Reklama

Polityka

Zbyt długa historia utracjuszostwa

O możliwości wyjścia polskiej gospodarki z potrzasku z dr. Cezarym Mechem rozmawia Wiesława Lewandowska

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Przez kilka ostatnich lat słyszeliśmy niemal same zachwyty nad stanem polskiej gospodarki i finansów publicznych, teraz – po kilku tygodniach nowych rządów – nagle agencja ratingowa Standard & Poor’s obniża ocenę Polski, co zaprzecza wcześniejszemu optymizmowi. Czy to nie dziwne, Panie Doktorze?

DR CEZARY MECH: – Mnie ten „wyrok na Polskę” ani nie zaskoczył, ani nie zdenerwował, ponieważ od dawna co do stanu polskich finansów jestem umiarkowanym pesymistą. Zamiast więc wnikać w nieczyste pobudki agencji S&P, wolałbym, abyśmy się dziś głębiej zastanowili nad rzeczywistymi perspektywami polskiego rozwoju w kontekście sytuacji międzynarodowej, zwłaszcza na rynku kapitałowym, który z pewnością będzie oddziaływał negatywnie na procesy zachodzące w Polsce. A przede wszystkim – trzeba podsumować i wreszcie wyciągnąć właściwe wnioski z błędów popełnianych przez całe 25 lat III RP.

– Niełatwo jednak dziś ratować to, co zostało głupio bądź nieuczciwie stracone!

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

– I na tym właśnie polega polski problem, a nie na doraźnie złych lub dobrych ocenach. Czas najwyższy, by przyjrzeć się tym procesom i tendencjom. Najgroźniejsze dla przyszłości Polski jest to, że dopuszczono – z głupoty, beztroski lub może z premedytacją – do zapaści demograficznej, do starzenia się społeczeństwa, co się przełoży na coraz większe obciążenie przyszłych budżetów państwa.

– Wiele nadziei kolejne rządy pokładały w rozwijającej się, nawet mimo światowego kryzysu, polskiej gospodarce.

– Trudno liczyć na dalszy, choćby podobnie powolny jak dotąd, rozwój, gdy na rynku pracy będziemy mieli coraz większą przewagę ludzi starszych, mniej sprawnych i mniej mobilnych. Już dziś do prostej zastępowalności pokoleń brakuje nam ok. 4 mln dzieci i młodzieży. Ponadto ok. 3 mln młodych Polaków wyjechało za pracą za granicę. Mamy w Polsce naprawdę olbrzymie spustoszenie demograficzne...

– ...które wciąż jest bagatelizowane?

– Moim zdaniem, tak! I tylko dlatego, że naokoło nie ma zgliszcz i popiołów, nie dostrzegamy tego zła, które już się stało.

– Bo kolejne rządy zamiatały trudne sprawy pod dywan?

– Tak. Zupełnie nie przejmowano się tym, że duża część dochodów polskich obywateli nie była wypracowywana w Polsce, nie zasilała podatkami polskiego budżetu.

– Raczej wszyscy cieszyli się z możliwości pracy za granicą, co wielu rodzinom istotnie poprawiało komfort życia...

Reklama

– To smutna prawda. To nasze poczucie komfortu brało się także z faktu nieposiadania dzieci; beztrosko tkwiliśmy w „dobrej” sytuacji, kiedy dochody dzieliliśmy na mniejszą liczbę osób. A teraz zamiast dzieci będziemy mieć na utrzymaniu więcej i więcej starzejących się rodziców oraz dziadków... W najbliższych kilkudziesięciu latach wskaźnik proporcji osób będących w wieku emerytalnym do tych, które będą na to zarabiały, zwiększy się trzy-, czterokrotnie. Oto skala nowych wyzwań.

– Proponowane przez obecny rząd 500 zł na dziecko może się realnie przyczynić do wyjścia z tego impasu?

– Dobrze, że podjęto tę próbę ratowania sytuacji. Bez odpowiedzi pozostaje jednak pytanie, jakie jeszcze działania należałoby pilnie podjąć, aby zdecydowanie i szybko odwrócić proces pogłębiania się niżu demograficznego, aby dzisiejsze, dwa razy mniej liczne niż poprzednie pokolenie młodych nadrobiło straty demograficzne. Żeby tak się stało, przeciętna dzietność musiałaby wzrosnąć trzykrotnie, co ukazuje skalę wyzwania.

– Dlaczego w III RP zawsze były jakieś niemożności i kłopoty z tzw. prorodzinną polityką?

– Można by raczej powiedzieć, że to nie były jakieś zwykłe kłopoty, lecz że nasze państwo wprost uprawiało zideologizowaną politykę antyrodzinną, promowało utracjuszowski styl życia, w którym posiadanie dzieci traktowano jako obciążenie, ograniczenie wolności itp. Ogólnie biorąc, z punktu widzenia interesów państwa i narodu lata III RP to historia niebywałego wprost utracjuszostwa!

– Utracjusz to ktoś, kto jest na tyle nierozumny, że nie dba o własną przyszłość i beztrosko wyzbywa się własnego majątku...

Reklama

– A inni to wykorzystują. Przez 25 lat zagraniczni inwestorzy dorobili się w Polsce majątku o wartości ponad 2 bln zł, co stanowi 130 proc. polskiego PKB. Oddając tak duży majątek w zagraniczne ręce, zrezygnowaliśmy ze znaczących wpływów w PKB. Pozaciągaliśmy za granicą pożyczki na 1,2 bln zł. Kolejne rządy III RP zachowywały się jak typowy utracjusz, który zastawia resztki majątku w lombardzie, ale do końca dba o wizerunek, rozdaje jakieś jałmużny, dlatego nikt nie dostrzega – lub nie chce dostrzec – jak bardzo jest źle.

– Do niedawna wszyscy Polskę chwalili, że tak znakomicie sobie radzi. Obłudnie?

– To oczywiste. Przecież faktem jest, że mamy wyjątkowo złą sytuację demograficzną i majątkową, że wyzbyliśmy się własnych organizacji gospodarczych, że nie potrafimy właściwie dbać o własne interesy. I prawdę mówiąc, gołym okiem już widać, że Polska, tak bardzo ciesząca się z członkostwa w Unii Europejskiej, została w jej strukturze sprowadzona do rangi „powiatu”, wygodnego zaplecza. Znaleźliśmy się w sytuacji politycznej podległości, która bardzo utrudnia dbanie o nasz własny interes gospodarczy.

– I w dodatku zgodziliśmy się na to z wielką radością?

Reklama

– Niestety, podpisanie Traktatu Lizbońskiego ogłosiliśmy jako sukces negocjacyjny. Rzecz polega na tym, że nie potrafiliśmy – a może też nie chcieliśmy – walczyć o własną gospodarkę. Niemcy, które również przeżywają swój kryzys demograficzny i co roku brakuje im pół miliona rąk do pracy, nie przenoszą tych miejsc pracy do Polski, gdzie jest wciąż tania siła robocza, lecz robią wszystko, żeby tę siłę ściągnąć do siebie, by pracowała na ich emerytury... Polska nie zrobiła nic, aby mogło być odwrotnie. Inny przykład z jeszcze wielu podobnych: zbyt łatwo godziliśmy się na unijną tzw. politykę klimatyczną, która wyklucza polski węgiel, czyli niezależność energetyczną, a „wyrzucamy” dziesiątki miliardów na elektrownię atomową.

– Czego trzeba, aby wreszcie wyjść z tego – jak to Pan określa – gospodarczego potrzasku? Czy to w ogóle jest możliwe?

– Aby Polska mogła być podniesiona do poziomu krajów wysoko rozwiniętych, aby miała warunki do tworzenia miejsc pracy o wysokiej wartości dodanej, potrzeba 5 bln zł inwestycji. Należałoby więc te środki pożyczyć, a uzyskane w ten sposób pieniądze dobrze zainwestować i spłacać długi z podwyższonych dochodów podatkowych. Niestety, regulacje unijne nie pozwalają nam na posiadanie deficytu budżetowego. To sytuacja potrzasku, ponieważ uzyskanie wyższych wpływów z wysokich podatków „wypędzi” nam kolejne rzesze polskich pracowników do tych krajów Unii, gdzie są one niższe.

– Naprawdę nie możemy się wyrwać z tego zaklętego kręgu niemożliwości?

– Jako członkowie UE jesteśmy skazywani na pogłębiającą się w niej petryfikację między krajami bogatymi i biednymi. Aby wydostać się z grupy biednych, Polska potrzebuje długoterminowego spojrzenia, własnej wizji konwergencji. Podejmowania kolejno tych wyzwań, które najszybciej dadzą jak najwięcej korzyści; takiego planowania wydatków, aby przynosiły maksymalne powiększenie bazy podatkowej.

– Czy, Pana zdaniem, zapowiadana przez obecny rząd tzw. dobra zmiana zarysowuje dostatecznie jasną perspektywę dla Polski?

Reklama

– Wydaje się, że w filozofii działania tego rządu jednak gdzieś gubi się sprawa fundamentalna dla przyszłości Polski, czyli naprawdę dobra zmiana w podejściu do gospodarki. Odnoszę wrażenie, iż nadal bardziej chodzi o uspokojenie wielkich krajów Europy oraz inwestorów, że w polskiej gospodarce nie będzie większych zmian, że zostanie zachowane korzystne dla nich status quo...

– A jednak agencja S&P obniżyła obecnie rating Polski, co nie miało miejsca w czasie poprzednich rządów. Dlaczego?

– Poprzednia ekipa rządowa dawała gwarancję inwestorom, asekurując się „bliską współpracą” z Niemcami, obecna już jej nie daje. Poprzedni rząd zapewniał, że wewnętrzny dług wobec starzejącego się społeczeństwa, znacznie większy niż ten wobec rynków kapitałowych, rozwiąże „inaczej”.

– Kosztem polskich emerytów...?

– Można tak powiedzieć. Planowano i podejmowano drastyczne działania zmierzające do redukowania długu wewnętrznego wobec obywateli właśnie m.in. przez podniesienie wieku emerytalnego, co miało skutkować poważnym zmniejszeniem wypłat świadczeń emerytalnych, jako że wielu potencjalnych emerytów mogło przecież nie dożyć emerytury... Zagraniczni wierzyciele mogli więc liczyć na to, że Polska nie będzie miała kłopotów ze spłacaniem odsetek. Podobny mechanizm oszczędnościowy dotyczył służby zdrowia, na którą w Polsce mogą dziś liczyć wyłącznie ci, którzy mają pieniądze, zaś „klienci” Narodowego Funduszu Zdrowia są poniekąd skazani na „śmierć w kolejce”.

– Taki sposób uspokajania inwestorów trudno odbierać jako sukces...

Reklama

– To prawda. Prawdziwym sukcesem byłoby, gdyby zagraniczni inwestorzy garnęli się do Polski z powodu dynamicznego rozwoju gospodarczego, sprawiającego, że zadłużenie byłoby coraz niższe w relacji do dochodów.

– Czy to marzenie można było spełnić w ciągu minionych 25 lat?

– A dlaczego nie?! Popatrzmy, czego od lat 80. ubiegłego wieku dokonały Chiny, które prowadziły własną, niezależną politykę gospodarczą. Ponad 30 lat temu miały produkcję przemysłową porównywalną do produkcji w wielokrotnie przecież mniejszej Polsce. Jednak zaczęły prowadzić właściwą politykę fiskalną, monetarną i organizacyjną, podczas gdy my w tym czasie zachowywaliśmy się jak bezmyślny utracjusz. Nawet dziś użalamy się na tzw. pułapkę średniego rozwoju, ale jednocześnie nie panujemy nad sytuacją na polskim rynku pracy, na który wpuściliśmy 1 mln pracowników z Ukrainy. Zamiast płacić więcej własnym pracownikom, ściągać emigrantów z powrotem, wypychamy nowych za granicę. Jesteśmy dłużnikami i lekką ręką pożyczamy (z NBP) Ukrainie 8 mld zł. Cóż, że zaczyna brakować pielęgniarek, lekarzy i inżynierów, których wykształcenie dużo kosztowało – „nie godzicie się na niską pensję, zatrudnimy Ukrainkę”!

– Obecny rząd zapowiada wiele „odciążeń” finansowych dla obywateli – leki dla seniorów, podwyższenie kwoty wolnej od podatku, obniżenie wieku emerytalnego. To zbyt utracjuszowska rozrzutność?

