MARIUSZ RZYMEK: – Pochodzący z Gilowic bokser Tomasz Adamek znany jest m.in. z tego, że codziennie odmawia Różaniec. Ty jesteś równie religijny?
KRZYSZTOF BIEGUN: – Różańca codziennie nie odmawiam. Wierzę jednak mocno i praktykuję. Gdy jestem za granicą i zawody w tym nie przeszkadzają, to w niedzielę jestem w kościele na Mszy św.
– Skoki są sportem dużego ryzyka. Znak krzyża czyniony przed startem ma to ryzyko zminimalizować?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Ja bez znaku krzyża nie skaczę. Zanim jednak go zrobię, proszę Boga o bezpieczny skok i o pomoc w realizacji trenerskich wskazówek. To dla mnie bardzo ważny gest i nie czynię go na pokaz.
– Jesteś wychowankiem Parafialnego Klubu Sportowego „Olimpijczyk” Gilowice. Ta informacja nie wywołała żadnych sensacji w środowisku, w którym się obracasz?
– Nie, bo moi koledzy to też wierzący i praktykujący katolicy. To, że uczyłem się skoków w takim miejscu nikomu z nich zupełnie nie przeszkadza. Według mnie to bardzo fajnie, że istnieje taki klub, który jest jedyny w swoim rodzaju. On, przez to, że jest parafialny bardzo się wyróżnia, bo drugiego takiego nie ma w całej Polsce.
– Okres zimowy wypełniony jest świętami kościelnymi. Czy choć niektóre z nich udaje Ci się spędzić w rodzinnym gronie?
Reklama
– Wigilię i Boże Narodzenie spędzam w domu. Tuż przed świętami są jednak jedne zawody, a w św. Szczepana następne. Akurat w drugi dzień świąt kadra wyjeżdża na Turniej Czterech Skoczni, więc długo w domu miejsca nie udaje się zagrzać.
– W Wigilię wrzucasz na luz?
– Nie do końca. Tego dnia też trzeba pracować nad dynamiką, motoryką i siłą. Są to jednak takie ćwiczenia, które idzie wykonać koło domu. Zajmuje to ok. 1,5 godz. Kiedy jest się w rytmie treningowym i trenuje się trzy razy dziennie, wtedy taki jednorazowy wysiłek nie jest dla mnie żadnym wyzwaniem.
– W wigilijną wieczerzę staropolski obyczaj nakazuje skosztować wszystkiego, co tylko jest na stole. Ty tymczasem musisz przed zawodami skrupulatnie liczyć kalorie. Jak sobie radzisz z tą sprzecznością?
– Po trochu kosztuję każdej potrawy. W większych ilościach niczego nie jem i moja mama to rozumie. Wie, że muszę uważać na wagę i stara się mi w tym pomóc. Już dawno przyzwyczaiła się, że nawet przy takich okazjach jak wieczerza wigilijna, dużo jadł nie będę.
– Za jaką potrawą, którą ze względu na sportową dietę musiałeś odstawić, tęsknisz najbardziej?
– Raz do roku trzeba zjeść to, na co się ma ochotę. Inaczej można by było oszaleć. Na co dzień unikam dań tłustych, mięsa w panierce i ciast. Zamiast majonezu używam w sałatkach oliwy z oliwek, jem dużo ryb i drobiu. Po prostu staram się zdrowo odżywiać.
– Jaki cel stawiasz sobie w tym sezonie?
– Nie myślę o zdobyciu konkretnego miejsca. Bardziej zależy mi na tym, abym skakał równo i dobrze. Jeśli tylko to się powiedzie, wtedy wyjazd na Mistrzostwa Świata stanie się bardzo realny. A jak już tam będę, to z pewnością nie po to, żeby asystować. Liczę też, że z każdym kolejnym konkursem coraz lepiej będą prezentować się moi reprezentacyjni koledzy. Taki słaby początek sezonu nie oznacza, że wszystko jest już stracone. Drużyna może się jeszcze rozkręcić i dołączyć do walki o najwyższe cele.