Całemu zespołowi szkół patronuje Jan Paweł II. - Kiedy przyszedłem do Żar 16 lat temu, dowiedziałem się, że ze strony osób świeckich wyszła inicjatywa, żeby stworzyć tu szkołę katolicką - wspomina ks. Tadeusz Dobrucki, proboszcz parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. - Rozmawiałem wtedy z paniami Danutą Madej i Anną Łobodą, sam miałem już za sobą budowę jednego kościoła, remont drugiego, budowę plebanii, a więc robiłem już w życiu różne rzeczy i stwierdziłem, że jeśli tylko znajdą się ludzie, którzy będą umieli tę szkołę prowadzić, to ja się włączę do współpracy. I tak w 1997 r. założyliśmy szkołę podstawową.
Parafia, rodzice, życzliwi ludzie
Od początku w tworzenie szkoły zaangażowali się rodzice. Pomagali w malowaniu, szyli firanki... Szkoła się rozwijała, a dzieci rosły i w końcu rodzice stwierdzili, że chcą też dla nich katolickiego gimnazjum. Pomysł chętnie zaakceptowano i jedyną przeszkodą był właściwie zbyt mały budynek. Trzeba go było rozbudować, co też nastąpiło. Pomieszczenia wygospodarowano nawet na plebanii. Otwarcie liceum było tylko kwestią czasu. - Myśmy się angażowali bardzo, ale wiele zawdzięczamy też pomocy życzliwych ludzi - podkreśla ks. Dobrucki. - Szukałem sponsorów, bo parafia ani szkoła nie dałyby sobie rady ze sfinansowaniem tego wszystkiego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Obecnie w podstawówce uczy się 144 dzieci, gimnazjum ma 111 uczniów, a liceum 82. Czym kierują się rodzice, posyłając tu swoje dziecko? - Z jednej strony na pewno osiągnięciami szkoły, bo mamy się czym pochwalić - mówi Małgorzata Penkal. - A z drugiej zwracają uwagę na wartości, których coraz mniej jest we współczesnym świecie. Mówią, że zależy im na tym, żeby dziecko umiało patrzeć na innych ludzi i zauważać ich problemy, potrafiło schylić się i pomóc. Rodzice dbają o to, żeby były jasno określone zasady.
Szkoła chce wychowywać, opierając się na Dekalogu - to jest podkreślane na różnych spotkaniach informacyjnych.
„Codziennie modlę się za tę szkołę”
Szkoła katolicka musi stawiać na rozwój duchowy. Co roku uczniowie z nauczycielami wyjeżdżają na szkolne rekolekcje. - Cieszy nas to, że zdecydowana większość, czyli ponad 90 procent naszych wychowanków, uczestniczy w tych rekolekcjach. Rodzice sami tego pilnują. Ta współpraca jest bardzo ważna, bo dzięki niej ideały, które mamy zapisane w statucie szkoły, mogą stać się żywymi ideałami. Myślę, że bez wsparcia rodziców nie byłoby to możliwe - mówi dyrektorka.
- Od samego początku przyjąłem taką zasadę, że codziennie modlę się za tę szkołę. Odmawiam Różaniec w intencji dzieci, młodzieży, rodziców, nauczycieli i innych pracowników. Nie wyobrażam sobie, że ta szkoła mogłaby istnieć, rozwijać się i mieć takie osiągnięcia bez wsparcia modlitewnego. I cieszę się, że niektórzy nauczyciele są np. w Kościele Domowym - mówi ks. prał. Dobrucki.
Co miesiąc w kościele parafialnym odprawiana jest Msza św. dla szkoły. Cztery razy w roku jest organizowana spowiedź. - W tym roku ks. Piotr Pluta z zespołem katechetów opracował program formacyjny, w który zaangażowani są i wychowawcy, i nauczyciele przedmiotów - chcemy, żeby nasi uczniowie byli formowani z wielu stron i na wiele sposobów - dodaje Małgorzata Penkal.
Wychowywać i uwrażliwiać
Reklama
Od początku jasne było, że szkoła ma wobec swych uczniów wymagania i dotyczą one również ich zachowań. To nie oznacza oczywiście metody „bicia linijką po łapach”, dyscyplinę można utrzymać również w inny sposób. I nie zawsze trzeba zasłaniać się powszechnymi opiniami o tzw. okresie buntu.
- Czy gimnazjum to rzeczywiście trudny wiek? Myślę, że to raczej wiek, który pokazuje nam, dorosłym, że ci uczniowie to partnerzy, którzy chcą z nami rozmawiać. To wiek, w którym rodzą się różne dziwne pytania, niezrozumiałe z perspektywy osoby dorosłej. A młody człowiek domaga się dialogu, potrzebuje rozmawiać. To nie jest okres buntu, ale czas, kiedy uczeń mówi: „Popatrzcie na mnie, na moje potrzeby” - mówi dyrektorka. - Nie podoba mi się, kiedy słyszę, że uczeń dostaje opinię z jakiejś poradni i już w zasadzie nie musi nic robić, bo patrzy się na niego pobłażliwie. To niewłaściwe podejście, również on ma prawo i obowiązek się rozwijać.
To nie jest szkoła złożona z samych ideałów. I tutaj zdarzają się sytuacje i konflikty, których raczej chciałoby się uniknąć. - Nie ma gotowej recepty, jak sobie z tym radzić, ale myślę, że nam jest łatwiej, ponieważ dokładnie wiemy, jakiego absolwenta chcemy wypuścić. A do tego w szkole nie ma uczniów anonimowych. Klasy są maksymalnie 16-osobowe, więc do wszystkich zwracamy się po imieniu. Szkoła ma też po prostu dobry klimat. Jest wsparcie księży, są rodzice. Dzięki temu udaje nam się wielu sytuacjom zapobiec, inne załagodzić - mówi Małgorzata Penkal.
Reklama
Szkoła w różny sposób wpaja uczniom wartości. Z dużym aplauzem spotkał się występ z okazji 11 listopada. Nauczyciele i wychowankowie śpiewają w jednym chórze. Stawia się tu też na wolontariat. - Współpracujemy z ośrodkiem dla dzieci głuchych, wspieramy Dzieło Nowego Tysiąclecia, zbieramy pieniądze na hospicjum, pomagamy zwierzętom w żarskim schronisku - wymienia dyrektorka. - W tym roku w ramach akcji Szlachetna Paczka zapytano mnie, czy narzucać to klasom, czy dać im wolność wyboru. Oczywiście powiedziałam, że możemy jedynie poinformować, że jest taka akcja, a uczniowie już sami zdecydują. Po godzinie wszystkie klasy zgłosiły chęć udziału. Myślę, że takie sytuacje najlepiej dowodzą ich wrażliwości na potrzeby innych.
Wyniki nie kłamią
Zewnętrzne egzaminy są dowodem na wysoki poziom nauczania we wszystkich trzech placówkach (pierwsze, drugie i trzecie miejsca w województwie, 100-procentowa zdawalność egzaminów maturalnych). Tytuł Szkoły Odkrywcy Talentów też wiele znaczy, bo dowodzi, że zdolni uczniowie mogą liczyć na pomoc i możliwość rozwoju. Uczniom stawiane są wysokie wymagania, ale - jak podkreśla dyrektorka - nie każdy musi być olimpijczykiem, każdy natomiast musi się rozwijać na miarę swoich możliwości. I to podejście skutkuje, bo większość absolwentów dostaje się na wymarzone uczelnie. - Wracają do nas, żeby się pochwalić sukcesami, wysyłają e-maile. To prawdziwi ambasadorzy naszych szkół. Jedna absolwentka, która zaszła naprawdę daleko, powiedziała, że wszędzie opowiada, że wyszła ze szkoły katolickiej, bo uważa, że ma z czego być dumna - mówi Małgorzata Penkal. - Wiadomo, że uczniowie zawsze muszą trochę ponarzekać na szkołę, ale jednocześnie wszyscy widzimy, że się jej nie wstydzą.
Po lekcjach jest czas na zajęcia dodatkowe, różne koła zainteresowań, zajęcia sportowe. Każdy może znaleźć coś dla siebie i rozwijać się w ulubionej dziedzinie. Bywa, że uczniowie wracają do domu wieczorem, ale na pewno nie marnują czasu.
Z uwagi na wysoki poziom nauczania, kandydaci przechodzą rekrutację. Nawet, żeby zostać uczniem podstawówki, trzeba przejść diagnozę psychologiczno-pedagogiczną. I zdarza się, że dziecko, które np. nie wykazuje wystarczającej dojrzałości szkolnej, nie zostaje przyjęte, bo nie poradziłoby sobie choćby z dwoma językami obcymi już od pierwszej klasy. W gimnazjum bierze się pod uwagę wyniki egzaminów z pięciu przedmiotów, ocenę z zachowania i opinię wychowawcy, w liceum wyniki egzaminów gimnazjalnych, dodatkowe osiągnięcia, zaangażowanie w wolontariat. - Mówi się niekiedy, że jak szkoła jest prywatna, to przyjmie każdego, bo potrzebuje pieniędzy. U nas jest inaczej - zapewnia dyrektorka.