Reklama

Historia

Zostawcie to Polakom!

Dwieście lat temu – 3 lutego 1821 r. zmarł Jan Leon Kozietulski – człowiek, którego nazwisko kojarzy się z całą epoką w polskiej historii. Mimo że wiele przeżył i brał udział w wielu bitwach, to dla Polaków najważniejsze było tylko 10 minut z jego życiorysu – czas szarży polskich szwoleżerów pod Somosierrą.

Niedziela Ogólnopolska 6/2021, str. 60-61

[ TEMATY ]

historia

Antoni Brodowski /Muzeum Narodowe w Warszawie

Jan Leon Kozietulski (1778-1821)

Jan Leon Kozietulski (1778-1821)

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jan Kozietulski od najmłodszych lat pragnął być żołnierzem. Ukończył nawet prestiżową Szkołę Rycerską w Warszawie, ale zanim wstąpił do wojska, Polska straciła niepodległość. Okazja nadarzyła się kilka lat później, kiedy razem z przyjaciółmi został wyznaczony do asystowania cesarzowi Napoleonowi Bonapartemu w Warszawie. Wywiązał się z tego zadania tak dobrze, że wkrótce został powołany jako szef szwadronu do tworzącego się nowego pułku szwoleżerów, który miał być częścią elitarnej gwardii Bonapartego.

Somosierra

W 1808 r. Napoleon postanowił zająć Półwysep Iberyjski. Na tronie hiszpańskim posadził swojego brata Józefa. Bezbożne francuskie porządki nie spodobały się jednak Hiszpanom, którzy rozpoczęli powstanie narodowe i wypędzili nowego króla z Madrytu. Napoleon potraktował to jako osobistą zniewagę i sam poprowadził 200-tysięczną ekspedycję w celu przywrócenia dawnego porządku. Najkrótsza droga do Madrytu prowadziła przez góry Sierra de Guadarrama oraz przełęcz Somosierra.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Przełęcz ta była dość szeroką, kamienistą doliną otoczoną wzgórzami. Jej dnem biegła do góry wąska i kręta droga z czterema wyraźnymi zakrętami. Jeden z najzdolniejszych hiszpańskich generałów – Benito San Juan postanowił to wykorzystać, żeby powstrzymać armię Bonapartego. Na drodze ustawił 16 dział w czterech bateriach oddalonych od siebie o kilkaset metrów. Trzy tysiące piechurów z karabinami obsadziło łagodnie opadające stoki doliny. Mieli oni prowadzić ostrzał zza znajdujących się tam licznych odłamów skalnych, murków grodzących pastwiska oraz rosnących wzdłuż drogi drzew. Napoleon, spiesząc się, nie mógł ominąć tego miejsca i nie mógł również wykorzystać swojej ogromnej przewagi liczebnej.

Zaatakował wcześnie rano 30 listopada 1808 r. Strzelcy konni, wysłani przodem dla rozpoznania, musieli się wycofać pod ogniem hiszpańskich dział i karabinów. Trzy kolumny francuskiej piechoty, pod osłoną mgły, zbliżyły się do nieprzyjaciela, ale też zostały szybko powstrzymane. Dla cesarza stało się jasne, że nie zdobędzie Somosierry z marszu i czeka go długotrwała walka z poważnymi stratami w ludziach.

„Naprzód, psiekrwie, cesarz patrzy!”

Wściekły Napoleon nakazał wówczas kawaleryjską szarżę na pierwszą baterię. Najbliżej wroga stał polski 3. szwadron szwoleżerów Gwardii Cesarskiej pod dowództwem płk. Jana Kozietulskiego i to on dostał ten rozkaz. Dla otaczających cesarza oficerów była to bezsensowna i niemożliwa do wykonania operacja. Próbowano odwieść od niej Bonapartego, ale ten rzucił tylko: „Niemożliwe? Tego słowa nie znam! Dla moich Polaków nie ma nic niemożliwego!”. Później dodał:

„Zostawcie to Polakom!”.

Reklama

Około godz. 10.30 na komendę Kozietulskiego: „Naprzód, psiekrwie, cesarz patrzy!”, 200 szwoleżerów w szyku czwórkowym ruszyło do ataku. Dwieście metrów przed pierwszą baterią armat padła pierwsza salwa. Polacy, po chwili zamieszania, ostrzeliwani przez hiszpańską piechotę ze stoków doliny i zza umocnień baterii, przeszli w cwał. Rannych i zabitych zostało kilkunastu jeźdźców, pozostali przeskoczyli nad hiszpańskimi działami, tnąc szablami broniących armat artylerzystów. Do następnej baterii polscy szwoleżerowie mieli 100 metrów, które należało jak najszybciej pokonać, dopóki Hiszpanie nie otworzyli ognia. Zanim jednak jeźdźcy dopadli wrogich armat, padła salwa. Został zabity koń Kozietulskiego, a on sam odniósł lekkie obrażenia. W tej sytuacji komendę przejął kpt. Jan Dziewanowski, zdobył on drugą baterię. Szwadron nie zatrzymał się nawet na chwilę i pod ogniem hiszpańskiej piechoty ruszył z impetem na trzecią baterię, miał bowiem do pokonania najdłuższy, ok. 600-metrowy prosty odcinek stromej drogi. Tym razem hiszpańscy artylerzyści bardziej się przygotowali – kolejna salwa była najbardziej krwawa. Zginęło kilku oficerów i żołnierzy, a wielu zostało rannych. Padł ciężko ranny kpt. Dziewanowski, ale trzecia bateria została zdobyta. Na czele pozostałych kilkudziesięciu jeźdźców stanął Andrzej Niegolewski i ruszył na ostatni hiszpański szaniec.

Do ostatniej baterii dotarło zaledwie kilkunastu szwoleżerów. Ostatkiem sił wybili obsługę dział. Chwilę później trafiony koń przywalił Niegolewskiego. Hiszpanie przyłożyli mu do głowy lufy dwóch karabinów i wypalili. Mimo to przeżył – kule nie nabrały szybkości. Chwilę później pokłuli go bagnetami, ale żadne z dziewięciu pchnięć nie okazało się śmiertelne. Wywiązała się walka wręcz z przeważającą liczbą hiszpańskich obrońców. Wydawało się, że odzyskają baterię, ale w ostatniej chwili z mgły wyłonili się pluton polskiego pierwszego szwadronu gwardii i francuscy strzelcy konni. To spowodowało panikę w hiszpańskich szeregach i ich odwrót. Hiszpanie nie zorientowali się, jak mały oddział ich zaatakował; kilkuset z nich dostało się do niewoli. Nastąpił chaotyczny odwrót rozproszonej hiszpańskiej armii, a brama do Madrytu stanęła otworem. Trzy dni później Napoleon wkroczył do hiszpańskiej stolicy. Straty 3. szwadronu wyniosły łącznie 24 zabitych i 30 rannych oficerów i żołnierzy.

Cześć najdzielniejszym z dzielnych!

Po bitwie Napoleon oddał cześć Polakom, wołając: „Cześć najdzielniejszym z dzielnych!”. Defiladzie polskich szwoleżerów, którymi dotąd raczej pogardzano, przyglądała się z podziwem cała gwardia cesarska. Szerzył się nawet ich swoisty kult, wiele późniejszych formacji Wielkiej Armii przyjmowało polski krój mundurów oraz charakterystyczne rogatywki.

Reklama

Szarża przeszła do historii wojskowości jako jedna z najsłynniejszych szarż kawaleryjskich. W XIX wieku była przedstawiana i gruntownie analizowana w szkołach wojskowych na całym świecie. Podczas jednego z takich wykładów w pruskiej Szkole Wojennej w obecności Bismarcka jeden z oficerów zażartował: „Pewnie Polacy byli tak pijani, że ich konie poniosły”, na co kanclerz odpowiedział: „Być może, ale tchórzy konie poniosłyby w przeciwną stronę”.

Sam Kozietulski, jako ten, który poprowadził szwoleżerów do ataku, stał się symbolem zwycięstwa pod Somosierrą. Walczył później pod Wagram, wziął udział w wyprawie na Moskwę, w bitwach pod Dreznem i Lipskiem. Po powrocie do ojczyzny służył w wojskach Królestwa Kongresowego, ale wierny Bonapartemu nie czuł się dobrze w swojej nowej roli. Zmarł w wieku 43 lat a w jego pogrzebie uczestniczyły tysiące mieszkańców Warszawy.

Kozietulski, znałem jego,
miał konika bułanego,
dobył szabli: szwoleżery,
hej, wiarusy, dalej w kłusy,
a dobędziem Somosierry!
Nie ma strachu dla Mazura,
dalej, chłopcy, za mną, hura!

Teofil Lenartowicz

2021-02-03 10:04

Oceń: +3 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Zapomniany zamek

Niedziela toruńska 43/2020, str. VI

[ TEMATY ]

historia

Toruń

zamek

Archiwum redakcji

Zamek Dybowski posiadał imponujące rozmiary

Zamek Dybowski posiadał imponujące rozmiary

Wielu mieszkańców grodu Kopernika nigdy nie słyszało o polskim zamku w Toruniu, mimo że przez kilkaset lat pełnił bardzo ważną funkcję i niemało krwi napsuł łakomym cudzego mienia zakonnikom.

Tymczasem w lokowanym na początku XIII wieku mieście o korzeniach niemieckich znajduje się też rycerska warownia wzniesiona przez Polaków. Jest nią zamek zwany Dybowskim, wybudowany z polecenia króla Władysława Jagiełły zaledwie kilkanaście lat po wiktorii grunwaldzkiej.
CZYTAJ DALEJ

Egzorcyzm papieża Leona XIII

Niedziela łódzka 1/2004

W tak zwanej „starej liturgii”, przed Soborem Watykańskim II, kapłan sprawujący Eucharystię wraz z wiernymi, po zakończeniu celebracji odmawiał modlitwę do Matki Bożej i św. Michała Archanioła. Słowa tej ostatniej ułożył papież Leon XIII, a wiązało się to z pewną niezwykłą wizją, w której sam uczestniczył. Opisana ona została w krótkich słowach przez przegląd Ephemerides Liturgicae z 1955 r. (str. 58-59). O. Domenico Pechenino pisze: „Pewnego poranka (13 października 1884 r.) wielki papież Leon XIII zakończył Mszę św. i uczestniczył w innej, odprawiając dziękczynienie, jak to zawsze miał zwyczaj czynić. W pewnej chwili zauważono, że energicznie podniósł głowę, a następnie utkwił swój wzrok w czymś, co się unosiło nad głową kapłana odprawiającego Mszę św. Wpatrywał się niewzruszenie, bez mrugnięcia okiem, ale z uczuciem przerażenia i zdziwienia, mieniąc się na twarzy. Coś dziwnego, coś nadzwyczajnego działo się z nim. Wreszcie, jakby przychodząc do siebie, dał lekkim, ale energicznym uderzeniem dłoni znak, wstał i udał się do swego prywatnego gabinetu. Na pytanie zadane przyciszonym głosem: «Czy Ojciec święty nie czuje się dobrze? Może czegoś potrzebuje?» - odpowiedział: «Nic, nic». Po upływie pół godziny kazał przywołać Sekretarza Kongregacji Rytów, dał zapisany arkusz papieru, polecił wydrukować go i rozesłać do wszystkich w świecie biskupów, ordynariuszy diecezji”. (Cytat za Amorth G. Wyznania egzorcysty, Częstochowa 1997, s. 36). Tekst zawierał modlitwę do św. Michała Archanioła, która brzmi: „Święty Michale Archaniele, wspomagaj nas w walce, a przeciw niegodziwościom Złego Ducha bądź naszą obroną. Oby go Bóg pogromić raczył, pokornie o to prosimy. A Ty, wodzu niebieskich zastępów, Szatana i inne duchy złe, które na zgubę dusz ludzkich po tym świecie krążą, mocą Bożą strąć do piekła. Amen”. Gdy go zapytano, co się zdarzyło w czasie dziękczynienia po Mszy św., Papież odrzekł, że w chwili, gdy zamierzał zakończyć modlitwę, usłyszał dwa głosy: jeden łagodny, drugi szorstki i twardy. I usłyszał taką oto rozmowę: Szorstki głos Szatana: „Mogę zniszczyć Twój Kościół!” Łagodny głos: „Możesz? Uczyń więc to”. Szatan: „Do tego potrzeba mi więcej czasu i władzy”. Pan: „Ile czasu? Ile władzy?” Szatan: „Od 75 do 100 lat i większą władzę nad tymi, którzy mi służą”. Pan: „Masz czas, będziesz miał władzę. Rób z tym, co zechcesz”. (Cytat za Szatan w życiu Ojca Pio, Tarsicio z Cevinara, Łódź 2003, s. 8). Kościół jest świadomy, że walka duchowa dobra ze złem toczy się nieprzerwanie od chwili upadku pierwszego człowieka, choć przybiera różne formy na przestrzeni wieków. Dziś także chrześcijanin nie jest wolny od ataków Złego, który chce go oderwać od Chrystusa i zwieść ku potępieniu. Święty Ignacy z Loyoli wyróżnia dwa obozy: jeden „Pod sztandarami Chrystusa”, drugi „Pod sztandarami Szatana”. Każdy człowiek, musi opowiedzieć się po którejś ze stron. Wielu jednak poddając się wpływom agnostycyzmu czy obojętności religijnej, odsuwa od siebie ową decyzję, sądząc, że w życiu i po śmierci „jakoś to będzie”. Ewangelia nie dopuszcza postawy „rozdwojonego serca”. Można służyć albo Bogu albo Szatanowi. Czy jednak ludzie uznają fakt istnienia osobowego zła - Szatana? Kongregacja Nauki i Wiary wydała dokument opublikowany w L’Osservatore Romano (26 czerwca1975 r.) - Wiara chrześcijańska i demonologia, w którym min. stwierdza, że określenia „Szatana i Diabła” nie są „tylko personifikacjami mitycznymi i funkcyjnymi, których znaczenie ograniczałoby się jedynie do podkreślenia w dramatyczny sposób wpływu zła i grzechu na ludzkość. (…)”. Tego rodzaju poglądy, rozpowszechniane przez niektóre czasopisma i inne ośrodki propagandy mającej na celu kreowanie stylu życia tak, jakby Boga nie było i Szatan nic nie mógł zmącić i zniszczyć, muszą wywoływać zamęt w sercach i umysłach ludzkich. Jezus mówił o istnieniu upadłego anioła, nazywanego przeciwnikiem ludzi (por. 1P 5, 8), zabójcą od początku (por. Ap 12, 9. 17). Jest kłamcą i ojcem kłamstwa (por. J 8, 44); przybiera postać anioła światłości (por. 2 Kor 11, 14). Jest także nazywany „władcą tego świata”, który pozostaje we władaniu Złego (por. 1 J 5, 19). Nienawidzi on światła Prawdy Ewangelii, Chrystusowego Kościoła, wierzących, zdążających ku świętości i wszystkiego, co wiąże się z Chrystusem i Jego Kościołem. Jego działanie jest podstępne i zakryte. Metody, jakimi się posługuje, to: kłamstwo, manipulacje, pokusy do grzechu, nieposłuszeństwo nauczaniu Chrystusowego Kościoła w sprawach wiary i moralności; różnego rodzaju zniewolenia przez nałogi, złe przywiązania i grzeszne nawyki. Działa także przez uprawianie i korzystanie z okultyzmu, wróżbiarstwa, magii. Najbardziej zaś spektakularną formą jego wpływu na człowieka jest opętanie (zupełne bądź częściowe), które paraliżuje wolę człowieka, mąci umysł i sumienie, i wydaje człowieka na łup najniższych skłonności deprawujących osobę ludzką. Jak walczyć z Szatanem? Jezus spotykał na swej drodze Szatana i inne jego złe duchy; rozgramiał je, gdyż był od nich potężniejszy. On Złemu nakazywał: „Iść precz”. Należy więc przylgnąć do Chrystusa całym sobą. Nie tylko przez racjonalne uznanie Jego istnienia i Bożej mocy, ale przez życie płynące z wiary, przez „chodzenie z Chrystusem” każdego dnia. Konieczne jest więc wzywanie Jezusa w chwilach dręczących pokus do złego. Znak krzyża i modlitwa przywołują moc Bożą w sytuacji, gdy człowiek jest w potrzebie czy trudnościach. Inne środki w duchowej walce ze złem, można sklasyfikować jako praktykę aktywnego życia chrześcijańskiego. Są nimi: Eucharystia i sakramenty, codzienna modlitwa oraz medytacyjne obcowanie ze Słowem Bożym, pogłębianie swojej wiary tak, aby była rozumiana, a także poznawanie prawd chrześcijańskich. Nie można pominąć służby bliźniemu - słowem, czynem i modlitwą. Skoro w Kościele idziemy ku zbawieniu, konieczne jest także uczestnictwo we wspólnocie chrześcijańskiej, gdyż - jak przypomina nam Jezus - gdzie dwaj albo trzej zebrani są w Imię Jego, tam On jest między nimi. W obliczu współczesnych zagrożeń dla wiary, moralności i duchowości chrześcijanina, gdy neguje się głos Kościoła w tych kwestiach, gdy ludzkość przygląda się rosnącej fali przemocy, terroryzmu, niesprawiedliwości społecznej, czyż chrześcijanie nie powinni na nowo z wiarą sięgnąć do „duchowego skarbca” Kościoła i mocą Chrystusa poskramiać wysiłki Złego? Szatan nadal walczy z Chrystusowym Kościołem. W tej walce potrzeba nam Chrystusowej mocy. Ona do nas przychodzi, wystarczy otworzyć się na nią w wierze.
CZYTAJ DALEJ

USA/ Trump: to wielki zaszczyt dla kraju, że mamy pierwszego amerykańskiego papieża

2025-05-08 19:53

[ TEMATY ]

Donald Trump

Papież Leon XIV

PAP/EPA/BONNIE CASH / POOL

To wielki zaszczyt dla naszego kraju, że mamy pierwszego amerykańskiego papieża - powiedział w czwartek prezydent USA Donald Trump, gratulując kardynałowi Robertowi Francisowi Prevostowi wyboru na głowę Kościoła katolickiego. Dodał, że nie może doczekać się spotkania z nowym papieżem.

"Gratulacje dla kardynała Roberta Francisa Prevosta, który właśnie został mianowany papieżem. To wielki zaszczyt zdać sobie sprawę z tego, że jest on pierwszym amerykańskim papieżem. Jakie to ekscytujące i jaki wielki zaszczyt dla naszego kraju. Nie mogę doczekać się spotkania z papieżem Leonem XIV. To będzie bardzo znaczący moment!" - napisał Trump na swoim portalu społecznościowym Truth Social. (PAP)
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję