Jeden procent
Drodzy Czytelnicy „Niedzieli”,
Różne są obrazy samotnej starości. Jeden oglądałam przez jakiś czas podczas mojego pobytu w szpitalu. Miał wygląd wystraszonego ptaszora, z nastroszonymi piórami i niespokojnym wzrokiem, siedzącego na szpitalnym łóżku. To była staruszka, którą rzadko ktokolwiek odwiedzał. Siedziała z rozczochranymi włosami sterczącymi na wszystkie strony, które nawet pewnie nie dały się rozczesać; z rozszerzonymi oczami, niemal wychodzącymi z orbit, które jakby ciągle szukały kogoś wkoło, i nie mogła złapać powietrza, żeby swobodnie odetchnąć. Widać było po niej ten trud, bo jej biedna, stercząca klatka piersiowa, jak u oskubanego kurczaka, wciąż drżała z wysiłku. Teraz wiem, że tak można wyglądać również wtedy, gdy człowiek za bardzo nawdycha się smogu i nie jest w stanie odetchnąć pełną piersią. Ale wtedy byłam jeszcze dość młoda i wszystko mnie ciekawiło. A najbardziej to, że tamta staruszka była sama, odwiedzał ją bardzo rzadko tylko chyba jakiś kuzyn lub znajomy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
To właśnie jest, według mnie, obraz singla u kresu jego dni. Obraz raczej przerażający niż zachęcający. I nie jest to obraz ani miły, ani przyjemny, za co proszę o wybaczenie. Tym bardziej że singlem można się stać jakby mimo woli, z biegiem czasu, z biegiem lat.
Reklama
Od jakiegoś czasu, gdy zdałam sobie sprawę z tego, jak to jest z singlami, ale nie tylko, wpłacam mój jeden procent od podatku na warszawskie hospicjum, czyli na Archidiecezjalny Zespół Domowej Opieki Paliatywnej. I nie jest to reklama, bo wszelkie media otwarcie propagują podobne instytucje pozarządowe. W liście do darczyńców tego hospicjum ks. Władysław Duda przypomina: „Święta Bożego Narodzenia rozpoczną Rok Świętego Brata Alberta Chmielowskiego. (...) To wspaniały patron bezdomnych, biednych, ale również chorych i umierających.
Kontemplowanie piękna i światła, co jest powołaniem artysty, zaprowadziło Adama Chmielowskiego do odkrycia tego piękna w oddaniu siebie Siostrom i Braciom potrzebującym pomocy drugiego człowieka. Światło przemieniło go w Brata Alberta”.
Czynię więc to wspieranie jakby na wszelki wypadek, bo nie wiadomo, co człowiekowi jest jeszcze sądzone, i roztropność nie zawadzi. Piszę o tym, bo może ktoś pomyśli podobnie i zechce mnie naśladować, choć niekoniecznie w tym samym celu. Ale warto to rozważyć na poważnie, gdy nadchodzi czas rozliczeń podatkowych.