W czasie szalejącego stalinizmu, wśród prześladowań Kościoła, sługa Boży kard. Stefan Wyszyński mawiał, że Kościół nie ma wrogów. Gdy zdumiony rozmówca dopytywał: „Jak to?”, kardynał odpowiadał: Kościół nie ma wrogów. Ma wroga. Tylko jednego i jest nim szatan. Prymas Tysiąclecia nosił za okładką swego brewiarza listę kapłanów, którzy porzucili stan duchowny, i... zdjęcie Władysława Gomułki. Modlił się za niego tak samo gorliwie jak za księży odchodzących z kapłaństwa. To była jego broń w walce z jedynym wrogiem Kościoła.
Gdy Jezus zaprowadził Apostołów do Cezarei Filipowej, zapewnił pierwszego spośród nich: „Ty jesteś Piotr, czyli Skała, a na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą” (Mt 16, 18). Zapewnienie o tym, że Kościół przetrwa największe nawet ataki szatana, pochodzi od samego Chrystusa. Nie oznacza to jednak, że zawsze przetrwa każda lokalna jego wspólnota. I stąd rodzi się konieczność modlitwy jako największego oręża wytoczonego przeciw złu.
I potrzeba jeszcze jednego. Czujności. Prymas Wyszyński w rozważaniach o Modlitwie Pańskiej wyjaśniał: „Duch ciemności jest duchem niepokoju. On nie zawsze dąży do tego, aby nas doprowadzić wprost do grzechu. Często wie, że mu się to nie uda, bo łaska Boża jest w nas wystarczająco silna. Wtedy przynajmniej zasiewa niepokój, stwarzając sto trudności i wątpliwości, które mają charakter niesłychanie podniosły, a tematykę niemal świętą i religijną. Wynika ona nawet często z troski o Kościół Chrystusowy (...)”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu