Reklama

Niedziela Wrocławska

Święta ziemia, Łączka

– Szukamy Żołnierzy Wyklętych, ale wszystko zaczęło się na wrocławskich Osobowicach. Bez ekshumacji na Osobowicach nie byłoby Łączki – mówi dr n. med. Łukasz Szleszkowski. Spotkanie pt. „Kwatera Ł” zorganizowały 5 marca w siedzibie Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana” przy ul. Kuźniczej we Wrocławiu Stowarzyszenie Odra – Niemen i „Civitas Christiana”

Niedziela wrocławska 11/2019, str. VI

[ TEMATY ]

żołnierze wyklęci

Agnieszka Bugała

Wciąż musimy o nich rozmawiać, przypominać, kim byli i przez co przeszli – mówiono na spotkaniu „Kwatera Ł”

Wciąż musimy o nich rozmawiać, przypominać, kim byli i przez co przeszli – mówiono na spotkaniu „Kwatera Ł”

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Łączka to święta ziemia – mówił Jarosław Wróblewski, pracownik Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL na Rakowieckiej w Warszawie i autor książki „Kwatera Ł. Wolność jest kuloodporna”. Otwiera ją fragment wystąpienia prezydenta Andrzeja Dudy wygłoszonego w 2018 r., gdy wręczano noty identyfikacyjne rodzinom ofiar. „My nie im przywracamy godność – mówił prezydent – oni godność zawsze mieli. My przywracamy godność Polsce – że wreszcie ich odnajdujemy, choć przecież minęło prawie 30 lat, odkąd zrzuciliśmy okowy ustroju, który ich zamordował”. Autor wysłuchał piętnastu osób zaangażowanych w prace archeologiczne na Łączce i opublikował ich relacje. Rozmawiał m.in. z prof. Krzysztofem Szwagrzykiem, specjalistami, wolontariuszami, ale też z Zofią Pilecką-Optułowicz, córką Rotmistrza. Pani Zofia, w opowieści pełnej tęsknoty za ojcem, przypomina jak prosił żonę, by im czytała „O naśladowaniu Chrystusa” Tomasza a Kempis. I że nie mógł unieść głowy, bo miał połamane obojczyki, a podczas widzeń w więzieniu nigdy nie podawał ręki, bo miał zerwane paznokcie. I mówi, że ma wielką nadzieję na to, że Bóg pozwoli jej doczekać odnalezienia ojca.

Reklama

– Prace na Łączce – w słońcu, w kurzu – to odkrywanie historii Ojczyzny – mówi Jarosław Wróblewski – tam zakopano bohaterów, kwiat Polski. – Ale trzeba też przyjść do Muzeum na Rakowiecką, gdzie w wąskim zatęchłym korytarzu wykonywano wyroki śmierci. Żeby upokorzyć tych dzielnych żołnierzy ubierano ich w niemieckie, hitlerowskie mundury – to dlatego w grobach znajdujemy czasem guziki od mundurów niemieckich. Żeby zhańbić, skazywano na śmierć przez powieszenie – tak zgładzono gen. Augusta Fieldorfa ps. Nil. Prace na Łączce są od początku transparentne, dzieją się na oczach całej Polski.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Wrocław był pierwszy

– Bez wrocławskich Osobowic nie byłoby Łączki – mówi dr n. med. Łukasz Szleszkowski, lekarz medycyny sądowej, członek ekipy poszukiwawczej prof. Szwagrzyka. Wszystko zaczęło się w 2000 r., gdy profesor szukał śladów ofiar z wrocławskiego więzienia przy ul. Kleczkowskiej – najpierw jako historyk, w dokumentach – a potem, licząc na to, że w dokumentacji powojennych sekcji zwłok będą ślady po ofiarach komunizmu, trafił do Zakładu Medycyny Sądowej we Wrocławiu. Dr Szleszkowski dołączył do prac na Osobowicach w 2008 r., to wtedy odnaleziono zwłoki marynarza Stefana Pórula i jako członek ekipy, która go znalazła, wziął udział w pogrzebie w miejscowości rodzinnej zmarłego w Młodojewie pod Koninem. – Zobaczyłem wielkie święto, rehabilitację, po latach, człowieka, o którym przez cały czas mówiono jak o bandycie. Dla rodziny to było wydarzenie o niewyobrażalnym znaczeniu. Wrócił jak bohater. To wtedy zrozumiałem sens i znaczenie tych prac ekshumacyjnych. Dotarło do mnie, że to nie tylko medycyna, że nauka tylko służy tu czemuś większemu. To prawda, szukamy Rotmistrza i odnalezienie jego grobu i ciała będzie chwilą nadzwyczajną, historyczną i symboliczną, ale każdy odnaleziony to wielkie wydarzenie, a dla rodzin przywrócenie pokoju po tylu latach i szansa na godny pochówek ich bliskiego – tłumaczy.

Reklama

– Prace ekshumacyjne na Osobowickim cmentarzu otworzyły drogę do badań na Łączce – mówi. – To był poligon doświadczalny, nie mieliśmy żadnego doświadczenia w przeprowadzaniu ekshumacji tak licznych i na taką skalę. Na szczęście zachowała się dokumentacja cmentarza na Osobowicach, przestrzegano porządku pochówku. Mimo że grzebano w alejkach, w chodnikach łączących kwatery, jednak zachowywano ład. Ciała były w trumnach, ułożone na plecach – to bardzo pomocne w prowadzeniu badań.

– W grobach tzw. artefakty, czyli osobiste rzeczy zmarłych. We Wrocławiu w 2011 r. odnaleźliśmy szczątki 299 więźniów. To był przełom – musieliśmy się nauczyć, jak prowadzić prace na dużą skalę, jak dokumentować, opisywać, szkicować i fotografować kolejne etapy. I z tą wiedzą pojechaliśmy do Warszawy – mówi – ale tam szybko okazało się, że nasz entuzjazm był na wyrost, a wypracowane metody nie mają zastosowania. Nie mogliśmy postępować tak samo, bo tam wszystko było inaczej. Wyjazd do warszawy był sporym ryzykiem – podkreśla dr Szleszkowski. – Łączka czekała od 1989 r., ale nikt nie miał odwagi, by wbić tam szpadel.

Jak chowano w Kwaterze Ł?

– Wrocławskie doświadczenie nie miało znaczenia, bo okazało się, że w Warszawie zwłoki zrzucano z ciężarówek przyjeżdżających z Rakowieckiej wprost do wykopanych dołów. Nie ma trumien, szkielety tych ludzi zastygły w ziemi tak, jak spadły. Czasem jest ich kilka w jednym miejscu. Odkryliśmy, że to dlatego, że gdy planowano kilka egzekucji w jednym tygodniu, to grabarz, z lenistwa, czekał, aż uzbiera się kilka ciał, nie chciało mu się jeździć z jednym przez miasto, by go pochować – mówi. – Choć słowo pochować jest nieadekwatne, bo rytuału pochówków nie było, po prostu zrzucano ciało do dołu – tłumaczy dr Szleszkowski. – To nie był cmentarz, to było miejsce ukrycia zwłok, które nigdy nie miały zostać odnalezione.

Reklama

Na Łączce prace odbyły się w trzech etapach. W pierwszym znaleziono szczątki stu osób, w drugim podobną liczbę, a w trzecim, jak dotąd najtrudniejszym, odnajdywano zmarłych, których szczątki przemieszały się z pochowanymi na tym miejscu w latach 80. XX wieku zmarłymi. – Brałem udział we wszystkich trzech etapach – to miejsce wyjątkowe na mapie czerwonego terroru.

Godność bohaterów

– Najważniejsze zadanie, które na nas, badaczach spoczywa, to znaleźć zmarłego, ustalić jego tożsamość i jaką śmiercią zginał, a potem przekazać jego szczątki rodzinie, by ta mogła dokonać godnego pochówku – mówi dr Szleszkowski. W pracach biorą udział zespoły wielospecjalistyczne – archeolodzy przez wiele dni oczyszczają znalezione szczątki, robimy dokumentację zdjęciową, opis morfologiczny – potem układamy szkielet na stole i z kości objętych zmianami erozyjnymi ustalamy profil DNA. Ważna jest identyfikacja pozabiologiczna, czyli analiza przedmiotów, które znajdują się w grobie, ale tych nie ma zbyt wiele, żołnierze nie mieli nieśmiertelników – tłumaczy.

Reklama

Ze względu na chaotyczny sposób pochówku panujący na Łączce badacze musieli zmienić metodologię postępowania. Zbadali też sposoby wykonywania egzekucji na więźniach – to ma znaczenie w przypadku analizowania obrażeń w zachowanych szczątkach. Wiadomo, że w latach 1948-49 postulowano przywiązywanie więźnia do palika, a pluton egzekucyjny składający się z kilku młodych chłopaków miał strzelać do skazanego w serce. Ta metoda służyła rozłożeniu odpowiedzialności za zabicie człowieka; nagrodą dla plutonu egzekucyjnego był dzień wolny od służby, albo pęto kiełbasy. – Tak zamordowano „Inkę” i „Zagończyka” – mówi Szleszkowski, który brał udział w identyfikacji ich szczątków – ale wiemy, że pluton nie chciał strzelić do dziewczyny, wszyscy celowali w „Zagończyka”... „Inkę” dobił dowódca plutonu.

Później, aby zachować dyskrecję, wyroki wykonywano metodą katyńską, czyli strzałem w tył głowy. – Była to metoda przejęta od NKWD – mówi dr Szleszkowski – czyli nie mająca nic wspólnego z egzekucją sądową, to było morderstwo, metoda eliminacji rodem zza wschodniej granicy.

– Badamy i czekamy na odnalezienie rotmistrza Pileckiego, Łukasza Cieplińskiego, Adama Lazarowicza – mówi Jarosław Wróblewski. – To nie są badania archeologiczne, kości nas nie interesują. To są szczątki, które mają imię i nazwisko i rodziny, które na nich czekają. Nauka jest tu tylko narzędziem służącym odkrywaniu prawdy – mówi dr Łukasz Szleszkowski.

2019-03-13 10:57

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Łódź: Święto żołnierzy wyklętych

[ TEMATY ]

żołnierze wyklęci

Piotr Drzewiecki

O życiu w okresie komunizmu, ukrywaniu prawdy, cichej walce o wolną Polskę oraz o bohaterstwie żołnierzy wyklętych opowiadali przedstawiciele kombatantów walczący m.in. w armii Stanisława Sójczyńskiego „Warszyca”, podczas święta żołnierzy wyklętych 3 marca w Łodzi.

Wydarzenie w Zespole Szkół Salezjańskich zorganizowała Rzgowska Młodzież Patriotyczna. Spotkanie rozpoczęło przedstawienie postaci i historii żołnierzy wyklętych. Uczniowie prezentowali wydarzenia z życia bohaterów, recytowali wiersze, przytaczali cytaty i wypowiedzi. Następnie chór Zespołu Szkół Salezjańskich pod dyrygenturą Marcina Paździora wykonał kilka pieśni patriotycznych, nawiązujących do wydarzeń wojennych i powojennych. Uczniowie zaśpiewali m.in.: „Pałacyk Michla”, „Warszawskie dzieci”, „Dnia pierwszego września”. Następnie Rzgowska Młodzież Patriotyczna i uczniowie Salezjańskiego Liceum Ogólnokształcącego przedstawili trzy scenki: „Warszyc”, „Inka”, „Pilecki”, opowiadające o najbardziej znaczących postaciach wśród żołnierzy wyklętych.
CZYTAJ DALEJ

Święty Brunon-Bonifacy z Kwerfurtu - arcybiskup misyjny

[ TEMATY ]

Brunon z Kwerfurtu

pl.wikipedia.org

Fragment fresku przedstawia męczeńską śmierć z rąk pogan św. Brunona z Kwerfurtu

Fragment fresku przedstawia męczeńską śmierć z rąk pogan św. Brunona z Kwerfurtu

W kalendarzu liturgicznym przypada 12 lipca wspomnienie obowiązkowe św. Brunona-Bonifacego z Kwerfurtu - mnicha benedyktyńskiego, kapelana cesarskiego, arcybiskupa misyjnego i męczennika. W 2009 r. Kościół uroczyście obchodził 1000. rocznicę jego męczeńskiej śmierci w okolicach Giżycka.

Brunon-Bonifacy urodził się w 974 r. w arystokratycznej rodzinie saskiego grafa w Kwerfurcie. Kształcił się w szkole katedralnej w Magdeburgu. W 995 r. został mianowany kanonikiem na dworze cesarza Ottona III i wraz z nim udał się do Rzymu. Tam w 998 r. wstąpił do zakonu benedyktynów w klasztorze na Awentynie. Zapewne wówczas otrzymał imię zakonne Bonifacy. Pięć lat przed nim w tym samym klasztorze przebywali św. Wojciech i bł. Radzim. W 999 r. Brunon złożył śluby zakonne.
CZYTAJ DALEJ

W Barcelonie beatyfikacja Lycariona Maya. Chciał być bratem wszystkich

2025-07-11 17:18

[ TEMATY ]

beatyfikacja

Barcelona

Vatican Media

Brat Lycarion May, marysta

Brat Lycarion May, marysta

Kardynał Marcello Semeraro, prefekt Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych, będzie przewodniczył jutro, 12 lipca, Mszy Świętej, podczas której młody szwajcarski zakonnik, wychowawca ubogich w Hiszpanii, zamordowany w czasie rewolt ludowych w 1909 roku, zostanie wyniesiony na ołtarze. Głosił braterstwo w świecie pełnym konfliktów.

„Aby udać się do Pueblo Nuevo, trzeba być gotowym oddać życie”. Tak mawiał Lycarion May (z domu François Benjamin), brat marysta, który 12 lipca, zostanie beatyfikowany w Barcelonie, w Hiszpanii. Uroczystość odbędzie się w południe w kościele św. Franciszka Salezego i będzie jej przewodniczył w imieniu Papieża kardynał Marcello Semeraro.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję