Odwiedziny kapłana u wiernych mają biblijne korzenie.
Ewangelie opowiadają o wizytach Chrystusa w domach osób, które Go zapraszały. Wystarczy wspomnieć choćby gościnę u Marii, Marty i Łazarza czy w apartamentach bogatego Zacheusza. Ten ostatni może być nawet wzorem tradycji kolędowej „koperty”, wszak obiecał poczwórny datek. Odwiedziny u wiernych mają swoje biblijne korzenie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
W kościele lub w domu
W komunikacie Kurii Metropolitalnej czytamy, że możliwe są w tym roku dwie formy wizyt duszpasterskich. Pierwsza, znana już z ubiegłego roku, polega na zaproszeniu przez proboszcza wiernych w mniejszych grupach do kościoła w dni powszednie. Takie spotkanie rozpoczyna Msza św., a potem następuje błogosławieństwo. Druga, bliższa tradycyjnej, zakłada przybycie kapłana do domów parafian po uprzednim zaproszeniu z ich strony, oczywiście z zachowaniem zasad sanitarnych. W tym przypadku większość proboszczów zadbała o przekazanie stosownych informacji zarówno w ogłoszeniach z ambon, jak i na stronach parafialnych.
Niestety, w niektórych kościołach poprzestano na pierwszej wersji, co wyeliminowało z możliwości zaproszenia księdza te rodziny, które z różnych względów rzadziej przychodzą do świątyń parafialnych. A są to względy bardzo uzasadnione, np. udają się do miejsc zamieszkania rodziców i tam razem z nimi idą na Mszę św. W naszym regionie dominuje jeszcze zwyczaj wyjazdu z miast do rodzinnych wsi na weekend, tam są spotkania z krewnymi i odwiedzanie cmentarzy. Przy okazji na miejskie stoły trafiają ekologiczne warzywa czy nabiał.
Wybór innego niż parafialny kościół spowodowany jest coraz częściej atmosferą wspólnoty, doświadczanej poza swoją parafią oraz poziomem kazań. Dotyczy to zwłaszcza młodszych rodzin, dla których granice parafii - głównie w miastach - są umowne. Co innego kolęda; tej oczekują od „swojego” księdza, przecież nie mogą zaprosić ulubionych zakonników czy proboszcza z innej dzielnicy.
Reklama
Mity o kopertach
Kodeks Prawa Kanonicznego wyraźnie zaleca kolędę: „Pragnąc dobrze wypełnić funkcję pasterza, proboszcz powinien starać się poznać wiernych powierzonych jego pieczy. Winien zatem nawiedzać rodziny, uczestnicząc w troskach wiernych, zwłaszcza niepokojach i smutku, oraz umacniając ich w Panu, jak również - jeśli w czymś nie domagają - roztropnie ich korygując”. I w większości przypadków tak właśnie rozgrywa się spotkanie kapłanów z wiernymi. Mitem, podsycanym przez antykościelne media, są koperty. Prawdą jest, że proboszczowie oczekują wsparcia finansowego ze strony wiernych i zdecydowana ich większość doskonale to rozumie. Nie spotkałem księdza, który obraziłby się na któregoś z parafian z powodu braku koperty. Za to wiele razy słyszałem gderanie mieszkańców danej parafii - mieszkańców, bo raczej za wiernych uznać ich nie można - w stylu: „Na co mu tyle pieniędzy?” Nawet pobieżne spojrzenie na rachunki (rosnące od nowego roku koszmarnie) za gaz i prąd wyjaśnia wszystko. A już całkowitą legendą jest powtarzanie hasła, że za pieniądze wiernych księża kupują sobie mercedesy; jeśli tak to najwyżej dwudziestoletnie.
Jeden złoty czterdzieści groszy
I jeszcze kamyczek z mojej własnej doli duszpasterskiej. Od wielu lat odwiedzam osoby bezdomne w pustostanach, zawaliskach, w altanach na ogródkach działkowych. Zwykle jest tak, że to ja - razem z wolontariuszami - coś przynoszę: konserwy, ciepłe rękawiczki. Ostatnio jednak dwóch samotnych panów, rezydujących w komórkach na narzędzia, włożyło mi w ręce datek kolędowy. Było tego jeden złoty i czterdzieści groszy. Oddali wszystko, co mieli. Coś jak w przypadku ewangelicznej ubogiej wdowy.