Każdy człowiek choć raz w życiu zastanawia się nad śmiercią. Nieważne, kiedy. Czy wtedy, gdy nie ma powodu o niej myśleć, czy wtedy, gdy jest bardzo blisko. Może dlatego każdy
ma swój obraz, wizję śmierci - tego jak ona wygląda, na czym polega, czym właściwie jest. Czy będzie szybka i niespodziewana, czy będzie - jak się może wydawać - ciągnąć się
w nieskończoność? Będzie oczekiwana, jako koniec udręk czy - w miarę ludzkich możliwości - odpychana jak najdalej? I wreszcie najważniejsze: czy jest końcem,
czy dopiero początkiem życia? Te pytania pozostaną dla nas ludzi bez odpowiedzi. Ale może i lepiej. Może Bóg, obdarzając nas nieświadomością miał w tym swój konkretny cel...
Na pewno miał, bo co to byłby za świat, w którym ludzie wiedzieliby o śmierci wszystko? W którym nic nikogo nie mogłoby zdziwić, zaskoczyć... Bo tak
przecież zdarza się często, że śmierć przychodzi niespodziewanie, w najmniej oczekiwanym momencie.
I tego właśnie zrozumieć nie mogę. Dlaczego Bóg w tak wielu przypadkach nie daje szansy na przygotowanie do tej ważnej wędrówki? Tak wielu odchodzi w sposób beznadziejny,
jakby przez Boga nieprzemyślany. Młodzi ludzie ginący w wypadkach, przez nieuwagę, albo przez kaprys psychopaty...
Z czasem rodzina się z tym godzi, dochodzi do wniosku, że „był potrzeby Bogu na tamtym świecie”. Ale dlaczego tak jest? A tu nie byłby komuś potrzebny? Może stworzyłby
coś dobrego, ważnego...
Gdzieś usłyszałam, że starość jest wieżą z rozległym widokiem na okolicę. Ale dlaczego Bóg nie wszystkim pozwala na tę więżę wejść?
To takie dziwne, że każdy człowiek mimo wiedzy, że kiedyś na pewno umrze, jeszcze nie przywykł do tej myśli. Co gorsze, wielu ludzi boi się śmierci. Tołstoj pisał, że lęk człowieka przed śmiercią
jest świadomością grzechu. Na pewno wiele w tym prawdy, ale czy ci, którzy nie uznają czegoś takiego jak grzech, nie boją się śmierci?
Wiem, że śmierć to temat, na który rozmawiać można tylko przypuszczeniami - bo nie ma nikogo, kto ma za sobą praktykę, zapytać nie możemy. Ale przecież Bóg musiał zostawić dla
ludzi jakąś wskazówkę. Musiał - ale mam takie dziwne wrażenie, że jest ona na tyle skomplikowana, iż nie wszyscy mogą zdążyć, ją rozszyfrować...
Dorota Pasierbińska
Odpowiedź redakcji
Droga Doroto!
Zadajesz nam trudne pytania. Dotyczą tajemnicy śmierci, a to temat bardzo złożony. W tym przypadku nie jest możliwe generalizowanie i uogólnianie. Każdy ma inne odczucia,
myśli. Piszę „tajemnica”, a nie problem, gdyż problem można rozwiązać, tajemnicę co najwyżej można mniej lub bardziej zgłębić i rozjaśnić. Nie jest możliwe, aby człowiek
sam z siebie udzielił wyczerpującej odpowiedzi na pytania, które mniej lub bardziej natarczywie, w młodszym lub starszym wieku, ale jednak się pojawiają: czym jest śmierć, co po
śmierci? Co to znaczy, że śmierć jest kresem? Czy - jak piszesz - śmierć jest końcem,czy dopiero początkiem życia? Jaki jest sens śmierci? Szczególnie cisną się te pytania wtedy, gdy umiera
ktoś bliski. Od odpowiedzi na te pytania zależy życie, sens życia.
Historia ludzkiej myśli nacechowana jest zmaganiem się z tą tajemnicą. Jest to kwestia stawiana przez myślicieli każdej epoki. Według starożytnych wierzeń człowiek przedłuża swoje życie
w potomstwie, które pozostawia. Horacy uznał, że pozostanie w swej twórczości: „Wzniosłem pomnik trwalszy od spiżu”. Dla greckiego filozofa Epikura problem śmierci jest
problemem fałszywym, gdyż - jak mawiał - „kiedy ja jestem, nie ma jeszcze śmierci; kiedy jest natomiast śmierć, mnie już nie ma”. Św. Augustyn jest autorem następującej myśli:
„Śmierć jest śmiertelną chorobą, którą jesteśmy zarażeni już w momencie narodzin”. Czyż reminiscencją tej myśli nie jest tytuł polskiego filmu reżysera Krzysztofa Zanussiego Życie
jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową (choć on sam zastrzegał się, że przeczytał to zdanie wypisane na murze). Chyba najbardziej pesymistyczne jest stanowisko filozofa Martina Heideggera:
życie ludzkie to bycie ku śmierci. Śmierć celem życia?
Odpowiedzi na te pytania człowiek nie znajdzie w sobie, w swoim doświadczeniu, bo nie ma doświadczenia śmierci. I może dlatego raczej uciekamy od myślenia i rozmów
o śmierci. Z jednej strony śmierć stała się tematem tabu i dlatego najlepiej, aby człowiek umierał gdzieś za zasłoną, aby - jak mówi jedna z bohaterek
dramatu Requiem dla gospodyni W. Myśliwskiego - „nie zakłócać innym biegu życia, tak jest wygodniej dla wszystkich”.
Z drugiej zaś strony śmierć nabrała cech widowiska (gry komputerowe, filmy akcji, gdzie widok martwych ciał jest czymś nagminnym), nie robi już na człowieku wrażenia - ze wszystkim
można się obyć.
Owszem, możemy uciekać od myślenia o śmierci, ale nie uciekniemy od śmierci. Tu próby generalnej nie będzie, nie będzie też jak w grze komputerowej „kolejnego życia”.
Tego, że śmierć nastąpi możemy być absolutnie pewni. I chyba zawsze śmierć przychodzi za wcześnie. Piszesz: „Tak wielu odchodzi w sposób beznadziejny, jakby przez
Boga nieprzemyślany. Młodzi ludzie ginący w wypadkach, przez nieuwagę, albo przez kaprys psychopaty...”. Jest to pytanie nie o odpowiedzialność Boga, lecz o wolność
i odpowiedzialność człowieka. Mamy taką tendencję, aby odpowiedzialność za zło najczęściej przypisać Bogu i posadzić Go na ławie oskarżonych.
A propos tego, że śmierć przychodzi niespodziewanie, to widzę wielką mądrość w słowach modlitwy: „Od nagłej, a niespodziewanej śmierci, zachowaj nas, Panie”. Człowiek
powinien przygotować się do tej chwili. Chrześcijanin wie, co to oznacza. Duże wrażenie wywierają na mnie słowa wypowiedziane przed laty przez kard. Wojtyłę: „Człowiek umiera zawsze w momencie
najbardziej dla niego odpowiednim, bo Bóg jest dobry”. Nie mniej godne zauważenia jest również to, co napisał o. Leon Knabit: „Nawet, jeśli się wydaje, że ktoś nie jest przygotowany na spotkanie
z Bogiem, to Bóg zawsze jest przygotowany na spotkanie z człowiekiem”.
Śmierci bał się również Jezus, choć był bez grzechu. Oczywiście, tak jak już napisałem, odpowiedzi na pytania dotyczące śmierci człowiek nie znajdzie sam w sobie. To nie oznacza, że takiej
odpowiedzi nie ma. Taka odpowiedź jednak istnieje. Przychodzi spoza człowieka, może być człowiekowi dana, objawiona. Słowo Boże rozjaśnia tajemnicę śmierci. Autor Księgi Mądrości nazywa Boga „Miłośnikiem
życia” (11, 26). I dlatego ma rację ks. Jerzy Szymik, który w jednym ze swoich wierszy napisał: „... miłość życia. Jest od Boga. Na pewno”. W Ewangelii
wg św. Łukasza czytamy: „Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych” (Łk 20, 38). „Bóg jest Miłością”, a więc Miłość nie podlega śmierci. Ks. Tomasz Węcławski napisał,
że kto kocha, ma śmierć już za sobą. Mroki śmierci rozjaśnia światło Zmartwychwstałego i nadzieja płynąca z tej prawdy dla nas brzmi - my również zmartwychwstaniemy.
Bóg chce życia, nie godzi się na śmierć. Dlatego ostatnie słowo nie należy do śmierci. To jest Dobra Nowina zaproponowana przez Jezusa.
Chcesz wiedzieć więcej, czytaj Ewangelię - znajdziesz światło, które rozjaśni Ci tajemnicę śmierci. Na koniec słowa nowej błogosławionej Kościoła, Matki Teresy z Kalkuty: „Śmierć
nie powinna nas zasmucać. Jedyną rzeczą, która powinna nas martwić, jest świadomość, że nie jesteśmy święci”. Znalazłem tę myśl dzień po beatyfikacji, kiedy świeżo w pamięci mam jeszcze
jej obraz odsłonięty w czasie Mszy na placu św. Piotra. Przepiękny portret - uśmiechnięta, radosna Matka, ten uśmiech jest znakiem szczęścia płynącego ze zjednoczenia z Bogiem.
Radość człowieka świętego widoczna w jego oczach, na jego twarzy - niesamowite. To jeden z najpiękniejszych portretów świętych, jaki kiedykolwiek widziałem.
Ks. Paweł Staroszczyk
Pomóż w rozwoju naszego portalu