Reklama

Niedziela Sosnowiecka

Pan Bóg ma swoje plany...

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Półsierota wcześnie oddany krewnym, pochodził z niewielkiej wioski położonej na krańcach obecnej diecezji sosnowieckiej. Częściej czuł na grzbiecie razy pryncypała niż sytość w żołądku. Jasne momenty jego życia to niedzielna Msza św. w kościele parafialnym, gdzie nieporadnie powtarzał zasłyszane pacierze i do woli pasł oczy pięknem świątyni.

Edukację ukończył na trzeciej klasie podstawówki. Nie zaznał serca i ciepła rodzinnego domu. Wybuchła wojna. Młody wówczas chłopak został powołany do junaków. Uciekł z transportu i przez dwa lata wałęsał się po okolicy. Przywykł do niewygód i niebezpieczeństwa, stał się zadziorny i agresywny. Później, już po wojnie, jako ochotnik Milicji Obywatelskiej nie rozstawał się z bronią. Pierwszy raz w życiu poczuł się ważny. Jednak długo nie zagrzał tam miejsca, zwolnił się i wrócił na ojcowiznę. Zdobyty prestiż pozostał. Szła za nim fama zawadiaki i duszy towarzystwa, lubił się wyszumieć, zaimponować...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Ze wsi do miasta

W sąsiedniej wsi poznał dziewczynę z bogobojnej, zacnej rodziny, osiadłej na niemałym gospodarstwie. Wkrótce zostali małżeństwem; pojawiły się dzieci. Roboty było co niemiara, więc dotychczasowy hulaka harował od świtu do nocy. Jednak wyładowywał agresję na żonie, która dla niego przestała być już piękną, atrakcyjną dziewczyną. Była matką trojga dzieci – zalatana, zaniedbana nie miała czasu na nic. Poza tym on, nadal przystojny i ponętny, zaczął wracać do kawalerskich czasów. Inne kobiety były mu pociechą. Ich małżeństwo dopadł kryzys... Wyprowadzili się na peryferie wielkiego miasta.

Bez Boga

Przez długie lata ich miejskie życie było trudne i ubogie, ale brnęli naprzód rozpędem i siłą młodości pokonując przeszkody. Już od dłuższego czasu pracował w fabryce jako robotnik. Powoli piął się w zakładowej hierarchii. Zdobywał doświadczenie i uznanie. A że czasy były takie, że liczyła się ilość, przyjęto go do partii. Czerwoną legitymację przyjął jako wyróżnienie. Nosił pierwszomajowe szturmówki, nasiąkał ideologią komunistyczną. Zaczął pełnić odpowiedzialne funkcje w aparacie, decydować. Prosty, bezkrytyczny umysł łatwo było zbałamucić. Wszystkie socjalistyczne doktryny zasłyszane na szkoleniach politycznych czy w uległych mediach przyjmował jako prawdy oczywiste i ostateczne. Nieustępliwą walkę państwa z Kościołem traktował jako konieczną.

Reklama

Boga nie było w jego sercu. Odrzucił wszystko co trochę pamiętał z dzieciństwa i to, czego nauczył się we wczesnym etapie małżeństwa od żony i jej rodziny. A ona? Cierpiała, płakała, ale mimo to darzyła miłością. „Męczennica...” – powtarzał z ironią. Był trudny we współżyciu, wszyscy drżeli, gdy wracał do domu, ponieważ pewna była awantura. Nikt nie śmiał nawet oczu podnieść, gdy był rozwścieczony.

Zbliżało się jakieś niesamowicie ważne święto partyjne. Odwiedziny kolegów-towarzyszy. Wielka biba zakrapiana dużą ilością alkoholu. „Ale co oni pomyślą, że u nas tyle świętości. Zdejmiemy ze ścian krzyże i obrazki” – powiedział do żony. I to była ta kropla, która przerwała milczenie rodziny. „Za nic w świecie. Choćbyś mnie zabił, tego nie zrobisz!” – krzyczała. Zaskoczenie taką postawą, to jedyne, co wówczas czuł. Sam się nie ważył. Walka z krzyżem zakończyła się fiaskiem. Jednak on nadal nie zmienił swojej postawy. Kolejne zebrania partyjnych kolesiów, zamroczenie, powrót do domu, awantury... Pojawiają się już wnuki, z których wydaje się być zadowolony, ale gdy jedna z jego córek po raz trzeci zachodzi w ciążę, bardzo mu się to nie podoba. Chce żeby usunęła dziecko, ale tu też przegrywa…

U kresu życia

Okazuje się jednak, że wszystko jest do czasu. I dla twardzieli Bóg ma swoje plany. Coraz gorsze samopoczucie, osłabienie, mniejsza ochota na imprezy, więcej czasu spędza przed telewizorem, pojawiają się bóle. Trzeba w końcu pójść do lekarza. Jestem zdrowy, całe życie byłem. Ale bóle stają się nie do wytrzymania. Mija kolejny rok. Wreszcie badania, wizyta u najlepszego specjalisty. A diagnoza brzmi jak wyrok: nowotwór złośliwy żołądka. Cała rodzina zamarła. Chory żyje w nieświadomości. Kolejne pobyty w szpitalu, powrót do domu, atak bólu i szpital.

Coś jest nie tak! Łagodnieje, wypytuje o wnuki, o ich sukcesy, o to co w domu, bo przez ostatnie tygodnie nie rozstaje się ze szpitalnym łóżkiem. „Ja już chyba z tego nie wyjdę” – mówi najbliższym, choć nadal zarzeka się, że nie chce księdza na swoim pogrzebie. Mijają kolejne dni. Starania rodziny o to, aby kapelan pojawił się w jego pokoju, skutkują. Nawet rozmawiają ze sobą. „Wiesz, przychodzi tu czasem ksiądz. Fajny facet. Można z nim pogadać” – wyznaje pewnego dnia swojej żonie. „To może byś się wyspowiadał, przecież całe życie tego nie robiłeś” – nieśmiałe podpowiedzi żony przerywa kolejny, potworny atak bólu. Leży kilka godzin nieprzytomny, jednak jest twardy. Bierze już morfinę, ale harda dusza w nim jeszcze gra. Dwa dni przed śmiercią dostępuje łaski sakramentu spowiedzi św. i przyjmuje Pana Jezusa do swojego serca. Jednak zapragnął Boga, a ten przyszedł do niego w śnieżnobiałym, małym opłatku. „Na ten moment czekałam całe życie” – tylko tyle, a może aż tyle mogła wydusić z zaciśniętego gardła ta, która autentycznie go kochała.

2014-02-20 13:02

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Jak św. Łukasz napisał o Bożym Narodzeniu

Niedziela Ogólnopolska 51/2013, str. 64-65

[ TEMATY ]

wiara

opowieści

Giovanni Francesco Barbieri/pl.wikipedia.org

Samar mieszkała w Damaszku i była córką bogatego kupca handlującego słynnym damasceńskim jedwabiem, zwanym adamaszkiem. Jej ojciec, pan Allef, zatrudniał specjalną krawcową, która z każdego zakupionego przez niego kuponu najwspanialszego jedwabiu szyła dla dziewczynki kolejną, zachwycającą kreację. Każdego ranka dziewczynka ubierała jedną z nich i zaraz po śniadaniu szła do sklepu ojca, by tam, jako swoista żywa reklama jego interesów, pomagać mu obsługiwać licznych zamożnych klientów. Pewnego dnia do sklepu pana Allefa przybył kupiec z dalekiego południa, który wyglądał na bardzo chorego. Człowiek ten, którego skóra przypominała kolorem cynamon, skarżył się, że zaszkodziły mu palestyńskie zimne noce. Tłumaczył, że wybierając się do Syrii po jedwab, nie poradził się znajomych kupców, jakie ubrania powinien przygotować na podróż, zabrał wyłącznie lekkie i w efekcie tego straszliwie się przeziębił. Samar, której serduszko było równie piękne jak jej jedwabne sukienki, zaproponowała natychmiast przybyszowi, że zaparzy dla niego rozgrzewający i uzdrawiający napój z imbiru, a gdy przybysz wypił go jednym tchem, wręczyła mu na odchodne ciepły, obszerny szal z wielbłądziej wełny. Cynamonowy kupiec ślicznie jej podziękował i odjechał w siną dal, a następnego poranka Samar obudziła się chora. Ojciec dziewczynki nie miał wątpliwości, że córka zaraziła się od przeziębionego cudzoziemca, a mama od razu zaparzyła Samar napar z imbiru. Wieczorem mała czuła się jeszcze gorzej niż rano, a następnego dnia była tak osłabiona, że zdawało się, że braknie jej sił, by oddychać. Pan Allef zamknął więc sklep i wyruszył do miasta na poszukiwania lekarza. Niestety, żaden z damasceńskich medyków nie potrafił powiedzieć, na co dziewczynka jest chora ani czym można byłoby ją leczyć. Jeden z nich opowiedział rodzicom Samar, że jeszcze dzień wcześniej był w mieście niejaki Łukasz, lekarz pochodzący z Antiochii Syryjskiej, który podobno potrafi uzdrawiać w cudowny sposób. – Czy to jakiś czarownik? – chciał wiedzieć pan Allef, bo dwa tysiące lat temu, kiedy Samar zachorowała, mnóstwo czarowników zajmowało się leczeniem chorych, a pan Allef wyjątkowo im nie ufał. – Nie, to żaden czarownik, to jeden z chrześcijan – odparł damasceński lekarz. Pan Allef słyszał o chrześcijanach. Słuchał nawet kiedyś w mieście nauk niejakiego Pawła z Tarsu, który zapewniał, że na ziemię zstąpił w ludzkim ciele Syn Boży, że został ukrzyżowany za grzechy ludzkości i że zmartwychwstał, zadając śmierć naszej śmierci. Kupcowi bardzo spodobały się wówczas słowa Pawła, ale, niestety, nie mógł długo słuchać, bo musiał zająć się sklepem. – Wiem, kim są chrześcijanie, słuchałem kiedyś przez kilka minut tego ich Pawła – rzekł ojciec Samar do swego rozmówcy, ten zaś uśmiechnął się szeroko i powiedział, że ów Łukasz z Antiochii jest przyjacielem Pawła.
Na szcz[cie Aukasz nie opu[ciB jeszcze Damaszku, a pan Allef nie tylko zdoBaB go odnalez, ale tak|e przyprowadziB go do Samar.  Czy wiesz, jak mnie wyleczy?  zapytaBa go dziewczynka ledwie sByszalnym gBosem. Ale lekarz z Antiochii równie| nie byB pewien, co maBej damie dolega. PodejrzewaB, |e cudzoziemiec mógB zarazi j jak[ obc, zakazn chorob.  Wiem, kogo mog poprosi, by pomógB mi ciebie wyleczy, i wierz, |e On mi nie odmówi  u[miechnB si w odpowiedzi chrze[cijaDski lekarz.  A kto to taki?  Samar, cho byBa bardzo osBabiona, chciaBa wiedzie, o kim mówi jej lekarz.  To najlepszy lekarz [wiata. Ma na imi Jezus. UleczyB wielu chorych, dla których nie byBo nadziei. Na przykBad pewn dziewczynk, która byBa córeczk przeBo|onego synagogi o imieniu Jair. Kiedy wszedB do jej domu, domownicy pBakali i mówili: Panie, spózniBe[ si, dziewczynka umarBa. A On odparB: nie umarBa, tylko [pi. Potem usiadB przy niej na Bó|ku, ujB j za rk i powiedziaB: Tabita kum!. Co znaczy: dziewczynko, wstaD! A ona otworzyBa oczy i usiadBa. WyzdrowiaBa.  Ojej!  oczy Samar zal[niBy przez sekund z wra|enia.  Czy ten Jezus mieszka w Damaszku?  chciaBa wiedzie.  Nie, mieszka w niebie  wci| u[miechaB si Aukasz.  A zostawiB ci mo|e jakie[ receptury na lekarstwa dla ci|ko chorych albo nauczyB ci, jak przywraca im zdrowie?  zapytaBa dziewczynka.  Tak  odparB tajemniczym tonem.  Bd przychodziB do ciebie codziennie, dopóki nie wyzdrowiejesz, bd ci podawaB specjalnie robiony lek i razem z tob bd prosiB Go, by zechciaB ci wyleczy. Samar spojrzaBa na Aukasza zdziwiona  Jak to: razem ze mn bdziesz Go prosiB? To On tu bdzie przychodziB z tob? Aukasz w odpowiedzi uniósB wskazujcy palec ku górze:  Jezus mieszka w niebie, a my bdziemy Go prosi o zdrowie dla Ciebie, modlc si. On wszystko [wietnie bdzie sByszaB. I tak wBa[nie si staBo. Aukasz odwiedzaB Samar codziennie, przynoszc jej specjalnie dla niej robione lekarstwo, a gdy tylko je przyjBa, razem z ni modliB si, proszc Jezusa, by wyzdrowiaBa. I tak Samar ka|dego dnia czuBa si lepiej, a nim Aukasz opu[ciB jej dom, prosiBa, by opowiedziaB krótkie historie o uzdrawianych przez Jezusa ludziach. W ten sposób usByszaBa opowie[ci o tym, jak Jezus uleczyB trdowatych, czBowieka z uschB rk, kogo[ gBuchoniemego, dwóch [lepców, kobiet cierpic na krwotok, pewnego paralityka, a nawet poznaBa histori o tym, jak ten Najlepszy z Lekarzy przywróciB do |ycia umarBego i zBo|onego w grobie Aazarza.  Pikne s te historie!  stwierdziBa, bdc ju| prawie zdrow.  Jednak zastanawiam si Aukaszu, czy nie boisz si, |e pewnego dnia je po prostu zapomnisz? Kto je bdzie wtedy opowiadaB? Od kogo dowiedz si o nich inni ludzie? Nie my[laBe[ nigdy, |eby je po prostu wszystkie spisa? Aukasz roze[miaB si.  Nie tylko my[laBem, |eby je spisa, ale wikszo[ z nich ju| spisaBem! Powiem ci nawet wicej, mam zamiar opisa caB histori |ycia Jezusa, Jego nauki, cuda, no i oczywi[cie histori Jego zmartwychwstania. Samar spojrzaBa badawczo na Aukasza.  A napiszesz równie| o tym, jak Jezus byB maBy?  zapytaBa. Lekarz z Antiochii popatrzyB na sw maB pacjentk zdumiony.  Nigdy nie przyszBo mi to do gBowy, ale mo|e z tego powodu, |e wszystko, co najwa|niejsze, wydarzyBo si w Jego |yciu, kiedy byB ju| dorosBy.  No tak, ale  nie dawaBa za wygran Samar  nie byBoby dorosBego Jezusa bez Jezusa chBopca, a nawet Jezusa niemowlcia. Ja, jako dziewczynka, bardzo chtnie dowiedziaBabym si, jak to byBo, gdy Syn Bo|y, bo przecie| Jezus nim wBa[nie byB, byB maBy, tak jak ja teraz. Poza tym jestem pewna, |e mnóstwo innych dzieci te| bardzo chtnie by wysBuchaBo opowie[ci o Jego dzieciDstwie! Aukasz najpierw gBboko si zamy[liB, a potem obiecaB Samar, |e rozwa|y jej pomysB. Kilka dni pózniej, upewniwszy si, |e |yciu i zdrowiu córki kupca Allefa nie grozi ju| |adne niebezpieczeDstwo, opu[ciB miasto, by gBosi Ewangeli w innych krainach. MinB rok i w sklepie pana Allefa pojawiB si jeden z miejscowych chrze[cijan. Wyja[niB, |e widziaB si z Aukaszem w Jerozolimie i
uśmiechnęła się do siebie samej z zadowoleniem i szepnęła: – My też się codziennie za ciebie modlimy, Łukaszu.
Św. Łukasz jako jedyny z czterech Ewangelistów opisał tak obszernie i szczegółowo historię narodzin i dzieciństwa Pana Jezusa. O małym Jezusie pisze również św. Mateusz, ale jego opowieść jest znacznie krótsza i dotyczy zdarzeń, o których nie wspomina Łukasz. Ale to już temat na inne opowiadanie świąteczne!...

CZYTAJ DALEJ

Wielkopolskie lekcje pokory

2024-05-05 13:08

[ TEMATY ]

Ryszard Czarnecki

Archiwum TK Niedziela

Jeżdżąc teraz intensywnie po Wielkopolsce zawsze znajduję czas, aby choć na chwilę w różnych miejscowościach znaleźć się tam, gdzie czas płynie inaczej, bo w rytmie wieczności. Katolickie świątynie: niektóre jeszcze z zachowanymi elementami architektury romańskiej czy gotyckiej, inne pamiętające czasy baroku, wreszcie niektóre budowane w wieku XIX i później.

Jednak połączone, powiem niezwykłym w tym miejscu językiem matematycznym: „wspólnym mianownikiem”. Przybywają tu ludzie bardzo bogaci i niezamożni, bardzo wiekowi i na ramionach rodziców, ludzie „różnych stanów” jakby to powiedziano w I Rzeczypospolitej czy też „różnych klas” ,jakby to ujęli „marksiści”. I są tu razem. Być może, a nawet prawie na pewno jest to jedyne miejsce, gdzie mogą spotkać się i być wspólnotą bez uprzedzeń, zawiści, negatywnych emocji. Czy idealizuję? Chyba nie.

CZYTAJ DALEJ

Życie bez łaski to życie bez radości

2024-05-05 19:16

Marzena Cyfert

Suma odpustowa ku czci Matki Bożej Łaskawej Patronki i Opiekunki Małżeństwa i Rodzin.

Suma odpustowa ku czci Matki Bożej Łaskawej Patronki i Opiekunki Małżeństwa i Rodzin.

W kościele św. Karola Boromeusza przeżywano odpust ku czci Matki Bożej Łaskawej Patronki i Opiekunki Małżeństwa i Rodzin. Tym samym rozpoczęło się przygotowanie do jubileuszu 30. rocznicy koronacji Cudownego Obrazu Matki Bożej Łaskawej.

Eucharystii przewodniczył bp Maciej Małyga, który udzielił młodzieży sakramentu bierzmowania.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję