Reklama

Wywiady

Pewnie modli się za nasz naród

O osobie i pracy duszpasterskiej bp. Stefana Wyszyńskiego w archidiecezji lubelskiej – z arcybiskupem seniorem tej diecezji Bolesławem Pylakiem rozmawia ks. Ireneusz Skubiś

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

KS. IRENEUSZ SKUBIŚ: – Diecezja lubelska, słynna z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, zawsze niezwykle współbrzmiała z Kościołem w Polsce. Dziś tkwi swymi korzeniami w decyzjach Księdza Arcybiskupa, znaczącego pasterza tego terenu – pamiętam, gdy Ekscelencja odchodził na emeryturę (1997 r.), „Niedziela” ze swym lubelskim dodatkiem rozchodziła się w Waszej diecezji w liczbie 17 400 egzemplarzy! Ekscelencja był następcą bp. Stefana Wyszyńskiego, późniejszego wielkiego prymasa Polski. Jak Ksiądz Arcybiskup go zapamiętał?

ABP BOLESŁAW PYLAK: – Zawsze doceniałem wartość słowa drukowanego – to zapewne zasiew prymasa Wyszyńskiego, który sam był pisarzem i publicystą i jako ordynariusz lubelski bardzo zabiegał o korzystanie z katolickiej prasy, zalecał księżom zakładanie bibliotek i czytelni. Coś z tego we mnie zostało.
Mówiąc o prymasie Wyszyńskim, muszę wrócić do czasu jego współpracy jako biskupa z bp. Zdzisławem Golińskim, w 1947 r. konsekrowanym na jego pomocnika w Lublinie. Stanowili wspaniały duet duszpasterski. W czasach uwięzienia prymasa w Komańczy bp Goliński otrzymał od niego list, w którym pisał, że dobrze się pracowało w Lublinie, że diecezję lubelską ukochał i że tam było dla niego pole doświadczalne w pracy biskupiej. I rzeczywiście, kiedy po dwóch latach i 8 miesiącach przeszedł do Warszawy, jego styl duszpasterzowania rozszerzył się na całą Polskę. W diecezji lubelskiej pracował krótko, ale dokonał wielkiego dzieła.
Był znany w Lublinie, na KUL-u studiował w latach 1925-29 prawo kanoniczne i nauki społeczno-ekonomiczne, zrobił doktorat na temat: „Prawa rodziny, Kościoła i państwa do szkoły”. Działał wśród studentów, tworzono wówczas Stowarzyszenie Katolickiej Młodzieży Akademickiej „Odrodzenie”, które pracowało przez wiele lat, a on był duszą tego ruchu, udzielał się również w „Bratniaku” oraz pracował w diecezji. Później wrócił do Włocławka i tam bardzo skutecznie działał społecznie, wykładając w Wyższym Seminarium Duchownym oraz działając m.in. w Związku Robotników Chrześcijańskich, wykładając na Uniwersytecie Robotniczym. W 1939 r., kiedy przyszli Niemcy, jako znany ksiądz był narażony na aresztowanie. Zresztą 1/3 księży na Ziemiach Zachodnich zginęła w okresie okupacji niemieckiej. Biskup włocławski Michał Kozal radził mu więc wyjechać. I wtedy przyjechał do Lublina. W 1940 r. zamieszkał pod Lublinem, w parafii Nasutów – była tam część majątku Zamoyskich. Jakiś czas tam przebywał, oczywiście pod zmienionym nazwiskiem, bo gestapo go szukało, a później przeniósł się do rezydencji Zamoyskich w Kozłówce.
W 1941 r. – ponieważ fizycznie nie był za mocny, groziła mu gruźlica – wyjechał do Zakopanego. Tam w pewnej chwili góral poradził mu, by wyjechał z miasta, gdyż jest poszukiwany. Nie wrócił już do Kozłówki, bo w tym czasie gestapo aresztowało Zamoyskiego i uwięziło go w obozie koncentracyjnym. To samo byłoby z Wyszyńskim. Zatrzymał się w miejscowości Żułów k. Krasnegostawu. Właściciel Żułowa ofiarował majątek siostrom z Lasek, które troszczyły się o ociemniałych. Warunki mieszkaniowe były bardzo skromne, ale pracował dla sióstr i ociemniałych przez cały rok. Dopiero w 1942 r. wyjechał do Lasek i tam był kapelanem sióstr w zakładzie dla ociemniałych, był też kapelanem szpitala akowskiego, podczas Powstania Warszawskiego opatrywał rannych. W Laskach przeżył straszliwe czasy. Później wyjechał do Włocławka, gdzie był wicerektorem seminarium. Księży było mało – Niemcy wymordowali ich wielu – miał dużo pracy w duszpasterstwie, wydawał też „Ateneum Kapłańskie”. Był człowiekiem pióra, a jego główne zainteresowania to sprawy społeczne. Na tamte czasy było to bardzo ważne, bo Polska przeżywała przeobrażenia komunistyczne.
W 1946 r. Ojciec Święty Pius XII mianował ks. prof. Wyszyńskiego biskupem lubelskim. Byłem wtedy w seminarium lubelskim na trzecim roku. Modliliśmy się bardzo o nowego biskupa i radość nasza była wielka, kiedy przyszedł do nas ks. Wyszyński – człowiek Boży i taki ludzki, bezpośredni. Przychodził bardzo często do seminarium, interesował się nami. Żeby mu usłużyć, wyświęcono z naszego kursu (liczył 11 kleryków) trzech diakonów, wśród których byłem i ja. Jeździliśmy z bp. Wyszyńskim w teren, i to nieraz na całe tygodnie. Był bardzo aktywny, nawiedzał zwłaszcza nasze południowo-wschodnie tereny, zniszczone przez bandy ukraińskie, przez Niemców; Zamojszczyzna była skolonizowana przez Niemców.
Jeżdżąc z bp. Wyszyńskim, podpatrywałem jego pracę. To był człowiek ogromnej pracy. Był uzdolniony, miał dar organizacyjny, był świetnym teologiem, ale też umiał teologię realizować w konkretnych sytuacjach i warunkach. To był prawdziwy talent duszpasterski. Różnie się o nim mówi: dyplomata – pewnie ubowcy tak mówili, socjolog, kaznodzieja, ale to był najpierw duszpasterz, choć wszystkie te określenia są bardzo celne.
W tym czasie biskup był nam bardzo potrzebny. Diecezja była zniszczona, trzeba było wszystko odbudowywać, organizować kurię; spalona katedra, wiele zniszczonych kościołów. Seminarium za okupacji miało swoją siedzibę pod Lublinem, w Krężnicy Jarej. W 1945 r. wróciło do Lublina, jednak tylko do dawnego gmachu – nowy budynek najpierw był zajęty, a później stał pusty, lecz władze nie chciały go oddać. Bp Wyszyński robił wszystko, żeby go odzyskać. Dopiero, kiedy do Lublina miał przyjechać kard. Bernard Griffin, prymas Anglii, udało się przekonać władze i dały najpierw jedno piętro, a później cały gmach. Budynek był jednak bardzo zniszczony, bo na początku Niemcy mieli tam swój szpital, a potem zajęli go Sowieci. Odbudowywaliśmy go własnymi rękami, jeździliśmy do parafii zbierać ofiary na odbudowę, co nie było proste, bo ludzie byli biedni, okupacja wyniszczyła wszystkich, na seminarium zawsze jednak coś dali. Bogu dziękować, powoli wszystko odbudowaliśmy. A bp Wyszyński był tu niezastąpiony.
Jako diakon służyłem bp. Wyszyńskiemu. Pamiętam, kiedy miał przyjechać do diecezji, pisał do ks. Piotra Stopniaka: „Nie urządzajcie mi specjalnego mieszkania, wystarczy proste żelazne łóżko. Trzeba odbudowywać katedrę i diecezję”. Jego skromność i ubóstwo były uderzające. A już wielkim dla mnie przeżyciem było służyć mu do Mszy św. Czasami musiał odpocząć, gdy był chory – fizycznie nie był za mocny. Wtedy przynosiłem mu Komunię św. do jego sypialni. Pamiętam, że kiedyś w czasie Mszy św. zabrakło nam hostii. Jak to się stało – nie pamiętam. Pobiegłem wówczas do katedry po hostie, a on został przy ołtarzu i spokojnie czekał na mój powrót. Myślę, że się modlił. I co było zaskakujące – nie zdenerwował się, zachowywał się jak gdyby nigdy nic. Kiedyś też czegoś nie dopatrzyłem w pracy i później go przepraszałem, a on na to: „Czyś to chciał zrobić? Oczywiście, że nie”. Był bardzo ludzki, bliski, ale była w nim wielkość.

– Jaki był stosunek bp. Wyszyńskiego do KUL-u?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– KUL był jego oczkiem w głowie. Nawet jego ingres zaczął się powitaniem na KUL-u. Podkreślał, że na KUL-u dużo skorzystał. Na jego powitanie w katedrze przybyło z Lublina ok. 50 tys. ludzi! Później czytałem w ubeckich papierach, że ich to też zaskoczyło. Jako prymas zawsze przyjeżdżał na inaugurację roku akademickiego na KUL-u. W końcu sierpnia odbywały się Dni Społeczne – odprawiał Msze św. w kościółku uniwersyteckim, przemawiał. A miał wiele do powiedzenia, wszyscy słuchaliśmy go z zachwytem. Była Komisja Episkopatu ds. KUL-u, której on przewodniczył, bp Julian Wojtkowski był sekretarzem, a ja trochę pomagałem prymasowi. Bp Wyszyński chciał wiedzieć, jacy są klerycy, jacy profesorowie, kadra, warunki materialne, a w tamtym czasie władze robiły wszystko, żeby KUL się nie rozrastał. Wraz z ówczesnym rektorem ks. Antonim Słomkowskim, wspaniałym człowiekiem, stanowili niezwykły tandem przepełniony troską o KUL. Pamiętam – już jako biskup – jak przy Episkopacie istniała Komisja Maryjna powołana przez prymasa Wyszyńskiego (byłem jej członkiem), w ramach której powstawały nowe inicjatywy związane z pobożnością maryjną i wiele ogólnopolskich akcji duszpasterskich.
Kiedy kard. Wyszyński był umierający, w końcu maja 1981 r. zebrała się Rada Główna (8 biskupów). Przywieziono go do nas na wózku. Już bardzo słabiutki, powiedział: – Nie zostawiam wam jakiegoś konkretnego planu, idźcie drogą, którą szliśmy dotychczas, wcielajcie myśl Bożą w życie. Potem z każdym biskupem żegnał się osobiście. Podszedłem, schyliłem się ze łzami w oczach, bo było to dla mnie rozstanie bardzo bolesne, a on powiedział: – Bolciu, KUL był zawsze moją wielką troską... Odpowiedziałem, że i moją będzie. KUL to rzeczywiście była dla niego wartość wyjątkowa.

– W jaki sposób bp Wyszyński przystępował do odnowy diecezji?

– To było jego wielkie dzieło, dokonane w ciągu dwu lat. Dokonał wizytacji w 80 parafiach. Przyglądałem się tej pracy. Był bardzo dokładny i znakomicie rozumiał strukturę parafii. Później starał się nakreślić bardzo szczegółowy obraz parafii. Kiedy on to pisał? – myślę, że w nocy. Już jako ordynariusz wykorzystałem te własnoręcznie pisane przez bp. Wyszyńskiego protokoły i opracowałem książkę: „Stefan Wyszyński. Biskup Lubelski 1946-1949”.
Drugi mój akt wdzięczności to mniejsze opracowanie pt. „Maryjne drogi w życiu i działalności Prymasa Stefana Wyszyńskiego (1901-1981)”. Bo jego praca była w dużym stopniu pracą z Maryją, co nieraz mu zarzucano jako zbytni sentymentalizm czy pójście w ludowość. Ale on na to nie zważał i robił swoje. I to, że Polska wtedy przetrwała „czerwone morze”, to jest jego ogromna zasługa.
Jeśli chodzi o odbudowę – wtedy w narodzie była bieda, ale był wielki zapał wśród ludzi i wielka ich ofiarność. Polak Polakowi był bratem. Bieda też łączy. Kuchnia dla ubogich przy ul. Zielonej to jest jego dzieło, które działa do dzisiaj – w tamtym czasie korzystali z niej także nauczyciele i studenci. W tych warunkach bp Wyszyński tworzył Caritas – wspaniałą organizację, wtedy bardzo skuteczną, później zlikwidowaną przez władze, które obawiały się wpływu Kościoła przez pomoc ludziom. Ale to cały problem. Ileż by można mówić o duszpasterskich poczynaniach bp. Wyszyńskiego! Wszystko ożywił: III Zakon Franciszkański, Sodalicję Mariańską, Krucjatę Eucharystyczną, Różaniec – stworzył specjalną komisję maryjną ds. Różańca. Był synem organisty, więc organiści też się „obudzili”, były różne koncerty pieśni, działały chóry kościelne – wszystko odżyło. Odbywały się rejonowe różańcowe kongresy w Lublinie, w Krasnobrodzie – to wszystko pięknie się rozwijało. I on był duszą tego wszystkiego.
Oczywiście, w ciągu 2 lat i 8 miesięcy nie wszystko udało się zrobić. Kiedy zostałem jego następcą, w jakiejś mierze realizowałem jego dawne zamiary, kiedyś powiedział mi nawet prywatnie: „Robisz po cichu to, co ja zamierzałem”. Myślę, że miał wtedy na myśli koronację Matki Bożej w Wąwolnicy. Przygotowaliśmy potem koronację Matki Bożej w Janowie Lubelskim, w Chełmie, Matki Bożej Kazimierskiej – to wszystko jego posiew. Pewnie nie dorastałem do jego możliwości, ale odczytywałem jego plany i rozumiałem jego ducha. I na miarę możliwości staraliśmy się współpracować z łaską Bożą. Wybudowaliśmy 401 kościołów i kaplic, co na tamte czasy było wprost cudem. Mówiłem już o wielkim braku księży. Była zresztą specjalna ubecka komórka, która miała utrudniać młodym pójście do seminarium. Ale faktycznie Matka Boża była szefową od powołań. Pamiętam, że na początku na I rok zgłosiło się 39 kandydatów, a pod koniec było ich 74. Dzisiaj często całe seminarium liczy ok. 100 kleryków. To Matka Boża, to łaska Boża, my jesteśmy tylko narzędziami...
Kończąc te moje wspomnienia, muszę podkreślić, że bp Wyszyński, późniejszy prymas, to był wielkiej klasy duszpasterz i teolog, doskonale znający sytuację w naszym kraju i odznaczający się wielkim talentem duszpasterskim. Kapłan niesamowicie pracowity, bliski człowiekowi. Nadzwyczajny patriota, który powiedział: „Ojczyznę kocham bardziej niż własne serce, a jeżeli coś czynię dla Kościoła, to czynię to dla Ojczyzny”. I taka była prawda. Modlę się o jego beatyfikację. Modlę się także o to, bym dożył tej beatyfikacji, na którą on w pełni zasługuje, bo był to mąż Boży i bardzo ludzki.

– Stwierdzono już heroiczność cnót kard. Wyszyńskiego, czyli jest cud, a więc bardzo blisko do beatyfikacji. Ksiądz Arcybiskup z pewnością będzie jej świadkiem...

– Dałby Pan Bóg. Doczekaliśmy kanonizacji Jana Pawła II, a przecież z kard. Wyszyńskim stanowili wspaniały duet. Opatrzność Boża na czasy komuny dała nam dwóch wielkich świętych. Wszystko to łaska Boża! W każdej Mszy św. modlę się o beatyfikację kard. Stefana Wyszyńskiego. Mam tu, w pokoju, jego obraz, nabyłem go kiedyś na wystawie w katedrze. Patrzy na mnie, zamyślony. Pewnie modli się za nasz naród, bo zdajemy trudny egzamin. Obyśmy z Bożą pomocą zdali go jak najlepiej.

2014-05-27 15:51

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Prymas Polski: film "Tylko nie mów nikomu" nie jest atakiem na Kościół

[ TEMATY ]

prymas Polski

nadużycia seksualne

„Tylko nie mów nikomu”

Episkopat.news

Nie widzę w tym filmie żadnego ataku na Kościół, wręcz przeciwnie. Również abp Gądecki podziękował panu Sekielskiemu po obejrzeniu filmu. To jest jeszcze jeden element naszego zmagania się z pedofilią - powiedział w środę w Radiu Zet prymas Polski abp Wojciech Polak. Zapowiedział też, że na 22 maja zostanie zwołana Rada Stała Episkopatu Polski, a jej tematem będzie kwestia wykorzystywania seksualnego małoletnich w Kościele.

Niemal godzinna rozmowa na antenie Radia Zet poświęcona była przede wszystkim problemowi wykorzystywania małoletnich w Kościele. Prymas Polski poinformował, że w ostatniej chwili odwołał swój wylot do Korei Płd., gdzie miał wziąć udział w międzynarodowej konferencji na temat umacniania pokoju na Półwyspie Koreańskim.

CZYTAJ DALEJ

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

Biskup Świdnicki zachęca do modlitwy za tegorocznych maturzystów

2024-04-28 19:24

[ TEMATY ]

bp Marek Mendyk

matura

Bożena Sztajner/Niedziela

W obliczu zbliżających się egzaminów maturalnych Biskup Świdnicki bp Marek Mendyk wystosował specjalną zachętę do wiernych, aby wspierali młodzież maturalną w ich duchowej i intelektualnej podróży.

W okresie, który dla wielu młodych osób jest czasem stresu i niepewności, biskup prosi o modlitwy, które mogą dodać maturzystom siły i pewności siebie.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję