Reklama

Świadectwa

Pani Marysia

W Roku Wiary myślimy więcej o tym, jak naszą więź z Bogiem pogłębiać. Z pomocą w tych poszukiwaniach przychodzą świadkowie, ludzie wiary - nie tylko wielcy święci, ale ci, których spotykamy w naszym życiu, których przykład utwierdza nas w wierze. Dziś wspominamy wyjątkową osobę, która 31 stycznia obchodziłaby swoje 97. urodziny.

Niedziela małopolska 4/2013, str. 6

[ TEMATY ]

świadkowie wiary

Agnieszka Konik-Korn

Maria Władyczanka, wieloletnia prezes krakowskiego „Iuventus Christiana”

Maria Władyczanka, wieloletnia prezes krakowskiego „Iuventus Christiana”

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Agnieszko, ja wiem, że mogłabym być twoją babcią, ale możesz mówić do mnie „Marysiu” - te słowa p. Marii Władyczanki zawsze będę wspominać z ciepłem w sercu i z uśmiechem na twarzy. Pani Marysia zmarła 21 maja 2012 r. w wieku 96 lat. W jej nekrologu czytamy: „Śp. Maria Władyczanka, nestorka rodziny Władyków. Maturzystka Gimnazjum Żeńskiego w Tczewie, absolwentka Wyższej Katolickiej Szkoły Społecznej w Poznaniu. Doktor nauk społecznych UJ. Podczas wojny sanitariuszka w Sancygniowie w Inspektoracie AK «Maria». Od młodości do ostatnich chwil życia czynnie związana z «Iuventus Christiana». Była osobą głębokiej wiary, ceniąc nade wszystko wartości patriotyczne i tradycje rodzinne. Szła przez swoje długie życie pełna pogody ducha i miłości, otoczona gronem oddanych Jej przyjaciół”.

Minęło kilka miesięcy od Jej odejścia. Jednak wspomnienia o tej wyjątkowej Osobie wracają - szczególnie teraz, w przeddzień rocznicy jej urodzin.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Panią Marysię dane nam było poznać, gdy byliśmy studentami. Zaproszono nas na spotkania działającej w Krakowie organizacji „Iuventus Christiana”. Pani Marysia pełniła wtedy funkcję prezesa „Iuventusu”. Do grupy kilkunastu starszych osób dołączyło kilkoro studentów. Było to dla nas wielkie wyróżnienie.

Po pierwszym spotkaniu Iuventus Christiana, w którym uczestniczyłam, wracałyśmy z panią Marysią razem do domu, w deszczowy, późny wieczór. Okazało się, że mieszka na moim osiedlu. Bywałam u niej nieraz, na początku sama, potem z mężem. Zawsze urzekała nas ogromna ilość książek w jej malutkim mieszkaniu. Co zapamiętałam z tych spotkań?

Przede wszystkim niezwykłą pogodę ducha pani Marii, która pomimo swoich 90 lat tryskała życiem. Ta jej wewnętrzna młodość widoczna była w zachwycie nad stworzeniem, nad synogarlicą, którą dokarmiała na parapecie swojego okna. Kochała kwiaty.

Pamiętam, że nigdy nie wyrzucała jedzenia - choć nieraz chleb był już suchy, prosiła, by przygotować jej posiłek z tych rzeczy, które miała w domu. To było niezwykłe w zderzeniu z tym, co w dzisiejszych czasach robi się z jedzeniem...

Reklama

Pani Marysia mówiła do ludzi w niedający się zapomnieć sposób - niezwykle dostojny i spokojny, z gracją. Używała pięknej polszczyzny, którą wyniosła z domu. Wiele razy opowiadała o swoich rodzicach i braciach, o rodzinnym Tczewie, pobycie w Sancygniowie, o czasach wojny i okupacji. A przy tym nigdy nie była smutna czy melancholijna - zawsze opanowana i pogodzona z życiem.

Jeśli chciała coś zrobić, gdzieś pojechać - robiła to, choć wymagało to od niej wielkiego wysiłku. Widziała dobro wokoło i szukała dobra w ludziach. Nie narzucała innym swojej religijności czy wizji świata. Nie tworzyła barier, lubiła pytać i potrafiła słuchać - dawała wolność w wypowiadaniu się. Dlatego rozmowy z nią były tak budujące.

Panią Marysię znało wielu krakowian. Widziałam nieraz, jak różni dostojnicy witają się z nią, dając wyraz swojego ogromnego szacunku. Tak, pani Marysia - skromna, przygarbiona staruszka o siwych oczach i białych, upiętych z tyłu włosach - była niezwykłą osobą. Spotkania z nią sprawiały radość i ubogacały wewnętrznie. Wierzę, że teraz już patrzy na nas z nieba, uśmiechając się do nas i do synogarlicy na swoim oknie...

Agnieszka Konik-Korn

* * *

Natrafiłem kiedyś (było to w okolicy 2008 r.) na zbiór wspomnień o słudze Bożym Jerzym Ciesielskim, pt.: „Dziękuję Ci Boże, że jestem”. Zainteresowała mnie ta postać wyjątkowo, więc chciałem dowiedzieć się o nim jeszcze więcej, chociażby poznając ludzi, którzy mieli okazję go spotkać. Wspomnienia te zebrała i zredagowała pani Maria Władyczanka, zamieszczając w książce dodatkowo swój adres pocztowy na wypadek, gdyby ktoś chciał dołączyć swoje wspomnienia. Któregoś dnia wybrałem się pod ten adres i, niestety, nikogo nie zastałem. Zapukałem więc w sąsiednie drzwi - wychyliła się sąsiadka i zapytała, po co przyszedłem. W taki to sposób zdobyłem kontakt telefoniczny do pani Władyczanki i w rezultacie po pewnym czasie pani Maria zaprosiła mnie do siebie. Taki był początek naszej znajomości. Znajomości dla mnie niezwykłej, która czasem mnie przerastała, jednak nigdy nie oddalała od Niej…

Reklama

Sposób życia pani Marii i Jej otwartość na drugiego człowieka mnie fascynowały (i tak już pozostało) i choć - ujmując to szeroko - różniliśmy się, to nie mogłem się Jej nadziwić, jaką niezwykłą osobą pozostawała. Jej otwartość, chęć poznawania i słuchania drugiego człowieka, obdarzanie innych zadziwiającym (nieraz aż zawstydzającym!) zaufaniem i bezinteresownością, zdolność do zachwytu oraz Jej niezwykła pokora w znoszeniu trudności - silnie oddziaływały na mnie samego i na to, w jaki sposób patrzyłem na świat.

Któregoś razu odwiedziłem panią Marię z różą w ręku - chciałem sprawić Jej przyjemność i wyrazić wdzięczność. Jej reakcja mnie zaskoczyła - najzwyczajniej w świecie się zawstydziła (!), aż przez chwilę zaniemówiła… Widziałem, że sprawiło Jej to wiele radości.

Innym razem, było to zimą, postanowiłem Ją odwiedzić bez wcześniejszej zapowiedzi. Zadzwoniłem, już w drodze do Niej, że chciałbym wpaść i porozmawiać. Zapytała mnie: „A która to godzina, Łukaszu?”. - „Piąta” - odpowiedziałem. Chwila ciszy (zdaje się, że wybudziłem p. Marię z drzemki) i odparła: „Dobrze, zapraszam Cię”. Po kilkunastu minutach rozmowy pani Maria zapytała mnie, skąd mój pomysł na tak poranną wizytę: - „Bardzo to niezwykłe. Bardzo z Ciebie oryginał…” - dodała. Zrobiłem „niezrozumiałą” minę i zapadła na chwilę cisza… I w tym momencie oboje wybuchnęliśmy śmiechem - zrozumieliśmy, że pani Maria sądziła, że jest dopiero piąta rano (!). Wybudzona z drzemki, gdy zmrok za oknem…

Reklama

Dzieliła się ze mną tym, co miała - swoim czasem, pomysłami, mądrymi pytaniami (bardzo je lubiłem!). To pani Maria zapoznała mnie z grupą „Iuventus Christiana” i z żoną Jerzego Ciesielskiego - panią Danutą.

Brakuje mi tego, brakuje mi Jej.

Łukasz Zdanowicz

2013-01-28 10:21

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Najważniejsze z rozmów

Przygotowywałam się na ślub i wesele znajomych, chciałam kupić trochę dodatków. Wchodząc do jednego z krakowskich centrów handlowych, podeszłam do stoiska z biżuterią. Nie przypuszczałam, że za chwilę nastąpi bardzo ciekawe spotkanie i rozmowa – tak rozpoczyna swą opowieść moja dobra znajoma. Opowieść o tym, jak w codziennych sytuacjach można mówić o Bogu.

CZYTAJ DALEJ

Wojownicy Maryi w Rzeszowie

2024-04-28 22:14

Mariusz Barnaś

Wojownicy Maryi na ulicach Rzeszowa

Wojownicy Maryi na ulicach Rzeszowa

W sobotę 20 kwietnia 2024 roku miało miejsce kolejne ogólne spotkanie Wojowników Maryi, które tym razem odbyło się w Rzeszowie w Parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa. Poświęcone było przede wszystkim ojcom oraz synom, którzy licznie dotarli do stolicy Podkarpacia. W spotkaniu wzięło udział ponad 7000 uczestników z całe Polski, ale też z Europy.

Tradycyjnie już spotkanie rozpoczęło się od procesji różańcowej ulicami miasta, następnie odbyła się Msza święta pod przewodnictwem ks. biskupa Jana Wątroby, podczas której kazanie wygłosił ks. Dominik Chmielewski SDB, który zwrócił naszą uwagę na następujące kwestie:

CZYTAJ DALEJ

Bp Piotrowski: duchowni byli ostoją polskości

2024-04-29 11:42

[ TEMATY ]

bp Jan Piotrowski

duchowni

archiwum Ryszard Wyszyński

Odsłonięcie i poświęcenie pamiątkowej tablicy przy ścianie śmierci - z nazwiskami kilkunastu duchownych katolickich, którzy zginęli w obozie Gross- Rosen w Rogoźnicy

Odsłonięcie i poświęcenie pamiątkowej tablicy przy ścianie śmierci - z nazwiskami kilkunastu duchownych katolickich, którzy zginęli w obozie Gross- Rosen w Rogoźnicy

Duchowni byli ostoją polskości, co uniemożliwiało skuteczne wyniszczenie narodu, zgodnie z niemieckim planem - mówił dzisiaj w kieleckiej bazylice bp Jan Piotrowski, sprawując Mszę św. przy ołtarzu Matki Bożej Łaskawej, z okazji Narodowego Dnia Męczeństwa Duchowieństwa Polskiego.

- To duchowni, według Niemców, byli grupą niezwykle niebezpieczną, ponieważ poprzez swoją pracę duszpasterską wspierali wszystkich Polaków - podkreślał biskup w homilii. - Od początku wojny byli wyłapywani, torturowani, niszczeni i mordowani - dodał. Jak zauważył, „sakramentalne kapłaństwo było dla Niemców, Rosjan, a potem komunistów znakiem sprzeciwu”.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję