicz, kierownik herpetarium. I tak warszawskie ZOO przyjęło 20 żółwi. W ubiegłym roku 10 tys. tych chronionych gadów próbowano przemycić z Hong-Kongu. Zostały
zatrzymane na granicy. Były w opłakanym stanie - głodne i wychudzone. Ogrody Zoologiczne z całego świata zaoferowały pomoc. Europa przyjęła 5 tys. żółwi. Część zwierząt to darowizny od
osób z zewnątrz. Mamy często telefony z prośbą o przyjęcie ryb, np. piranii - mówi Maria Krakowiak, akwarystka. Właściciele dzwonią wtedy, kiedy piranie zjadły im wszystkie rybki w akwarium.
Z przyjmowaniem tego gatunku ryb do ZOO są pewne kłopoty. ZOO posiada stado 7 swoich piranii. Na zapleczu znajduje się 6 ofiarowanych sztuk. Obydwu stad nie można połączyć. Piranie, które są dłużej
w danym środowisku zjadają ryby, które są do nich dołączone. - Planujemy zrobić większy zbiornik na ok. 2 tys. litrów. Wtedy obydwa stada będzie można ze sobą połączyć - mówi pani Krakowiak.
Do ZOO często dzwonią też właściciele pielęgnic. Te małe, ubarwione w kilku kolorach rybki, często znajdują nabywców w sklepach zoologicznych. Kiedy dorastają do długości 30 cm i przestają
mieścić się w 100 litrowych akwariach, właściciele głowią się, co z nimi począć.
Wielu mieszkańców ZOO trafia tu w ramach tzw. wymiany między ogrodami zoologicznymi. Ogrody dążą do przekazywania sobie zwierząt, które mają w większej liczbie, bez gratyfikacji. Chodzi
o to, aby nabywanie zwierząt nie przypominało transakcji handlowych.
Międzynarodowa wymiana zoologiczna od strony technicznej najtrudniej przebiega w przypadku ryb, które ciężko znoszą długi transport. Dla nich 24 godz. w zamkniętych woreczkach oznacza prawie
śmierć. W grę wchodzi jedynie transport samolotowy. Większość ogrodów kupuje ryby w hurtowniach albo sklepach na terenie kraju. Najdroższe - płaszczka albo arowana należące do ryb dużych kosztują
ok. 1,5 tys. zł za sztukę. Arowana może dorastać do 2 m długości w warunkach naturalnych.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Dziki pies jak pelikan
Reklama
Niedaleko Chaty pod Strzechą mieszka umaszczony trójkolorowo licaon. Ten dziki pies południowoafrykański wyglądem przypomina hienę, a dbałością o potomstwo pelikana. Od czasów powojennych po
raz pierwszy rozmnożył się szczęśliwie w warszawskim ZOO. Wcześniej samica zjadała młode. W dużej klatce biega 7 dwumiesięcznych młodych, każdy ubarwiony inaczej. To ich cecha genetyczna - nie
ma dwóch licaonów ubarwionych jednakowo. Młode pochłaniają niezliczone ilości pokarmu. W warunkach naturalnych dorosły samiec podczas polowania potrafi zmieścić w żołądku 20-30 kg pożywienia.
Jeśli młode są bardzo głodne, a stado jest niezbyt liczne wszystko oddaje potomstwu, sam padając z głodu.
Na dużym wybiegu bez krat, ale odgraniczonym od zwiedzających fosą, leniwie biega gepart. Stołeczne ZOO jako jedyne w Polsce rozmnaża geparty. Od wojny, w tym roku urodziły się one po raz
trzeci. Mioty są też coraz liczniejsze: 3,5,7 młodych w kolejnych porodach. To sukces na skalę europejską. Gepart to jedno z najtrudniejszych zwierząt do rozmnażania. Oczkiem w głowie stołecznego
ZOO są pandy małe, rozmnożone tu jako pierwsze w Polsce.
Do niektórych klatek drapieżników nie mogą wejść nawet pracownicy, np. do lwa, tygrysa, pumy, lamparta czy niedźwiedzia. A i z pozostałymi należy postępować ostrożnie. - W pracy ze zwierzętami
drapieżnymi nie może być rutyny - mówi pani Krakowiak, która 10 lat zajmowała się drapieżnikami. Szczególnie kiedy zwierzęta są w rui, układ hormonów zmienia się i nawet najukochańsza osoba
może być potraktowana jak konkurentka. Przed wejściem należy zaobserwować zachowanie zwierząt, czy np. koty oceloty śpią czy czatują, żeby rzucić się do skoku.
Nosorożec się spóźni, bo tata wybił mu zęby
Wkrótce w ZOO pojawią się nowi mieszkańcy. Dwa samce słonia i trzy samice miały być już w kwietniu. Przyjazd opóźni się, ale pracownicy ZOO mają nadzieję, że w tym roku w nowo wybudowanej słoniarni będzie 5 słoni. Dwa młode samce mają przyjechać z Anglii w ramach programu hodowlanego. A więc ogród zapłaci tylko za transport. Za trzy samice z Afryki ogród musi zapłacić niebagatelną sumę. Tamtejszy słoń kosztuje od 45 do 65 tys. dolarów. Na razie ZOO nie stać na taki wydatek. Z San Diego w Kalifornii miały przyjechać też w kwietniu dwa młode nosorożce pancerne. Transport opóźni się o 4 miesiące. Jeden z młodych zadarł z ojcem, który wybił mu wszystkie mleczne zęby. Na przyjazd zwierząt do Polski trzeba czekać, aż u nosorożca pokaże się nowe uzębienie - mówi Maciej Rembiszewski, dyrektor ZOO.
Wielbłąd zjadł za dużo ciasteczek
Apetyty dopisują zwierzętom szczególnie w miesiącach chłodnych. Latem są nieco mniejsze. Tygrys syberyjski dostaje dziennie 7 kg mięsa z kością albo w zamian 2 króliki. Lew - 4 kg mięsa.
Niedźwiedź brunatny lubi zupy mleczne: kaszę mannę, płatki. Nie pogardzi ciasteczkami czy cukierkami. Niestety dobre serca zwiedzających skutkują często cierpieniem zwierząt. Turyści przekarmiają mieszkańców
ZOO owocami i słodyczami. Po ubiegłorocznej pierwszomajowej przerwie padł wielbłąd. Dostał za dużo ciasteczek. Inny drastyczny przypadek miał miejsce na Helu. Tam foka Krysia padła ofiarą turystów,
którzy rzucali monety. Krysia zjadła ich 700 sztuk - ok. 2 kg. Zwierzęta nie potrafią się bronić przez zakusami poczęstunku. Tylko niedźwiedź ma na tyle silny układ trawienny, że potrafi strawić wszystko
co dostanie.
- Nie zachęcamy zwiedzających do karmienia, bo lepiej jest kiedy mamy kontrolę nad apetytami zwierząt. Inaczej nie wiemy czy nie chce jeść dlatego, że było dokarmiane czy dlatego, że coś mu dolega
- mówi Maria Krakowiak. Najbardziej zwierzętom szkodzą cukierki i pieczywo. Bywa i tak, że w trakcie karmienia zwierzęta są zarażane różnymi chorobami. Wybierając się z wizytą do ZOO
trzeba respektować informacje o zakazie karmienia, a spacer skończy się szczęśliwie nie tylko dla nas.
Wyprawa do ZOO to świetny spacer dla całej rodziny. Nieopodal stanowiska z kubańskimi krokodylami jest bardzo ciekawe miejsce. Tabliczka z napisem głosi, że tu można obserwować cud narodzin
życia. Może podczas tej wizyty przez szklane ściany będziesz świadkiem wykluwania się z jaja egzotycznego gada?