WOJCIECH DUDKIEWICZ: – Często Pan bywa w Warszawie?
ANDRZEJ DUDA: – Dość często, raz na tydzień, raz na dwa tygodnie.
– Gdy zostanie Pan prezydentem, będzie musiał Pan przenieść się do stolicy na stałe. To będzie musiał być ból dla Krakusa?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Mieszkałem w Warszawie przez cztery lata. Najpierw przez prawie półtora roku, kiedy pełniłem funkcję wiceministra sprawiedliwości, pięć dni w tygodniu spędzałem w Warszawie, to była normalna, codzienna praca. No, a potem – gdy zostałem ministrem w kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego – przez dwa i pół roku, znów codziennie, od poniedziałku do piątku.
– Przywykł Pan do Warszawy?
– Można powiedzieć, że jestem do niej przyzwyczajony, ale także bardzo to miasto lubię. Zresztą, nie jest mi obce, mam korzenie rodzinne warszawskie. Mój dziadek – od strony mamy – był warszawiakiem.
– Za co pan Warszawę lubi?
– Może za to, że jest trochę inna od Krakowa. Szersze są ulice, wszystko jest bardziej wielkomiejskie, wszystko jest jak w wielkiej metropolii. Myślę, że kiedyś, gdy miałem opory przed Warszawą – bo i tak było, gdy tu jeszcze nie pracowałem, tylko bywałem – to z tego powodu, że wydawała mi się taka wielka, i że odległości były dużo większe niż w Krakowie. Ba! To było przygniatające, gdy się tu tylko na chwilę przyjeżdżało. Ale gdy tu mieszkałem, absolutnie mi ta wielkość nie przeszkadzała, przeciwnie, mam tu sporo prawdziwych przyjaciół. Także tych, którzy kiedyś wyjechali z Krakowa i tu się osiedlili, bo tak ich życie się potoczyło, znaleźli tu pracę itp. Podsumowując: proszę mi wierzyć, że nie będę miał z problemu z przeniesieniem się do Warszawy.