Reklama

– Oczywiście, że nie, ale w tej kolejności to sygnał dla inwestorów, że coraz trudniej będzie ze zwrotem ich pieniędzy – zamiast sygnału, że w pierwszej kolejności zadbamy o rozwój gospodarczy w Polsce, o polskie instytucje gospodarcze i że z tego wzrostu sfinansujemy też w pierwszej kolejności potrzeby polskich rodzin wielodzietnych.

– Jak Pan ocenia rządowe propozycje szukania pieniędzy na te wydatki?

– Dziś powinno nam zależeć przede wszystkim na tym, żeby w Polsce powstawały miejsca pracy. A zatem, wprowadzając np. podatek bankowy, należało zadbać o to, żeby nie opodatkowywać tych środków, które banki pożyczają właśnie na nowe miejsca pracy. Niby drobiazg, ale jakże decydujący.

– Wydaje się, że nie ma złotego środka, aby zarówno polskie społeczeństwo, jak i zagraniczni inwestorzy byli zadowoleni?

– Jest, i to całkiem prosty. Należy wiarygodnie pokazać, że środki będą przeznaczone na rozwój, że jesteśmy skuteczni w negocjacjach z UE, a nie tylko w propagandzie. Gdy chodzi o emerytury, można wreszcie odwołać się do uczciwości i prawdziwej sprawiedliwości społecznej: obniżenie, a raczej przywrócenie dawnego wieku emerytalnego powinno dotyczyć tylko tych, którzy na swoich kontach w ZUS uzbierali wystarczające kwoty na co najmniej minimalną emeryturę. Należy podwyższyć kwotę wolną od podatku, ale tylko tym, którzy mają dochody poniżej minimalnego poziomu. To byłby także dobry sygnał dla inwestorów, że w Polsce podejmuje się działania naprawdę racjonalne.

– Chodzi też o to, Panie Doktorze, że sygnał dla polskiego społeczeństwa powinien być równie racjonalny, co optymistyczny...

– Powinien być po pierwsze prawdziwy. Potężne są już dziś zobowiązania ZUS, potężny dług NFZ, a ludzie wciąż liczą na większe emerytury, bo politycy im to obiecują. Jesteśmy w UE, której kosztowne regulacje sprawiają, że nie jesteśmy konkurencyjni na rynkach trzecich, i które stawiają nas na przegranej pozycji. Gdyby ludzie znali prawdę, to podejmowaliby racjonalne decyzje osobiste i domagali się racjonalnych decyzji politycznych. A to byłoby optymistycznym sygnałem co do przyszłości naszego narodu.

* * *

Dr Cezary Mech
Ekonomista, urzędnik państwowy, nauczyciel akademicki, były wiceminister finansów

2016-02-03 08:47

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Premier Tusk na "Forum Dla Rodziny"

[ TEMATY ]

polityka

rodzina

Wiesław Ochotny

Rząd nie chce w realizowaniu polityki rodzinnej narzucać tego, co najważniejsze, bo narzucanie takiej woli społeczeństwu nie będzie akceptowane. Zobowiązuję się, że to, co zbudujemy jako priorytet, będziemy się starali realizować w ramach realnych możliwości finansowych - zapowiedział premier Donald Tusk, otwierając w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów konferencję "Forum Dla Rodziny". Zebrało się na nim 300 przedstawicieli organizacji pozarządowych, ekspertów i samorządowców.
CZYTAJ DALEJ

Realizm duchowy św. Teresy od Dzieciątka Jezus

Niedziela Ogólnopolska 28/2005

[ TEMATY ]

święta

pl.wikipedia.org

Wielką zasługą św. Teresy jest powrót do ewangelicznego rozumienia miłości do Boga. Niewłaściwe rozumienie świętości popycha nas w stronę dwóch pokus. Pierwsza - sprowadza się do tego, iż kojarzymy świętość z nadzwyczajnymi przeżyciami. Druga - polega na tym, że pragniemy naśladować jakiegoś świętego, zapominając o tym, kim sami jesteśmy. Można do tego dołączyć jeszcze jedną pokusę - czekanie na szczególną okazję do kochania Boga. Ulegając tym pokusom, często usprawiedliwiamy swój brak dążenia do świętości szczególnie trudnymi okolicznościami, w których przyszło nam żyć, lub zbyt wielkimi - w naszym rozumieniu - normami, jakie należałoby spełnić, sądząc, iż świętość jest czymś innym aniżeli nauką wyrażoną w Ewangelii. Teresa nie znajdowała w sobie dość siły, aby iść drogą wielkich pokutników czy też drogą świętych pełniących wielkie czyny. Teresa odkrywa własną, w pełni ewangeliczną drogę do świętości. Jej pierwsze odkrycie dotyczy czasu: nie powinniśmy odsuwać naszego kochania Boga na jakąś nawet najbliższą przyszłość. Któraś z sióstr w klasztorze w Lisieux „oszczędzała” siły na męczeństwo, które notabene nigdy się nie spełniło. Dla Teresy moment kochania Boga jest tylko teraz. Ona nie zastanawia się nad przyszłością, gdyż może się czasami wydawać zbyt odległa lub zbyt trudna. Teraz jest jej ofiarowane i tylko w tym momencie ma możliwość kochania Boga. Przyszłość może nie nadejść. „Dobry Bóg chce, bym zdała się na Niego jak maleńkie dziecko, które martwi się o to, co z nim będzie jutro”. Czasami myśl o wielu podobnych zmaganiach w przyszłości nie pozwala nam teraz dać całego siebie. Zatem właśnie chwila obecna i tylko ta chwila się liczy. Łaska ofiarowania czegoś Bogu lub przezwyciężenia jakiejś pokusy jest mi dana teraz, na tę chwilę. W chwili wielkiego duchowego cierpienia Teresa pisze: „Cierpię tylko chwilę. Jedynie myśląc o przeszłości i o przyszłości, dochodzi się do zniechęcenia i rozpaczy”. Rozważanie, czy w przyszłości podołam podobnym wyzwaniom, jest brakiem zdania się na Boga, który mnie teraz wspomaga. „By kochać Cię, Panie, tę chwilę mam tylko, ten dzień dzisiejszy jedynie” - pisze Teresa. Jest to pierwsza cecha realizmu jej ducha - realizmu ewangelicznego, gdyż Chrystus mówi nieustannie o gotowości i czuwaniu. Ten, kto zaniedbuje teraźniejszość, nie czuwa, bo nie jest gotowy. Wkłada natomiast energię w marzenia, a nie w to, co teraz jest możliwe do spełnienia. Chrystus przychodzi z miłością teraz. To skoncentrowanie się na teraźniejszości pozwala Teresie dostrzec wszystkie możliwe okazje do kochania oraz wykorzystać je. Do tego jednak potrzebne jest spojrzenie nacechowane wiarą, iż ten moment jest darowany mi przez Boga, aby Go teraz, w tej sytuacji kochać. Nawet gdy sytuacja obecna jawi się w bardzo ciemnych barwach, Teresa nie traci nadziei. „Słowa Hioba: Nawet gdybyś mnie zabił, będę ufał Tobie, zachwycały mnie od dzieciństwa. Trzeba mi jednak było wiele czasu, aby dojść do takiego stopnia zawierzenia. Teraz do niego doszłam” - napisze dopiero pod koniec życia. Teresa poznaje, że wielkość czynu nie zależy od tego, co robimy, ale zależy od tego, ile w nim kochamy. „Nie mając wprawy w praktykowaniu wielkich cnót, przykładałam się w sposób szczególny do tych małych; lubiłam więc składać płaszcze pozostawione przez siostry i oddawać im przeróżne małe usługi, na jakie mnie było stać”. Jeśli spojrzeć na komentarz Chrystusa odnośnie do tych, którzy wrzucali pieniądze do skarbony w świątyni, to właśnie w tym kontekście możemy uchwycić zamysł Teresy. Nie jest ważne, ile wrzucimy do tej skarbony, bo uczynek na zewnątrz może wydawać się wielki, ale cała wartość uczynku zależy od tego, ile on nas kosztuje. Zatem należy przełamywać swoją wolę, gdyż to jest największą ofiarą. Przezwyciężając miłość własną, w całości oddajemy się Bogu. Były chwile, gdy Teresa chciała ofiarować Bogu jakieś fizyczne umartwienia. Taki rodzaj praktyk był w czasach Teresy dość powszechny. Jednak szybko się przekonała, że nie pozwala jej na to zdrowie. Było to dla niej bardzo ważne odkrycie, gdyż utwierdziło ją w przekonaniu, że nie trzeba wiele, aby się Bogu podobać. „Dane mi było również umiłowanie pokuty; nic jednak nie było mi dozwolone, by je zaspokoić. Jedyne umartwienia, na jakie się zgadzano, polegały na umartwianiu mojej miłości własnej, co zresztą było dla mnie bardziej pożyteczne niż umartwienia cielesne”. Teresa nie wymyślała sobie jakichś ofiar. Jej zadaniem było wykorzystanie tego, co życie jej przyniosło. Umiejętność docenienia chwili, odkrycia, że wszystko jest do ofiarowania - tego uczy nas Teresa. My sami albo narzekamy na trudny los i marnujemy okazję do ofiarowania czegoś trudnego Bogu, albo czynimy coś zewnętrznie dobrego, ale tylko z wygody, aby się komuś nie narazić lub dla uniknięcia wyrzutów sumienia. Intencja - to jest cały klucz Teresy do świętości. Jak wyznaje, w swoim życiu niczego Chrystusowi nie odmówiła, tzn. że widziała wszystkie okazje do czynienia dobra jako momenty wyznawania swojej miłości. Inną cechą, która przybliża ją do nas, jest naturalność jej modlitwy. Teresa od Dzieciątka Jezus, która jest córką duchową św. Teresy od Jezusa, jest jej przeciwieństwem odnośnie do szczególnych łask na modlitwie. Złożyła nawet z tych łask ofiarę, bo czuła, że w nich można szukać siebie. Jej życie modlitwy było często bardzo marne, gdyż zdarzało się jej zasypiać na modlitwie. Po przyjęciu Komunii św. zamiast rozmawiać z Bogiem, spała. Nie dlatego, że chciała, ale dlatego, że nie potrafiła inaczej. Ważny jest fakt, iż nie martwiła się za bardzo swoją nieumiejętnością modlenia się. Wierzyła, że i z takiej modlitwy Chrystus jest zadowolony, gdyż ona nie może Mu ofiarować nic więcej poza swoją słabością. Aby się przekonać, jak daleko lub jak blisko jesteśmy przyjmowania Ewangelii w całej jej głębi, zastanówmy się, jak podchodzimy do niechcianych prac, mniej wartościowych funkcji, momentów, gdy nie jesteśmy doceniani, a nawet oskarżani. Czy widzimy w tym okazję, aby to wszystko ofiarować Chrystusowi, czy też walczymy o to, aby postawić na swoim lub zwyczajnie zachować twarz? Jak postępujemy wobec osób, które są dla nas przykre? Czy je obgadujemy, czy też widzimy w tym okazję, aby im pomóc w drodze do Boga? Teresa powie, gdy nie może już przyjmować Komunii św. ze względu na zaawansowaną chorobę, że wszystko jest łaską. Czy każda trudna sytuacja, trudny człowiek jest dla mnie łaską?
CZYTAJ DALEJ

Leon XIV: przed Bogiem zdamy sprawę z troski o bliźnich i świat stworzony

2025-10-01 17:47

[ TEMATY ]

Leon XIV

Monika Książek

„Bóg zapyta nas, czy pielęgnowaliśmy i dbaliśmy o świat, który stworzył (por. Rdz 2, 15), dla dobra wszystkich i przyszłych pokoleń, oraz czy troszczyliśmy się o naszych braci i siostry” - stwierdził Ojciec Święty podczas konferencji zorganizowanej w 10. rocznicę publikacji encykliki Laudato si’ w Centrum Mariapoli w Castel Gandolfo.

Zanim przejdę do kilku przygotowanych uwag, chciałbym podziękować dwojgu przedmówcom, [Arnoldowi Schwarzeneggerowi i Marinie Silva - brazylijska minister środowiska i zmian klimatycznych - przyp. KAI], ale chciałbym dodać, że jeśli rzeczywiście jest wśród nas dziś po południu bohater akcji, to są to wszyscy, którzy wspólnie pracują, aby coś zmienić.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję